20 grudnia 2011

195.

No i stało się. Weekend minął, myślałam, spać nie mogłam i wymóżdżyłam (a raczej wymóżdżyliśmy, bom się z chłopem własnym naradzała jako z niezaangażowanym w me pracowe bolączki, przy okazji okazało się, że ta bestia mnie uważnie słucha i całkiem dobrze wyłapuje to co autorka zawarła między wierszami), stało się. That's official. Spróbuję, zobaczę, że dam radę to wiem, ale czy się nie wykończę przy okazji..?
Zostały mi raptem 3 dni w tym miejscu, później urlop i zmiana.

17 grudnia 2011

194.

Tuż przed samym końcem pracy woła mnie Prez
- pani usiądzie - proponuje
- mhm, nie lubię rozmów, które się tak zaczynają...
- mam dla pani propozycję... - chwila ciszy i budowania napięcia, pokazuję mu ręką żeby kontynuował - chciałbym, żeby się pani przeniosła do naszego drugiego oddziału na miejsce A. - tu mnie zatkało, siedzę i milczę... - nie musi mi pani dziś odpowiadać, ma pani weekend do namysłu
- ale tam jest kierowniczka, a ona jak pan wie jest specyficzną osobą :(
- wiem, ale właśnie ona sama panią chce do siebie na to miejsce, tylko panią nikogo innego

Wyszłam od niego wkurwiona i polazłam do mojej kierowniczki, po to żeby ją opr, że wiedziała i nic mi nie powiedziała, tylko pozwoliła mu tak bardzo mnie zaskoczyć. A ona się popłakała...
- nic nie wiedziałam, nic mi nie powiedział, jeśli zdecydujesz, że przejdziesz będzie mi bardzo, bardzo szkoda, ale nie mogę ci nic narzucić, bo powinnam się kierować dobrem pracownika, a tam będziesz miała większe pieniądze
- bo jak siedzisz u góry - wtrąca się Wu. - i nie widzimy co robisz, to myślimy, że nic nie robisz - wiedziałam, kurwa! - ale ostatnio jak cię nie było i musiałam cię zastąpić to był dramat, tam wiecznie ktoś coś chce, wiecznie ktoś przychodzi, dzwoni, atakuje, tam jest taki zajeb, że naprawdę ci nie zazdroszczę, a jak odejdziesz to wszystko spadnie na nas dopóki ktoś nowy się tego nie nauczy :(

Cała sytuacja ma swoje plusy.
  • jest to awans
  • bardziej odpowiedzialny zakres obowiązków
  • zdecydowanie więcej pracy, szczególnie księgowej
  • w 80% zmiana zakresu obowiązków (a nie oszukujmy się potrzebuję zmiany, bo lekko się wypaliłam), w 20% przejdzie za mną część starych rzeczy
  • z drugiej lokalizacji mam trochę bliżej do domu
  • własne biuro z klimatyzacją, czego zawsze w trakcie upałów zazdrościłam A. ;)
  • większa kasa
Ma też minusy.
  • choleryczną kierowniczkę, która naprawdę momentami jedzie po bandzie i pracownicy nie wytrzymują
  • średnia wieku wynosi 50+ i osoby tam pracujące nie są zbyt kumate, więc A. ciągnęła całą pracę tej lokalizacji na swoich barkach
  • jedna z pań tam pracujących dosyć często zapija i wtedy musiałabym ją zastępować odkładając na ten czas swoją pracę
  • A. jest filarem tej lokalizacji, więc kierowniczka nie chce jej puszczać na urlop i nie spodziewam się, że mnie by puszczała...
Nie wiem co mam zrobić. Niby awans, niby powinnam się poczuć doceniona, w obecnym miejscu też wiecznie ktoś robi mi pod górkę, też nie chcą mnie puścić na urlop. Zastanawiam się tylko czy ja wytrzymam z kierowniczką, która naprawdę stosuje mobbing jako styl zarządzania pracownikami...
- wiesz, pracujecie już 5 lat razem, miałyście już niejedną scysję - racjonalizuje moja matka - więc ona już wie, że nie dasz po sobie jechać
- tak, to prawda, ale co innego zjebać się wzajemnie przez telefon i mieć focha na odległość, a co innego przeżywać to drzwi w drzwi - bo moje nowe biuro ma być tuż obok jej

1 grudnia 2011

193.

Staram się rozliczyć jednemu z naszych lokatorów czynsz. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że pan ma dofinansowanie do czynszu z kilku miejsc, dopłatę przyjmowała średnio zorientowana osoba, a ja jesteszcze ten cały burdel lokatora muszę ogarnąć i porefakturować na odpowiednie kilka instytucji - część z Vatem, część bez Vatu, bo przecież nie może być zbyt pięknie :-)
Wiszę z kasjerką na telefonie, liczę i ni chuja nie wychodzi mi tak jak powinno wyjść
- a może od tej części trzeba odjąć to i to i wyjdzie? - sugeruje kasjerka
- pani I. no nie wychodzi, jest za dużo o 581,34 zł :-/
- to może nie odejmuje się tego, dodaje się tamto, a odejmuje się jeszcze coś?
- nie, tak też już sprawdzałam, w którą stronę bym nie policzyła wychodzi nie wiadomo skąd nadpłata, bo też urząd jak napisze pismo to się kurde ni kupy ni dupy nie trzyma!
- Kowalski ma nadpłatę? - pyta Prez - nie widzę problemu, ja biorę 20%, a resztą dzielicie się po połowie ;-)

29 listopada 2011

192.

Funeralne poczucie humoru to nasze zboczenie zawodowe...
Jakiś czas temu jesteśmy z moim mężczyzną na inscenizacji bitwy
- widzisz tylu zabitych będzie (tu wprowadził mnie w rys historyczny) a twoich chłopaków nie ma, tylu klientów wam ucieknie ;)
- się nie bój, jak tylko któryś zejdzie biegniemy do niego i klepiemy. Klient zaklepany - klient nasz ;)

Od rana dzwonię na pogrzebówkę i nie mogę się dodzwonić. Wkurwiona żalę się na głos
- no tak, a wypłatę to by pani chciała, więc oni na nią pracują ;)
- pfff, ja sama na nią pracuję, też w tym tygodniu klepnęłam nam klienta
- taaak? a jak się nazywał?
- Jan Kowalski - poszedł zerknąć na lapsa, wszedł w zlecenia pogrzebowe i dojrzał Jana po czym go wryło - no co? klient zaklepany - klient nasz ;) Oj to dziadek mojej koleżanki ze studiów...

Przeglądam karty zgonu ze szpitala
- jpd jaki pomór młodych ludzi był... same roczniki '70 i '80
- Roman mówi, że to na skutek expose Premiera i rewolucyjnych zmian w systemie emerytalnym ;)

24 listopada 2011

191.

Zepsuliśmy Pani okno. Procedura ubezpieczeniowa wygląda tak - oddamy Pani kasę, jak dostarczy nam fakturę. Jako, że Pani jest mocno starsza to wzięłam kasę za zepsute okno i do niej pojechałam.
- a od kiedy to my jeździmy do poszkodowanych? - pyta Prez
- jak to od kiedy? od kiedy zachodzi potrzeba... zresztą Pani to jakby nie patrzeć nasz target...
- i Pani myśli, że skoro zawiozła jej Pani kasę za wybite okno to ona się u nas pochowa?
- może nie, ale myślę, że nie zapomni wspomnieć sąsiadkom będącym w jej wieku jak cudownie, szybko i profesjonalnie załatwiliśmy jej szkodę, a u nich zakoduje się że jesteśmy solidna firma i być może przełoży się to na naszą, że tak to ujmę, sprzedaż
Marketing funeralny szeptany się kłania.

Wróciłam po chorobowym i nagle spiętrzyło mi się tyle spraw, że nie wyrabiam. Wczorajszy dzień:
- przyjeżdżam po kasę - zajmuje mi to 3 minuty,
- jadę na zakupy - bo do piątku muszę kompletnie wyposażyć gołe mieszkanie, oczywiście nie znajduję wszystkiego w jednym sklepie, więc latam po kilku,
- jadę do ubezpieczyciela wyjaśniać potwierdzenie sald wmawiające nam, że mamy samochody, których nigdy nie mieliśmy - nic nie załatwiam, bo ubezpieczycie swoje, a ja swoje, będziemy się zdzwaniać i sobie udowadniać, raczej ja im, że są osłami i mają rozpiździej w papierach ;>
- wracam do korpo - siadam do zaległych spraw, pracuję dokładnie 17 minut, bo muszę jechać do tego mieszkania które urządzam, albowiem coś się tam wyjebało...
Na miejscu spędzam 20 minut, 7 godzin i 40 minut poza korpo. 20 minut przed końcem pracy dzwoni mój Prezes
- gdzie Pani jest?
- oho szybko się Pan zorientował, że mnie dziś cały dzień nie ma ;) siedzę w mieszkaniu na G. raczej dziś już nie wrócę...
- o jaka szkoda, a ja dziś jadę na Pani osiedle, zabrałbym Panią do domu, a tak przepadło
- nic nie stoi na przeszkodzie żeby pan przyjechał po mnie na G. i zawiózł mnie do domu ;)
Przyjechał i zawiózł, bo nie miał czasu mi potruć w pracy, to potruł po drodze do domu ;)

1 listopada 2011

190.

Ludzie są jednak świniami...
Stoimy na cmentarzu przy grobie mojego ojca, 4 metry przed nami stoi rodzina, pani oparła się o pomnik znajdujący się za nią i nastąpiło wielkie BUM! Roztrzaskała komuś tablicę, państwo postanowili się oczywiście cichaczem zmyć. Ja zrobiłam zdjęcia i podchodzę do nich
- dzień dobry, nazywam się (...) jestem zajmuję się ubezpieczeniami w firmie, która zarządza tym cmentarzem i widziałam co się stało. Jako, że roztrzaskaliście Państwo czyjś pomnik poproszę o pani dane w razie gdyby zgłosiła się do nas poszkodowana rodzina.
- pani nic nam nie udowodni - odparł butnie mąż pani
- niestety muszę pana zmartwić, stałam 4 metry za państwem wszystko widziałam, mam świadków i zdjęcia
- danych nie podamy
- państwa wybór, mi wystarczą państwa zdjęcia, a po kartotece grobu i tak dojdę do tego kto opłacał miejsce, więc dane tak czy siak mam
Dodam, że ci państwo nie wyglądali na biednych, a mogiła którą rozwalili należy do bardzo skromnych i wątpię żeby właściciela pomnika było stać na wydanie ot tak kilku stów i naprawę pomnika. Zobaczymy, powalczymy.

17 października 2011

189.

Młody chłopak, pełen życia, pasji, planów...
Rano informacja, że stało się coś złego. Nie wierzę, przecież kilka dni temu był u mnie, omawialiśmy nowy, duży projekt, który miał nam zrobić, jak tylko skończy obecny. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy o rozwiązaniach technicznych, śmialiśmy się, pokazywał mi co można zrobić lepiej, mówiłam mu czego dokładnie chcemy.
- Do zobaczenia za 2 tygodnie, wtedy ustalimy szczegóły :) - śmiejące się orzechowe oczy
- Do następnego razu :)

Włączam wyszukiwarkę, wpisuję imię i nazwisko, otwieram stronę. Następnego razu nie będzie... Wracał ze zdjęć, które były cały jego pozapracowym światem, zasłabł/zasnął?, wjechał prosto pod tira. Czytam, NIE WIERZĘ!!! Widzę zdjęcia, poznaję samochód, nagły ścisk żołądka powoduje, że rzeczywistość dociera do mnie wyjątkowo boleśnie.
Nie pozostały po nim nawet buty, jest tylko głuchy telefon i ogromny żal.



Grzesiu robisz tam gdzieś zdjęcia, prawda..?

14 października 2011

188.

Fakt jest taki, że firma nie może mnie zwolnić, bom jest chroniona i choćby się posrali, zakładając że ja żadnego przestępstwa nie popełnię, muszą ze mną trwać przez kilka najbliższych lat.
Natomiast moje prywatne odczucia są takie, że kilka osób robi wszystko, żeby sama się zwolniła i z bliżej mi nieznajomego powodu poszła w pizdu.
Tytułem wstępu dodam, że to co ostatnimi czasy dzieje się w korpo przechodzi ludzkie pojęcie - np. zwalniamy pracowników, a nie przyjmujemy nowych, tylko przejmujemy ich obowiązki za tę samą kasę, albo co gorsza i co bardziej mnie boli zwalniamy naprawdę dobrych, robotnych pracowników tylko dlatego, że zauważają i głośno mówią o rzeczach, które absolutnie dziać się w korpo nie powinny.
W moim przypadku dwie osoby systematycznie robią wszystko, abym poczuła, że jestem w gównie po samą szyję i w którą stronę się nie ruszę i tak zapadnę się jeszcze bardziej.

Kilka scenek rodzajowych

Wyrwałam się na siku - a jestem tak zajebana robotą, że wyjście na 3 minuty do kibla to wyższa skomplikowana operacja logistyczna - w tym czasie ktoś do mnie dzwonił, więc po powrocie (po TRZECH kurwa minutach) oddzwaniam i co słyszę?
- gdzie byłaś? bo dzwoniłam, a nie odebrałaś, a Wu. nie mogła cię poszukać! - Wu. nawet nie wychyliła się za drzwi, żeby sprawdzić czy mnie nie ma gdzieś w pobliżu...

Mam kontrolę, przyjechała firma zewnętrzna i trzepie mi całą dokumentację, cała firma oczywiście o tym wie. Kontrola polega na tym, że siadamy z panem, on zadaje 100 pytań do, a ja się tłumaczę. Dzwoni ktoś do mnie z mega palącym na tę chwilę problemem
- Korporacyjna możesz teraz przerwać i zrobić Prezesowi kawę? - no kurwa sorry, ale parzenie kawy to nie jest chyba na tyle skomplikowana czynność, żeby przerywać mi kontrolę i wprawiać mnie w zażenowanie przed panem kontrolującym

A propos kontroli. Wchodzimy do pokoju
- pójdę sobie zrobić herbaty - rzecze moja w tym wypadku podwładna
- nie, siedź, Korporacyjna pójdzie i nam zrobi - pewnie, bo pan kontrolujący może poczekać aż główny barista tej firmy zaparzy napoje dla całej firmy...

Inna sprawą jest fakt, że mam podpisaną umowę na stanowisko referenta, zgodnie z doświadczeniem i zakresem obowiązków wykonuję obowiązki inspektora, a przy ludziach przez jedną z osób tytułowana jestem chronicznie z przekąsem sekretarką.

Nie wydaję mi się, żebym popadała w paranoję. Dla mnie to zachowanie nie jest normalne. Kurwa, człowiek daje się poniżać za 1234 zł netto...

5 października 2011

187.

Prezes zazwyczaj mówi skrótami myślowymi, co mnie do pewnego momentu wkurwiało, aż zaczęłam łapać co autor miał na myśli bez słów. Co gorsza w rozmowach - między sobą i przy innych - też posługujemy się skrótami myślowymi często zrozumiałymi tylko dla nas.

Kilka dni temu mamy gościa. Prez wypada z kabineciku z hasłem
- kawy!
- jedną czy dwie? - pytam
- zazwyczaj z rana za jednym zamachem pijam tylko jedną ;) - odzywa się nasz gość
- domyślam się, pytałam czy Prezes też chce ;)

Nasz reklamobiorca obciął nam reklamę , wzburzyliśmy się z rana i wróciliśmy do roboty. Na wychodnym Prezes zagaja
- jutro mi pani zmierzy
- rozumiem, że tą najdłuższą linijką ;)
- o czym do cholery rozmawiacie!?
- o reklamie :) - odpowiedzieliśmy zaniepokojonej Vice

4 października 2011

186.

Wieczorem wysłałam cv do - w żaden sposób nie powiązanej z nami - firmy, a rano mój Prezes już o wszystkim wiedział. I z całą pewnością nikt do niego nie dzwonił na telefon firmowy, bo ten odbieram wyłącznie ja, podobnie jak i maile. Jestem lekko zdziwiona.

30 września 2011

185.

Spóźnię się do pracy, więc zgodnie z obyczajem piszę smsa do Vice i Wu., aby poinformować je o tym fakcie. Do Bossicy nr telefonu nie mam, bo to informacja z gatunku tajne/poufne.
Spóźniam się całe 10 minut, Vice opowiada mi o poranku: Wu. dopiero po telefonie przyszła do góry i udała bardzo zdziwioną, że mnie nie ma, bo jej nie informowałam, bo czym waliła na mnie z dupy, bo tak się nie robi itepe.
- ależ wysłałam smsa zarówno do ciebie jak i do niej
- no ona twierdzi, że nic jej nie wysłałaś i była bardzo zła - no to wyjmuję telefon i pokazuje, sms do Wu. wysłany i odebrany o 6,46...
- a to pizda... - kwituje Vice
Moja Bossica łapie mnie na korytarzu i zabiera do kabineciku na rozmowę dyscyplinującą
- dlaczego MI nie powiedziałaś, że się spóźnisz?
- być może dlatego, że nie mam pani numeru telefonu? - Bossica zawsze przychodzi do pracy spóźniona, więc kontakt z nią z rana żaden - napisałam do Vice i do Wu. - która z Bossicą siedzi i chyba nie jest problemem przekazać informację, że dopuściłam się czynu karygodnego i się spóźniłam - a skoro już przy tym temacie jesteśmy to dlaczego Wu. powiedziała Vice, że nic nie wiedziała..? Tak się nie robi.
- nie wiem, pytaj Wu., a o telefon do mnie nigdy nie prosiłaś
- prosiłam, ale nie dostąpiłam zaszczytu - dzięki czemu pewną razą po całej nieprzespanej nocy, z 40 stopniową gorączką, rzygając dalej niż widząc musiałam poczekać na pojawienie się Bossicy w pracy i zameldowanie jej za pomocą stacjonarnego telefonu, że moje zwłoki chorują i się nie pojawią na włościach korpo...
- nie przypominam sobie takiej rozmowy
- ale ja sobie przypominam, zarówno ja jak i Wu. nie mamy do pani numeru
- nieprawda - na to wchodzi Wu., więc pytam ją czy ma ten numer, oczywiście nie ma - to nie jest informacja tajna, wam powinno zależeć żeby mieć mój numer, a nie prosiłyście
- dobrze, więc poproszę teraz - no co się będę z głupim kłócić, prosiłyśmy, zostałyśmy olane ciepłym moczem i tyle, widocznie nie padłyśmy odpowiednio do stóp
Finalnie numer dostałam. Bossica się gniewa, bo ją pominęłam w tłumaczeniu się całej firmie, że będę 10 minut później. Wu. udaje, że się nic nie stało i w sumie nawet nie wie, że wiem o jej kłamstwie i nieudanym podłożeniu mi kolejnej świni.
I tak z niczego w moim dziale robi się mega-kurwa-zajebisty-problem, który będzie mi wyrzygiwany do dnia zmiany pracy.

29 września 2011

184.

Praca mnie wkurwia.
Wkurwia mnie zarządzanie zasobami ludzkimi na tak niskim poziomie, że rzygać się chce na samą myśl, iż rządzi tobą taki baran, który jeśli o zzl chodzi w dupie był i gówno widział.
Serio, tracę szacunek do siebie samej, gdyż wciąż pracuję w miejscu gdzie potrafią głównie brać, a jak oczekujesz wyłącznie SZACUNKU (bo ta jałmużna przelewana mi co miesiąc na konto, która nieznacznie różni się od najniższej krajowej nie zasługuje na miano wypłaty adekwatnej do kompetencji i zakresu obowiązków) to jeszcze dostaniesz po łapach za to że w ogóle śmiałeś się odezwać.
Czuję, że nadszedł czas.

28 września 2011

183.

Enea to państwo w państwie - jak buka kocham. Przyłącze można odłączyć po zdjęciu licznika. Przyłącze jest nasze, a licznik pana kutasa, który za bardzo nie miał ochoty na odłączenie prądu, acz po wielu bojach se odłączył. Czekam aż szanowna Enea zadzwoni co by się z nami umówić na zdjęcie jebanego przyłącza, bo bez tego nie możemy zacząć rozbiórki. TRZECI TYDZIEŃ CZEKAM, bo z natury jestem cierpliwym, kurwa, człowiekiem. Dzwonię w końcu zapytać szanowne państwo kiedy ruszą dupy i odłączą. Odłączyć nie mogą, bo z centrali nie dostali JESZCZE pisma, że licznik jest zdjęty. O losie XXI wiek, a komunikują się chyba za pomocą gołębia, który do tego zboczył z trasy matka-centrala, a oddział-od zdejmowania. Jadę do centrali zjebać ich, że my czekamy, a oni se w chuja walą. Pan zdziwiony, wysyła przy mnie faks do oddziału z nakazem zdjęcia przyłącza. Kilka godzin później dzwoni jakiś łoś z oddziału, że pismo dostali (chwała-gołąb dotarł!!!), przyjadą odłączyć, ktoś z nas musi być żeby ich wpuścić i proponują jutro o 17
- niestety, pracujemy od 7-15 więc proszę żeby panowie się z nami spotkali w tych godzinach
- no to pojutrze o 17
- przepraszam, której części ze zdania że pracujemy od 7-15 pan nie zrozumiał?
- a jaki to problem podskoczyć o 17 na ten teren?
- zasadniczy? primo nie jest to w naszych godzinach pracy, secundo teren jest z lekka oddalony, więc tym bardziej nikt nie będzie chciał tłuc się po nocach w te i z powrotem
- no i?
- no i rozumiem, że płaci pan za nadgodziny :)
- niech będzie - jutro o 12, pasuje?
No i dogadać się w końcu można było.

27 września 2011

182.

Prez prosi mnie żebym w imieniu jego żony podpisała wraz z nim jakieś papiery
- pan chyba sobie żartuje, przecież to jest przestępstwo -zaczynam go jebać
- bo zapomniałem, teraz nie chce mi się wracać do domu, oj podpisze pani, żona wie, a tak po pracy bym pojechał do banku
Ja dalej jojczę, na co wchodzi Vice
- a co tu za awantura?
- zostałam panią Prezesową - ja się wkurwiam, on się chichra - się pan nie śmieje, tak bez pierścionka, siłą, to woła o pomstę do nieba ;)

22 września 2011

181.

Mój ulubiony najemca powrócił na łamy blogaska. Andrzejek, bo tak to męskie sucze się zowie, wisiał nam czynsz za 2 miechy i dziś wpłacił z adnotacją: "czynsz za 2 miesiące -faktura ZSC021". Letkom zdziczała, bo faktur takiej serii to my nie mamy, więc dzwonię do chuja zapytać o co kaman.
Nasza firma siostra kupiła od niego coś tam i mu nie zapłacili (bo on też im nigdy nie płacił w terminie, więc wzięli chujka na przeczekanie), więc on od naszego czynszu odliczył sobie ichniejszą fakturę.
- może mi pan wyjaśnić dlaczego pan sobie odliczył od czynszu fakturę firmy V?
- bo mi nie zapłacili za materiał
- ok, a co to ma wspólnego z nami?
- bo jesteście jedną firmą
- jesteśmy dwiema odrębnymi podmiotami ;>
- ale macie tego samego właściciela
- właścicieli mamy innych (właściciel kapitału jest ten sam a to spora różnica), więc proszę żeby pan uregulował należność względem nas
- ja sobie ustaliłem z księgowym firmy V., że tak to zrobię - tu 10 minut tłumaczenia, że to dwa różne podmioty i ogólnie mam w piździe jego widzimisie, umowę ma podpisaną z nami, nam zalega, więc ja mu liczę odsetki i serio skończy się w sądzie, bo ileż można
- panie Andrzeju mnie nie interesuje co pan sobie ustalił z panem Markiem, nie zamierzam z panem dyskutować, ma pan zapłacić i już, proste. Żegnam. - jeb telefonem

- o ależ tu ostro dzisiaj :D - jam wkurwiona, a Prezes sobie urządza ze mnie podśmiechujki
- nie śmiałabym się na pana miejscu, teraz będę jebać pana Marka - który to jest głównym księgowym samego właściciela kapitału, więc ewentualne zjebki za mój niewyparzony ryj dostanie Prezes :D
Dzwonię
- panie Marku może mi pan wytłumaczyć dlaczego za moimi plecami (do chuja jasnego!) ustala pan sobie ze swoim dłużnikiem jakieś rozliczenia z moją firmą?
- ja to ustaliłem tak: my mu nie zapłacimy, zamiast tego w jego imieniu zapłacimy wam
- świetna kompensata, a może mi pan powiedzieć jak księgowo zamierza pan to rozwiązać? bo jego faktura dla was jest na 8%, a nasza dla niego na 23% - zapanowała cisza - no to pan sobie przemyśli ewentualne problemy ZANIM cokolwiek pan zaproponuje i następnym razem proszę takie rzeczy ustalać ze mną PRZED faktem. Do widzenia.

Prezes wchodzi
- ależ pani jest dziś wkurwiona :D mam jeszcze kilku ludzi na ostrzał, nie chce pani podzwonić :D?

20 września 2011

180.

Narada w kabineciku Prezesa odnośnie naszej strategii marketingowej. Prezes jako przysłuchujący się ojciec tego burdelu, ja jako specjalista od marketingu i M.-prezes firmy siostry, którego na marginesie oboje z Prezesem mówiąc delikatnie nie trawimy.
M. podnieca się facebookiem i sugeruje, że koniecznie powinniśmy założyć sobie profil. Tzn. firma powinna, konkretnie nasza nowa inwestycja czyli krematorium.
- bo facebook to świetne narzędzie do kreowania wizerunku firmy - M. ma niemalże orgazm
- tak tylko my działamy w dosyć specyficznej branży, jakby nie patrzeć to w Polsce marketing funeralny jest raczej bardzo delikatny
- ale co też pani mówi, to da się zrobić, nawet przy krematorium, moglibyście wrzucać na stronkę wasze nowości
- no pewnie, już widzę oczyma wyobraźni jak miliony naszych fanów na wieść o nowej urnie GLORIA klikają "Lubię to!"...
- ale można wprowadzać też informacje techniczne o nowościach w usługach
- no pewnie, coś na kształt "mamy najnowocześniejszy młynek w Polsce, więc to co się nie skremuje bez trudu zostanie przemielone". Panie M. pan produkując materiał kwiatowy może sobie mieć profil na facebooku, ale my z całą pewnością takiego mieć nie będziemy. Koniec, kropka.
No, kurwa, umówmy się, są jakieś granice dobrego smaku, tak?

18 września 2011

179.

Narada w kabineciku Prezesa
- wymyśliłem sobie, że przeprowadzimy badania nt. z czym ludziom kojarzy się nazwa naszej firmy - rzekł pan i władca much i czeka aż złożę ofiarnie swą kandydaturę, ja milczę, on patrzy wyczekująco
- czy pan wie na ile osób powinna liczyć próba badawcza żeby wyniki były miarodajne?
- pani wie :)
- tak wiem i absolutnie nie zamierzam na to tracić czasu
- ale dlaczego :(?
- bo jest zimno i bo firma nie może beze mnie przeżyć pół dnia urlopu, a w tym wypadku musiałabym zniknąć na kilka dni, mogę najwyżej zakodować wyniki badać i zrobić raport, w żadnym wypadku nie zamierzam się bawić w przeprowadzanie badań

Bo w sumie z jakiej okazji? Płaci mi ktoś za to? Karolina mówi, że ona nie potrafiłaby tak pocisnąć ze swoim szefem, a z Prezesem to już w ogóle. Aczkolwiek mówiłam, że czasy dobrej cioci się skończyły.

13 września 2011

178.

Kilka dni temu...
Mówię Prezowi, że dzwoniła Gosia (jest po macierzyńskim na urlopie) powiedzieć, że przerywa urlop i ma chorobowe, a jak jej się skończy chorobowe to znów będzie na urlopie.
- pani mi powie prawdę - zaczyna wiedząc, że się z Gochą kumplujemy i wiem więcej niż ona oficjalnie mówi - ona już do pracy nie wróci nie?
- wróci
- pani mi kłamie, nie wróci - łazi i myśli - wiem! znowu jest w ciąży!
- nie jest
- ależ jest tylko nie chce mi pani powiedzieć!
- nie, nie jest i wróci do pracy
- nie wierzę pani ;> - i poszedł ze średnio umiarkowanym fochem

Chwilę później dzwoni Karolina, gadamy (a że biuro moje, Prezesa i Vice są obok siebie to wszyscy wszystko słyszą), ja pytam:
- no i kiedy jest ta rozmowa? mhm, a powiedz mi czy ja muszę napisać ten list, bo mi się szczerze mówiąc nie chce go pisać - kiedy skończyłam gadać on woła mnie do siebie
- pani usiądzie - oho zbiera nam się na szczere zwierzenia :) jak każe mi usiąść to ZAWSZE zadaje pytania za 100 punktów - pani mi powie prawdę
- ale o czym?
- Gosia jest w ciąży i nie wróci, a pani odchodzi, prawda?
- nie, nieprawda
- przecież widzę, że chce mi pani to powiedzieć, pani to z siebie wydusi :)
- pan sobie coś uroił, a ja nie mam zamiaru w tym brać udziału - wstałam i wychodzę
- pani nie jest ze mną szczera! pani mi nie chce powiedzieć prawdy! - drze się za mną
- taaa i tak się rodzi plotka, sobie pan wymyślił i teraz żyć mi nie daje!
Walnął focha i zamknął drzwi, a jak on zamyka drzwi to znaczy, że naprawdę ma focha :)

7 września 2011

177.

Postanowiłam się zsuczyć i ograniczyć kontakt z korpo do niezbędnego minimum. Gold we mnie nie wierzy, a ja daję radę :) Zdążyłam wczoraj wejść do domu, dzwoni komórka, omatkoicórko, z rozmachu bym odebrała, ale zapaliło mi się czerwone światełko i olałam temat na całej linii, czym pochwaliłam się Karo, która zgodnie ze mną stwierdziła, że czeka mnie jutro zjeb w pracy.
Nastało jutro, wpadłam do dziewcząt i czekam na atak
- dzwoniłam wczoraj do ciebie - zagaja Wu.
- wiem - nie komentuję
- ale nie odebrałaś - Bossica przygląda mi się badawczo
- wiem - dalej milczę, zero tłumaczenia
- ani nie oddzwoniłaś
- wiem - i tu tonem słodkiej kretynki szczebioczę - a coś się stało :)? - tu nastąpiło wyłuszczenie pierdoły pt. ona coś ode mnie chciała, ale nie znalazła, więc musiała napisać sama, dramat, tragedyja i rozpacz! - wiesz Wu., bo tak się składa, że wzięłam się za to, co spokojnie powinnam zrobić wcześniej, dużo wcześniej (mina Bossicy po zacytowaniu jej słów - bezcenna ;)), więc wyciszyłam telefon, żeby mi nikt nie zawracał dupy jakimiś pierdołami
Mam przejebane na całej linii i nie łudźmy się, że premia, czy inne bonusy będą w moim dziale sprawiedliwie rozdzielane. Niech się dziewczęta nachapią po same kokardy skoro tak ciężko jebią w tej firmie :) Zdecydowanie bardziej niż przejebane, mam na to już wyjebane :)

5 września 2011

176.

Poszłam z Bossicą na kompromis i ustaliłam, że jestem skłonna wziąć po pół dnia urlopu skoro jestem im tak niezbędnie do firmowego życia potrzebna - taka moja dobra wola. W podzięce od kogoś, kto się byczył bite dwa tygodnie typowo wypoczynkowo usłyszałam:
- wiesz co? mi się wydaje, że mogłaś spokojnie tę pracę napisać wcześniej. Dużo wcześniej.
Przysięgam, że jej szczęście, iż w czasie kiedy dzieliła się ze mną swoimi głębokimi przemyśleniami wisiałam na telefonie, bo zjebałabym ją od góry do dołu jak burą sukę. A tak doszłam do wniosku, że absolutnie nie zniżę się do jej poziomu i będę ponad to.
Tym hasłem Bossica załatwiła sobie mój kompletny tumiwisizm na sprawy firmowe, które mnie nie dotyczą - zero pomocy, zero zwalania na mnie jej obowiązków i odpowiedzialności za jej błędy i ZERO, kurwa, odbierania telefonu na urlopie i po godzinach pracy.
Rzekłam!

1 września 2011

175.

Pięć minut przed końcem pracy dzwoni Prez, że coś tam się zesrało, wyjebało, a potrzebne jest na wczoraj, oczywiście znajduje się u niego na laptopie w folderze ściśle tajne przez poufne, mam se przerzucić na dysk wewnętrzny i dokonać niemożliwego. Myślę sobie, no to kutas z wyjścia o czasie i działam. W międzyczasie okazuje się, że:
1) cza to poprawić, a to jest ściśle księgowe, a jak wiadomo księgowość bankowa to mój, kurwa, konik i pasja
2) jebane komórki sumujące są zablokowane hasłem, więc dzwonie do pani z banku, która po pół godziny odbiera i łaskawie ujawnia mi tajne hasło
3) ściśle tajnego przez poufne z dysku wewnętrznego nie można dołączyć do maila, bo "odmowa dostępu"
tu mnie oświeca, że może zamiast na dysk wewnętrzny zgram sobie to na pena (szukanie firmowego pena, bo swój został w domu, zajmuje mi przetrzepanie biurek trzech pracowników) i powtarzam wszystkie kroki jeszcze kurwa raz. Udaje się, wysyłam do Vice, która to dziś komentuje:
- wchodzę na skrzynkę i widzę, że wysłałaś mi maila dwie godziny po zakończeniu pracy, widzę że podczas mojej nieobecności nabraliście wigoru i idzie ku lepszemu skoro hobbystycznie spędzasz czas w pracy po pracy ;-)
- widzisz jakam dobra i co robię dla korpo? A ty mnie chciałaś zabić drzwiami! ;-)

174.

A dziś wezmę i umrę, bo nie mam siły i mam roztrzaskany łeb.
Mieliśmy na dziś zaplanowaną konferencję prasową w lokalu dla snobów ;) Razem z Prezem i Vice dotarliśmy na miejsce, wysiadamy. Auto Preza ma blokadę dla dzieci i tylne drzwi mogą być otworzone tylko z zewnątrz. No więc dojechaliśmy, Vice otworzyła mi drzwi, ja wysiadłam, ona się odwróciła, ja się schyliłam po materiały dla prasy, a Vice z rozmachem myśląc, że już odeszłam jebła drzwiami. Oberwałam kantem drzwi ostro w łeb :)
Czekamy na media, Prez lata jak kot z pęcherzem i czegoś ode mnie chce
- ja teraz nie mogę tego zrobić, bo mam wstrząśnienie mózgu ;)
- oj przepraszam cię jeszcze raz, myślałam, że już odeszłaś :(
- taaa teraz to przepraszasz, ty chciałaś mnie zabić ;p człowiek pół życia się poświęca dla korpo, a tu proszę zero wdzięczności wezmą i zabiją drzwiami ;)

Powróciliśmy do korpo, przypomniało mi się, że w zasadzie to potrzebuję jutro mieć wolne. Idę do Wu., ona oczywiście wkurwiona i osrana, "bo rano ma kontrolę i ona się nie rozdwoi, a jak mnie nie będzie to będzie musiała przyjść do zarządu i im pomagać". Straszne. Mówiąc oględnie mam to głęboko w dupie. Wu. idzie się pożalić do Vice na mnie, bom niedobra, zła i chce wolne
- Wu. są sprawy ważne i ważniejsze - tako rzecze Vice czym raduje Wu., bo ta myślała, że jej kontrola jest ważniejsza - więc chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jej studia są wyżej w hierarchii od twojej kontroli, jakoś sobie będziesz musiała poradzić. Nie umrzesz jak trochę popracujesz :)
Wu. nas zapewne nienawidzi, a jako że mamy teraz gorący okres w pracy i ode mnie WIECZNIE ktoś czegoś chce NA WCZORAJ to jutro znienawidzi mnie jeszcze bardziej ;)

30 sierpnia 2011

173.

Od czerwca próbuję wziąć urlop, ale jak wiadomo jestem filarem korpo...
Połowę lipca zarezerwowała sobie Wu., później Bossica. Sierpień znowu Wu. - tym razem na planowanym chorobowym. Latam jak kot z pęcherzem, bo ktoś ma urlop, część na rozrodczym, inna sobie nogę pogruchotała, ogarniam za wszystkich. Wu. ogrania tylko za jedną osobę - nota bene wykonując tylko swoje obowiązki - i przy rozdziale premii dostaje 30%, "bo mnie nie było, a ona biedna sama musiała pracować". No jakoś kurwa nade mną nikt się nie żalił, a bywały momenty, że oprócz swojej pracy zastępowałam 4 osoby. Luz.
Delikatnie walą mi się studia i to na samym finiszu. Mianowicie jeśli na gwałt nie oddam większości pracy to mam rok i 3600 w plecy. Widzę dwa rozwiązania tej sytuacji:
a) zastosuję metodę "zesraj się, a nie daj się" i odpuszczę sobie spanie pisząc to kurestwo po nocach
lub bardziej humanitarnie:
b) pójdę w końcu na urlop i w spokoju (hiehiehie przerywanym telefonami z korpo) napiszę to co mi zostało
Jako, że jestem tylko człowiekiem, muszę kiedyś spać i odpoczywać, a także zwyczajnie mi się ten urlop należy, to informuję Bossicę i Wu., że od poniedziałku udaję się na wolne w celu tworzenia tego wiekopomnego dzieła. No i nagle dziewczęta zaczynają swoją standardową gadkę, że absolutnie jest to wykluczone, że jak ja sobie to wyobrażam, że teraz na urlop o borzeborze!
- no bo kto cię zastąpi niby?
- jak to kto? Ty Wu., przy okazji znowu zgarniesz większą premię ;-)
Tak jestem złośliwa, ale każdy by był mając świadomość, że nie może iść na urlop kiedy naprawdę go potrzebuje w celu ważnym, a nie wypoczynkowym. Jestem blisko tego, żeby poprosić eksa lekarza o kilka miesięcy chorobowego, bo odnoszę takie wrażenie, że moim dziewczętom taki surwiwal zdecydowanie by się przydał i może wtedy przypomniałby sobie, że ja naprawdę dużo w korpo robię i jak one sobie idą naraz w pizdu to jest dla mnie hard core ;>

23 sierpnia 2011

172.

W związku z tym, że mamy w planach kontrowersyjną inwestycję, za tydzień robimy konferencję, aby poinformować o tym świat.
Na marginesie dodam, iż mężczyzna mój osobisty pracuje w medium, które to w ostatnim czasie szeroko opisuje moją branżę - czasami sięgnie się nam, częściej konkurencji.
- widzę, że i tym razem moi dziennikarze mnie nie zawiedli - jest art o Twojej branży ;)
- mhm, ja już wiem czemu się ze mną spotykasz, myślałam, że Ci zależy, a tu widzę kutas, po prostu czekasz aż się z czymś pracowym wysypie i jest temacik ;p
- no ba! i jak już się wysypiesz to pierwsze co robię rano to lecę do dziennikarzy i im przekazuję taśmy prawdy;)

Wracając do konferencji - rozpisuję zaproszenie dla 50 tv, stacji radiowych i gazet, dobry zwyczaj nakazuje poinformować media kto z korpo będzie dla nich osobą do kontaktu. Logicznym wyborem jest Prezes, prawda? Nie, kurwa, ja wygrywam kolejny raz casting na rzecznika do spraw niewygodnych i nadstawiania dupy. "Bo znam dziennikarskie zagrywki, nie dam się wyprowadzić z równowagi i on woli jak ja zajmuje się mediami".
Drogie Bravo jak już dorosnę to zostanę celebrytką, dzięki Prezesowi i jego braku jaj ;>

12 sierpnia 2011

171.

Mój ulubiony najemca znowu daje mi popalić. Okazało się, że wodę możemy mu odłączyć bez problemu, gorzej z prądem. Aby odłączyć przyłączę, które jest na nas trzeba najpierw odłączyć licznik, który jest na niego. Oczywiście on licznika odłączyć nie da, "bo nie". Pozostała nam opcja pt. uświadomienie go ile nam zalega razem z odsetkami. Przy udziale prawnika wyliczyliśmy wszystko i pojechałam mu zawieźć odpowiedniego paszkwila. Nie ma go, więc dzwonię i pytam, kiedy i czy dojedzie
- co pani myśli, że ja nie mam co robić?! ja mam zajęcia, jak dojadę to będę, a jak nie to nie
Po kilkudziesięciu minutach zjawił się i od progu krzyczy, że ni chuja nic mi nie podpisze
- panie A. ja przekazuje panu pismo do wiadomości, a to czy się pan z nim zgadza, czy nie to pana sprawa
- ale ja nic nie podpiszę, pani mi to tylko da do przeczytania! a w ogóle ten cały wypadek to wasza sprawka
- o tak to się nie będziemy bawić - odwrót na pięcie i wyszłam
Facet zadzwonił do samego Buka, Buk do mojego Preza, a Prez do mnie:
- co pani powiedziała panu A.? bo dzwonił się pożalić, że jesteście gorsi niż komornik
- nie powiedziałam mu nic, ponadto co ustaliliśmy i niech nie czuje się taki pokrzywdzony, bo jest tak bezczelny, że powinnam go zjebać od góry do dołu, a nie zrobiłam tego

Po południu dzwoni nasza prawniczka. Okazało się, że pismo nasza kancelaria wysłała też pocztą, a żona najemcy wiedziała, że ma nie odbierać pism od nas, ale nie wiedziała, że możemy jej coś wysłać przez kancelarię...
- dzwoniła oburzona żona pana A. będą się z nami procesować :)
- ooo a o co :)?
- o zwrot kaucji za lokal
Pan podpisywał umowę za czasów kiedy zarządcą była firma A, wpłacił wtedy 3600 zł kaucji co miał zaznaczone w umowie. Po pewnym czasie zarządcą zostaliśmy my, te 3600 zł kaucji przeszło razem z najemcą z firmy A do nas, co ma zaznaczone w umowie. Najemca sobie wymyślił, że teraz chce zwrot kaucji od firmy A -3600 zł i od nas w postaci kolejnego 3600 zł...
Dzielę się tą radosną wizją z Prezem, grubo po godzinach mojej pracy. Prez się wkurwił, po chwili oddzwania:
- w przyszłym tygodniu robimy konfrontację - ja, pani, Buk, prawnik i księgowy Buka i ten kutas i albo dojdziemy do nim do porozumienia, albo może już zwijać swój majdan ;> - bo gdyż walczy z dwiema wielkimi firmami, którym zalega wraz z odsetkami tyle, że nie wiem czy starczy mu majątku żeby nas spłacić

3 sierpnia 2011

170.

Wiedziałam, że Prez będzie niezwykle absorbujący... Problem w tym, że mam początek miesiąca, urwanie dupy i NIE MAM dla niego czasu, a on baaardzo potrzebuje kontaktu. Co chwilę ktoś przychodzi, dzwoni, czegoś chce, do tego mam Prezesa z ADHD na głowie i zerową możliwość skupienia się. On po raz kolejny przyłazi i mi przeszkadza w robieniu raportów
- panie Prezesie, umówmy się, ja teraz muszę się skupić, bo robię Bardzo Ważny Raport i potrzebuję ciszy i spokoju, więc Pan teraz sobie gdzieś pojedzie, minimum na pół godziny, a ja sobie to dokończę w spokoju, ok?
- mam nie truć dupy tak?
- :) - wiedziałam że ynteligętny jest
- no dobra to jadę, nikt mnie nie chce, nikt mnie nie lubi, to sobie pojadę...
- dobra, ale żale do całego świata proszę wylewać po tamtej stronie drzwi i ciuchutko
I pojechał, nastała cisza i 30 minut świętego spokoju. Alleluja. Cieszy mnie, że on ma świadomość, iż bywa zbyt absorbujący i wtedy po jednym spojrzeniu wyjeżdża i daje odsapnąć.

169.

Jeden z moich najemców, co to od 26 maja go proszę aby się wyniósł, a do 7 lipca dawałam mu czas ostateczny, nadal zajmuje naszą nieruchomość i namiętnie unika odbierania ode mnie telefonów. Wsiadłam w auto i pojechałam go nawiedzić, była tylko jego pracowniczka
- szefa nie ma, jest w Grecji, wróci jutro w nocy
- ok, skoro szef nie odbiera ode mnie telefonów to informuję panią, że jesteśmy w trakcie odłączania wam mediów - myślę sobie chuj ci w oko capie, jak nie po dobroci to sposobem ;>
Koleś wiecznie płacze, że nie ma na czynsz, zalega nam za 3 miesiące, ale na wywczas w Grecji znalazł fundusz, luz. Popołudniu, po mojej wizycie dzwoni sam on:
- słyszałem, że była pani u nas, niestety nie możecie mi odłączyć mediów, bo to ze mną jako najemcą mają podpisane umowy :D
- no i tu się pan myli :) z panem jako najemcą mają podpisane umowy na liczniki, a ze mną jako właścicielem mają umowy na przyłącze i to wam w najbliższych dniach odłączymy, a jak pan wie bez przyłącza to media nie docierają :D
Nienawidzę po pierwsze prosić się po 100 razy o jedno i to samo, a po drugie nienawidzę jak mnie ewidentnie ktoś robi w chuja i za to chociażby mu odłączę te media ;>

1 sierpnia 2011

168.

Na początku miesiąca, kiedy to mam księgowo-rozliczeniowe urwanie dupy, o 6 dzwoni Ala (co już samo w sobie jest dziwne, bo o tej godzinie to my jeszcze nie pracujemy)
- dziecko śpisz jeszcze?
- nie, podążam do obozu
- to dobrze, że cię nie obudziłam
- co się stało pani Alu?
- siedzisz? może usiądź... - lubię rozmowy zaczynające się grobowym tonem od takich słów, w ostatnim czasie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej... - bo w piątek się poślizgnęłam i kolano sobie rozpiździłam, no i miałam operację, mam druty w kolanie i leżę w szpitalu
- no to kurwa pięknie... :(
Kierowniczka z nogą w szpitalu, jej zastępca na wywczasie, czując co się będzie święcić sugeruję Prezowi, że może jednak ściągniemy go z urlopu. Ni chuja, chwilowo jam jest kierowniczką :-/
Sugestia mojej matki trafia dokładnie w mój pracowniczy ból:
- jak przyjedzie sam Buk tej korpo to zasugeruj mu, żeby pozwalniał wszystkich oprócz ciebie, skoro ty potrafisz i możesz zastąpić każdego, a ciebie nawet na głupi urlop nie chcą puścić...

29 lipca 2011

167.

Vice na cały miesiąc wyjeżdża
- zostaniecie sami
- no, nie wiem jak wytrzymam z tym człowiekiem sam na sam przez cały miesiąc ;) - Prez ma ADHD, dużo gada, wszędzie go pełno i jak jesteśmy w 3 absorbuje nas po równo, a jak jest tylko 1 z nas to ma przesrane jak w ruskim czołgu i czuje się wykończona
- no halo ten człowiek tu stoi i wszystko słyszy ;p

- będziesz mi podlewała kwiaty?
- nie
- będziesz mi podlewała kwiaty?!
- NIE!
- nawet mnie nie wkurwiaj, bo ci je przykleję do biurka i nie będziesz miała wyboru ;)
- tylko spróbuj to je na śmietnik wywalę ;p

27 lipca 2011

166.

- oglądałam wczoraj taki program o seksie - zagaiła Eła - w którym kolesie mierzyli sobie obwód penisa i wychodzili mówiąc, że mają po 12, 14, a jeden nawet 16 centymetrów w OBWODZIE. Się pytam jakim cudem, z jajami chyba kurwa!
Zadumałyśmy się nad problemem, po czym stwierdzam
- patrz Eła rozpiętość od palca wskazującego do kciuka to mniej więcej 12 cm - składam palce w okrąg iprzyglądamy się temu - to wcale nie tak wiele, chyba jednak możliwe
Patrze cóż ona robi, a ona wzięła kartkę, odmierzyła 16 cm, wycięła, złożyła w okrąg i zdziwiona stwierdziła
- bez jaj, 16 cm to nie tak dużo :) ej to chyba jednak jest możliwe :D
Ma się te problemy w pracy, no nie ;)?

20 lipca 2011

165.

W korpo nerwowa atmosfera, bo znowu nas opisują, bo pracownicy sami z siebie dają dupy z prostymi sprawami, które komplikują tak, że stają się one niezwykle zawiłe. Prawnie głównie. Zbliżają się Preza imieniny, więc pytam jaką sobie życzy daninę
- roślinę
- oooo to ja mam pomysł :D
- o nie, nie o melisę mi chodziło ;>
- aj tam melisę, melisa jest dla mięczaków :D - zaczynamy się śmiać, Vice nie załapała - cały krzaczek najlepiej :D
- o czym wy do cholery mówicie?
- no gandzie Prezesowi kupimy i w chwilach kryzysu będziemy sobie popalać po lufce ;)
- zajebisty pomysł, jestem za ;)

Z prawa funeralnego - w Polsce nie można nikomu sprzedać trumny bez aktu zgonu. Na jeden akt zgonu przypada jedna trumna, chyba logiczne, prawda? Nasza pracowniczka sprzedała klientowi trumnę, po czym okazało się, że klient bierze inną, więc zamiast zrobić korektę faktury wystawiła nową. Tak więc popełniła przestępstwo, które trzeba odkręcić na miesiąc przed kontrolą skarbową.

Z przypadków ubezpieczeniowych. Nasi pracownicy rozwalili dwa auta, zamiast mi zgłosić, żebym mogła zrobić to na ubezpieczenie naprawili sami i przychodzą po zwrot kasy
- powtarzałam 1000 razy, że macie mi zgłaszać każdą pierdołkę ubezpieczeniową, że bez mojej wiedzy NIE WOLNO wam zrobić NIC co wiąże się z ubezpieczeniem, PRAWDA?
- no tak, ale szybciej było zrobić to samemu
- no pewnie, a macie jakieś zdjęcia szkody sprzed naprawy?
- no nie, ale mamy fakturę za części i lakiernika
- to świetnie, teraz możecie za te faktury zapłacić z własnej kasy, bo ja nie będę w stanie udowodnić ubezpieczycielowi, że zaistniała jakaś szkoda i ja nie żartuję, naprawdę płacicie za części i lakiernika z własnych pieniędzy
Może w końcu nauczą się nie robić nic poza firmą.

18 lipca 2011

164.

Fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby w pracy bawić się, bawić się, bawić się na całego.
Kuba przeszedł z etapu ssania smoka, na etap ssania kciuka, przez co psuje sobie zgryz (co wnikliwe oko czytelnicze może potwierdzić fotą z poprzedniego wpisu). Niedobrej cioci przypomniało się, że w aptece można kupić zajebiście gorzki żel, który odzwyczaja od takich praktyk. Żel zakupiono, łapska wysmarowano, po czym wysłuchano awantury urządzonej przez szczyla, bośmy mu wielką krzywdę wyrządzili. Jak zacznie chodzić na laski i podczas randek nie będzie na nie pluł przez szpary w klawiaturze to podziękuje ;) Póki co trwa w fochu.

W piątek przypałętał się do firmy wielki pies, a że ja nie lubię potencjalnego zagrożenia na terenie który ubezpieczam, a po którym kręci się pełno ludzi zaordynowałam, że dzwonimy do schroniska, niech ktoś przyjedzie, wszak buk kazał się dzielić. Kiedy panowie raczyli dojechać pies się już sam ewakuował i jeszcze nie powrócił.
Z cyklu - dalsza praca w zoo. Mamy kotkę łajdaczkę (bo koci się to cholerstwo na potęgę i puszcza z połową dzielni). Zadzwonił K. że mam przyjść zobaczyć kota, bo jej smętnie zwisa łapka. Tośmy do weta pojechali prześwietlić tałatajstwo, łapa pęknięta, pan wet może w akcie łaski zoperować żeby szybciej się zrosło - jedyne 800 zł za fatygę. No jakoś żadne z nas nie miało na zbyciu wolnych środków, więc łapa została usztywniona samozwańczo przy pomocy patyka i bandaża, a kotka i jej najnowszy miot został zgarnięty do kartonu do kabineciku, żeby się w cieple zrastała, a owoc jej lędźwi rósł w cieple i suchocie.
Mam taką wizję, żebyśmy sobie kupili firmową krowę, kozy i stado kurek*, bo ja doprawdy nie mam co robić w pracy ;>

* kozy i stado kurek WYSTAWOWYCH mamy w naszym poznańskim oddziale, serio serio i na miły buk nasza działalność nie ma absolutnie nic wspólnego ze zwierzętami, jak zresztą widać...

16 lipca 2011

163.

Dzwoni moja żona. Przeszkadza akurat kiedy wraz z Kubą skaczemy po schodach, odbieram i siadam na schodach Kuba koło mnie. Ona mi coś opowiada, ja słucham jej jednym uchem, a drugim słucham Kuby, którego jednocześnie trzymam i pouczam żeby uważał, bo spadnie ze schodów i zrobi sobie znowu ała. Sytuacja powtarza się kilka razy, w końcu Karo się wkurwia:
- no halo! czy ty mnie słuchasz?!
- no słucham, tylko Kuby pilnuję w międzyczasie :)
- bosz jak ty kiedyś będziesz miała swoje dziecko to w ogóle nie pogadamy skoro na punkcie cudzego masz taki odjeb!
No, a jak nie mieć, jak z niego taki słodziak jest ;)

14 lipca 2011

162.

Prez wpadł dziś na świetny pomysł, żeby pojechała na kontrolę usługi i przy okazji porobiła zdjęcia. Przednia zabawa, tym bardziej, że usługą był pogrzeb. Młodego mężczyzny.
Na pogrzebie było z dwieście osób, bo zmarły działał w klubie motocyklowym, klubie płetwonurków, był komandosem, więc znało go wiele osób...
Pogrzeby nie są fajne same w sobie, do tego chwytali mnie mocno za serce przyjaciele zmarłego, którzy kilka dni przed uroczystością przyszli gromadnie do naszego zakładu, aby zorganizować mu pogrzeb z pompą. Wyłożyli z własnej kieszeni prawie 10.000 zł na wszystko co mogło nadać tej uroczystości wyjątkowy charakter.

Była masa ludzi, najdroższa trumna, ogrom kwiatów i wieńców, kolumna motocykli która jechała tuż przed karawanem przez całe miasto. Przyjaciele, którzy nieśli trumnę na własnych barkach, a przewodniczył im motor, który torował im drogę, mistrz ceremonii który przejmująco opowiadał o zmarłym, był też ryk motorów kiedy trumna była składana do grobu i w tym momencie wyłam jak bóbr i miałam ochotę zbluzgać Preza za to, że kazał mi w tym uczestniczyć...

Był niespełna 40-letnim przystojnym facetem, który miał całe życie przed sobą. Kilka dni temu grillowali, popili i założyli się z kolegami, któremu z nich uda się przepłynąć rzekę. Był nurkiem, był pewien że wygra zakład, wszedł do wody, zaplątał się w jakieś chaszcze przy dnie i nie wypłynął...
Sześciu wielkich chłopa niosło trumnę, każdy z nich miał łzy w oczach, jeden z nich szedł na samym przedzie i płakał w głos. To był ten, który wygrał zakład...

11 lipca 2011

161.

O firmowym dziecku już pisałam, więc postać znana.
Kuba dorwał mnie z samego rana i pokazuje mi wielką śliwę na swoim czole
- Kuba ał, ciocia buzi - obejrzałam imponujące straty na dziecięcym człowieku (okazało się, że młody człowiek gonił totka, totek miał lepszą przyczepność i wyrobił zakręt, Kuba już nie, zatrzymał się czołem na stoliku) i dałam buziaka w bolące czółko, po czym młody się uśmiechnął i zażądał mniam mniam, bo wiadomo, że buziak cioci buziakiem, ale jakaś rekompensata za rany bojowe musi być, a przecież ciocia w torebce zawsze ma dla Kuby lizaka. Cwaniak ;>

Kilka godzin później słyszymy rozdzierający wrzask Kubali
- O BORZE! BORZE! O BORZE! BORZE! - lecimy na dół, ani chybi coś strasznego się dziecku stało skoro się tak drze... No stało się, babcia Ala odzwyczaj go od pieluch i zabrała szczyla do toalety, żeby się wysikał jak dorosły chłop na kibel, a nie w pieluchę i to spowodowało alarm na całą korpo. Padłam, a kiedy zobaczyłam jak wychodzi z toalety jak po ciężkiej bitwie to leżałam ze śmiechu :D

8 lipca 2011

160.

Pracuję z jedną kobietą, którą uwielbiam za całe jej jestestwo - za to, że ma zdecydowanie męski mózg (jak ja) i dzięki temu jesteśmy ze sobą kompatybilne.
U niej nie ma obgadywania za plecami, tylko walenie prawdą między oczy, jak ją ktoś wkurwi to ma prosto i rzeczowo wyłożone z czym i czemu dał dupy, podobnie jak ja uważa że praca nie zając i przy okazji zakupów firmowych można, a nawet należy wyskoczyć na kawę i zakupy ciuchowo-bieliźniane, uważa też że nie ma rzeczy niemożliwych wystarczy tylko chcieć i możemy zrobić nawet rzeczy niemożliwe tylko będzie z tym trochę jebania. Pracujemy ze sobą od 3 lat i ani razu na siebie nie fukałyśmy, nie było widowiskowego foszka, czy darcia ryja. Wiem, że mogę jej powiedzieć wszystko i nie poleci z tym do nikogo mnie podpierdolić.
Pamiętam jak rok temu powiedziała mi lekko w szoku, że jest w ciąży, chwilę później się śmiałyśmy, że wychowamy jak swoje ;) Byłyśmy wtedy w okresie, gdzie można mieć już spokojnie dziecko, ale nie żeby jakoś świadomie się na nie zdecydować, bo zawsze była jakaś przeszkoda - a to studia, a to górnolotnie mówiąc kariera - no i zdarzyło się Gosi. Pamiętam też jak już urodziła i płakałam gratulując jej. Nie, nie płakałam z zazdrości, a z jej szczęścia - bo tak już mam, kiedy ktoś kogo lubię jest szczęśliwy okropnie mnie to wzrusza. Pamiętam jak kilka dni później dzwoniła powiedzieć mi, że mała ma chore serce i wtedy obie ryczałyśmy nad niesprawiedliwością tego świata. Nie mogłyśmy mówić, bo obu nam stała gula w gardle, to chociaż wspólnie sobie powyłyśmy do słuchawki łącząc się w bólu. Po 3 miesiącach okazało się, że serducho udało się wyleczyć farmakologicznie i naszedł najwyższy czas, żeby poznać małą z ciocią :)
Powiem szczerze, że tak właśnie sobie wyobrażam spotkanie z przyjaciółką, która ma dziecko. Wiadomo mała jest centrum wszechświata, ale można znaleźć czas i spotkać się w trójkę, pogadać o dziecku, o pracy, o życiu, jak dawniej, z tą małą różnicą, że do rozmów o zawirowaniach życiowych wkradły się cichaczem nawiązania do zupek, kupek, ząbkowania.
Zjadłyśmy razem obiad, pospacerowałyśmy, poszłyśmy się przywitać z Gosi mężem, który w tym czasie piwkował z kolegami z pracy w innym miejscu centrum, pośmiałyśmy się, poobgadywałyśmy współpracowników ;)
Trochę dziwne, ale fajnie widzieć ją taką szczęśliwą i spełnioną :)
A mini centrum wszechświata jest absolutnie słodkie, kawa i mleko przełamały pierwsze lody między nami, pogaworzyłyśmy sobie, połaskotałyśmy się, powytykałyśmy ozór, pochichrałyśmy się do siebie :)
Było jak dawniej, tylko w trójkę :)

7 lipca 2011

159.

Dzwoni klient nasz pan, wymieniamy uprzejmości po czym pan przystępuje do ataku
- chciałbym się dowiedzieć gdzie są najbliższe krematoria?
- w Poznaniu, albo w Gdańsku
- mhm, to ja bym chciał do Poznania
- nie ma sprawy, powinien się pan zgłosić do zakładu pogrzebowego i tam załatwi pan wszystkie formalności
- yyyy, ale po co?
- kiedy ktoś panu umrze, idzie pan do zakładu pogrzebowego, wybiera formę pochówku - jak rozumiem pochówek urnowy, przedstawia swoje życzenia co do usługi i jest ona wykonywana
- a to ja nie mogę sam jechać? - wyraził głębokie zdziwienie czym mnie zabił
To przepraszam bardzo on chciał czyjeś ciało zawieźć samodzielnie do kremacji? Jak? Zapakować np. ciało dziadka w auto, przypiąć pasami żeby się nie przesuwało, wpaść do Poznania z hasłem: "klient siedzi na przednim siedzeniu, kremację raz na wynos poprosz"?

6 lipca 2011

158.

A propos moich błędów...
Jakiś czas temu zmienialiśmy z brokerem firmę, która ubezpieczała jedno z naszych aut. W tej sytuacji na miesiąc przed końcem starej polisy należało wysłać wypowiedzenie do starej firmy, w innym wypadku OC przedłuża się automatycznie... Nie wiem które z nas zawiniło, czy ja czy broker, wydaje mi się, że on, ale na sto procent pewna nie jestem, więc nie zapierałam się. Starej firmie po pół roku przypomniało się, że przedłużyli nam automatycznie OC i mamy zapłacić prawie 7000 zł składki, pomimo tego że samochód był ubezpieczony w nowej firmie. Po wielu bojach pt. ok, daliśmy dupy - nie było wypowiedzenia, ale chyba żeście ochujali, że chcecie aż 7 koła składki, udało nam się wyśrubowaną kwotę zmniejszyć do realnej blisko 2000 zł (którą to z brokerem zapłaciliśmy po połowie w ramach kary za zaniedbanie), ale powiedziałam, że zapłacimy jak dostaniemy polisę, bo tego akurat nam nie przysłali. Za to ostateczne przedsądowe wezwania do zapłaty przysyłali regularnie co tydzień przez 6 miesięcy... Po 7 miesiącach trucia im dupy przysłali nam NIE polisę, a samo potwierdzenie, ale doszłam do wniosku, że kij tam, mamy jakiś dowód możemy im przelać kasę i niech spadają na szczaw, co uczyniliśmy.
Ostateczne przedsądowe wezwania do zapłaty przychodziły nadal przez kolejne 3 miesiące PO opłaceniu składki, co już wyczerpało moją cierpliwość i wysmarowałam maila:
"W załączeniu przesyłam, jako że jakimś cudem najwyraźniej nie macie Państwo łączności z Waszym działem księgowym, skan potwierdzenia przelewu zaległej opłaty za polisę nr 103-02490XXX. Byłabym niezmiernie wdzięczna za odnotowanie zaległej płatności na Waszych kontach."
I cisza - co w przypadku przejść z tą firmą mnie wcale nie zdziwiło. Wczoraj, po ponad miesiącu od mojego maila i ponad 4 miesiącach odkąd zapłaciliśmy składkę, a ponaglenia wciąż i wciąż przychodziły dostałam maila zwrotnego (rychło w czas!):
"
Szanowni Państwo,
dziękujemy za kontakt w celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji.
Uprzejmie informujemy, iż płatność została odnotowana na polisie 103- 02490XXX
Dziękujmy za wpłatę.
Z poważaniem
Daniel K.

Pracownik ds. Obsługi Ubezpieczeń Komunikacyjnych

Allianz Polska Services Sp. z o.o."

No buk wam kurwa zapłać, za prędkość i łaskawość!

5 lipca 2011

157.

Krzywdy wyrządzane mi na prawie wszystkich płaszczyznach mi wiszą. Wszystkie poza pracowniczymi, bo kiedy ktoś podkłada mi jawnie (sic!) świnie w pracy robię się wredną suką i kończy się koleżeństwo.
Wu. coś namieszała w wypłatach. Kiedy już poczuła, że dupa jej się pali w ogniu pytań Vice zwaliła całą winę na mnie. Upierała się twardo, skończyła kiedy Vice pokazała jej dowody na moją niewinność w tej sprawie. Wtedy po prostu wyszła bez słowa. No i zaczęła się kilkugodzinna jazda Vice z Wu. o wszystko, bo
- nie podkłada się komuś bezmyślnie świni,
- można się pomylić, ale wypada się do błędu przyznać i przynajmniej spróbować go naprawić,
- jak się zostanie przyłapanym na kłamstwie to nie brnie się w niej dalej po same pachy.
Rozmowa była długa i zostało w niej poruszone wiele problemów, a Wu. z każdą minutą pogrążała się sama coraz bardziej...
Poszło o uzgadnianie terminów urlopów, które w tym roku wyglądało tak:
- ja idę w pierwszej połowie lipca - rzekła Bossica - Wu. w drugiej, a ty sobie wybierz kiedy chcesz i nie masz nic do zrobienia (czyli lipiec odpada bo ich nie ma; każde 14-20 dni na przełomie miesięcy odpada, bo mam otwarcie i zamknięcie miesiąca, w 2 połowie sierpnia Wu. idzie do szpitala, więc też nie mogę wziąć wolnego, w 2 połowie września negocjuję nowe warunki polis, w 2 połowie października mam audyt za który odpowiadam jajami, najwcześniej mogę się urlopować w 2 połowie listopada - zajebisty termin na urlop...)
Pominę milczeniem fakt, że w tym roku piszę mgr i będę się bronić, a nie dokonam tego po zapierdalu pracowniczym, ale nie zostało to uwzględnione przez moje koleżanki, bo ich wyjazd nad morze w hierarchii jest wyżej niż moje studia.
Poszło też o terminy w których się dziewczęta urlopują, bo ja żeby iść na urlop muszę poprosić o zgodę wszystkich świętych (Prezesa, Vice, Bossice, Wu. i resztę firmy, nie uzgadniam tego jak Wu. tylko z Bossicą, albo jak Bossica tylko z Prezesem, bo przecież beze mnie ta firma się zawali). Jeśli już MUSZĘ iść na urlop, to muszę zrobić wszystko co mam terminowo do zrobienia i jeszcze przewidzieć co się może wyjebać w firmie jak mnie nie będzie, jeśli wydarzy się coś niespodziewanego za każdym razem po powrocie dostaję zjeby i muszę wysłuchać pretensji Wu. i Bossicy. W drugą stronę to tak nie działa, nie dość że zostawiają mnie samą i oprócz swojej pracy zastępuję je obie to jeszcze nie mam prawa mieć pretensji, ani nawet do nich zadzwonić, bo one są na urlopie i nie wolno im przeszkadzać (one do mnie dzwonią za każdym razem po kilka razy dziennie, jak wyłączam komórkę potrafią zadzwonić o 6,30 na domowy budząc mi całą rodzinę...)

Poważnie nie chce mi się o wszystkim pisać, bo za dużo tego, ale kurwa mać, każdy popełnia błędy, ja też. Kiedy ja coś namieszałam to poszłam się przyznać, przeprosiłam, naprawiłam błąd (który tak na marginesie kosztował mnie koło 1000 zł) i NIE ZWALAŁAM WINY NA NIKOGO INNEGO. Uważam, że nie mamy po 5 lat żeby sobie na tak niskim poziomie podkładać jawnie świnie, nie umieć przyznać się do błędu i wmawiać komuś dziecko w brzuch. Naprawdę to było bardzo niskie, bardzo i szczerze mnie obrzydziło.

4 lipca 2011

156.

W oczekiwaniu na jakże miłą wizytę u chirurga szczękowego (JUPI!!!...) z racji ataku mojej 8 i odporności szanownego organizmu na antyboty oraz mocne środki p/bólowe (te zwykłe se odpuszczam, bo wiem że mój organizm jest zajebiście niekompatybilny z wszystkim co nie powala co najmniej konia) mam wolne na żądanie, bo nie mogę kłapać paszczą i średnio wyobrażam sobie pracę przy blisko 40 stopniach temperatury...
Między 7, a 8 miałam telekonferencję z informatykiem, pogadaliśmy sobie o firmowych serwerach i tym co się dziś wyjebało w pracy.
Od 9 do 11 omawiałam z brokerem warunki kilku nowych polis i konieczności ubezpieczenia nowych obiektów.
Nie ma ludzi niezastąpionych, jak cholera...

2 lipca 2011

155.

Mamy firmowe dziecko, którym wszyscy po trochu się zajmujemy. Dziecko ma 2 lata, wygląda jak cherubinek, ma zajebiście skomplikowaną historię rodzinną i zwą go Kuba.
Jako, że w lipcu żłób jest zamknięty Kuba "pracuje" z nami - głównie ze swoją rodziną zastępczą (dwójka naszych pracowników), a często ze mną. Trafiamy na chwilę kiedy babcia A. musi jechać do klienta, a słodziak ma zostać ze mną, gdyż jest pora spania, a dziecko zrobiło się delikatnie marudne.
Ciocia poszła podgrzać dziecku mleko, a po powrocie zastała mega szczęśliwego Kubę i kompletnie oskubaną dracenę
- Kubuś kto oskubał cioci kwiatka? - pytam szczyla
- totek :D
- taaak? a gdzie jest kotek?
- tam - pokazał na podwórko
Wszystko co zmajstruje Kubala zwalane jest na totka. Cwany dzieciak ;>

Pojechałam do miasta, wychodząc mówię szczylowi, że ciocia jedzie kupić mu kaszkę, zaraz wróci i będziemy jeść. Po dłuższej chwili wracam do firmy, Kubala stoi na schodach z babcią A. i drze się na cały parking ku uciesze reszty pracowników:
- ciocia mniam mniam :D!
No ba, żarcie przyjechało ;)

30 czerwca 2011

154.

Czasami nie bywam pracowniczą suczą...
Mój pracownik adoptował dziecko. Przyszedł zapytać czy dostanie z ubezpieczenia życiowego wypłatę świadczenia. W zasadzie nie, bo jest punkt "urodzenie dziecka", a nie "adopcja dziecka", ale można lekko nagiąć prawo...
- panie P., a ma pan skrócony odpis aktu urodzenia dziecka :)?
- no mam
- to pan mi da skrócony, a reszty rozmowy nie było, ok :)?
W skróconym nie jest wyszczególnione, że dziecko było adoptowania, nie ma jego wcześniejszych danych, są tylko aktualne dane dziecka i adopcyjnych rodziców, do ubezpieczenia wystarczy, a 1.600 zł piechotą nie chodzi :) Czasami jestem mega miękką rurą, zazwyczaj wtedy, gdy rośnie mi w gardle taka gula...

29 czerwca 2011

153.

Czasami zamawiamy pizzę do pracy, za każdym razem zostają po niej sosy, które moja Bossica zanosi do lodówki, bo ona je później zje z chlebem. Oczywiście za każdym razem o nich zapomina.
- znowu Bossica zostawiła sosy, bo będzie je jadła, tydzień stoją w lodówce (lodówka zawsze stała w centrum zarządzania wszechświatem - czyli u góry i ewentualne pozostałości po tego typu imprezach wywalałam ja, od jakiegoś czasu stoi na dole gdzie nikt nie kontroluje zawartości, a każdy ma do niej dostęp), tym razem ich nie wyrzucę - wkurwiam się przy vice
- a co zamierzasz?
- nic, poczekam aż same wyjdą z lodówki, a jak ich będę mijała to im rzucę "chłopaki należycie do Bossicy - skierujcie się do pokoju pierwszego"
Poważnie, ile można po kimś sprzątać?

Dalej w temacie nieruchomości. Dzwonię do dłużniczki, ona sukcesywnie ignoruje moje telefony. Ja nie mam zbytnio czasu wydzwaniać do niej 500 razy dziennie z dopraszaniem się o zapłatę zaległości, to w końcu jej powinno zależeć, a nie mi ;> Wkurwiam się i piszę smsa
"Pani W. proszę o PILNY kontakt telefoniczny w sprawie zaległego czynszu. Jeżeli do jutra Pani do mnie nie oddzwoni wstrzymam Pani dofinansowanie z urzędu gminy*."
Następuje, kurwa, C U D - pani oddzwania po 5 minutach.
Ja tych ludzi nie czaję, część z nich ma dofinansowania z UG, za mieszkanie płacą nam kilkadziesiąt zł miesięcznie, resztę płaci za nich urząd gminy, a i tak nie potrafią terminowo regulować należności.
*Hasło urząd gminy działa jak zimny prysznic - mam obowiązek zgłosić UG, że ktoś zalega nam z czynszem za 2 m-ce i więcej wtedy oni wstrzymują dofinansowanie.

28 czerwca 2011

152.

Zarządzam kilkoma nieruchomościami (niebywały zaszczyt mnie jebnął...).
Jedną z nich wynajmuje pan, który prowadzi tam zakład, nie płaci nam regularnie czynszu i ogólnie jest odmianą męskiego członka. W ten właśnie budynek wjechał inny pan i zrobił klimatyzację w ścianie, więc musiałam jechać do pana członka męskiego wręczyć mu ugodowe wypowiedzenie umowy najmu, bo budynek nadaje się do rozbiórki (ale pan członek męski twardo prowadzi tam działalność, to nic że ma pół ściany wyjebane, ogólnie luz).
- ale ja pani nie podpisze tego wypowiedzenia, bo daje mi pani tydzień na wyniesienie się, a ja nie mam dokąd, to nie jest takie proste jak się pani wydaje, bo co ja niby mam zrobić z całym sprzętem?!
- panie A. od 26 maja mówię panu, że ma się pan szukać nowego lokalu, od miesiąca próbowałam się z panem spotkać, żeby pan podpisał wypowiedzenie, a pan mnie regularnie unika, więc niech się pan nie tłumaczy w ten sposób ;>
- tu w wypowiedzeniu pisze, że zalegam z czynszem za 2 miesiące, to musi tu pisać?! ja z tym tego nie podpiszę, albo wezmę to i się zastanowię, a potem odeślę. Zresztą i tak nie mam się gdzie wynieść z moimi rzeczami ;>!
- no gdyby pan zapłacił to by nie musiało... poza tym zalega pan już za 3 miesiące, bo jakby pan nie zauważył mamy koniec czerwca ;> A pana problem z brakiem miejsca do wyniesienia mogę załatwić od ręki - wywieziemy pana rzeczy do wynajętego kontenera, a fakturę za ich przechowywanie dostanie pan na adres domowy. Proponuję podpisać ugodowe wypowiedzenie, w przeciwnym razie zostawię panu to - rzuciłam mu kolejnym pismem - a na tym już nie potrzebuję pańskiego podpisu - powiedziałam wręczając natychmiastowe wypowiedzenie z powodu zalegania za czynsz więcej niż ustalone dwa miesiące - więc jaka jest pańska decyzja, które pan woli :)?
- jedzie pani po bandzie...
- no cóż, zniżam się tylko do pańskiego poziomu...
Podpisał, co mnie nawkurwiał przez cały okres najmu, wiem tylko ja.

22 czerwca 2011

151.

Wiem, że to już nudne, ale nic na to nie poradzę. Tak, tak znowu o stalkerze.
Bom dostała romantyczny list pisany wierszem, a jako że nigdy z poezji biegła nie byłam to musiałam posiłkować się wiedzą mojej żony i poprosić ją, żeby mi wyjaśniła co po(d)miot liryczny miał na myśli. Po(d)miot mnie kocha i liczy na to, że będziemy razem. Jak chuj.
Mój chłop na wieść o stalkerze (gdyż się spięłam i pochwaliłam osobistemu konkurencją) zareagował w sposób jakiego bym się po nim nie spodziewała. Osobisty już mocno dorosły jest i raczej reprezentuje tak zwaną inteligencję, więc kiedy rzekł, że "pojadą ze szwagrem i stalkerowi napierdolą" tom się mocno zdziwiła.
Stalker odbył pięciokrotną wycieczkę do mego biura nim przydybał mnie samą i wtedy postanowił zaatakować mnie swą miłością wielką i oddaniem bezgranicznym. Pech chciał, że trafił na zwyczajowego wkurwa pracowego + PMSa + wkurwa na niego.
Tym razem przemówiłam, a raczej wycedziłam przez garnitur szczękowy, że ma ograniczyć swój kontakt ze mną do niezbędnego PRACOWNICZEGO minimum, nie szukać pretekstu żeby do mnie przyjść i zawracać mi dupę, a także z łaski swojej przestać mnie nękać. Na co on odrzekł, że wcale mnie nie nęka i nie wie o co mi chodzi.
I to była kluczowa kropla, która przelała czarę goryczy. Cała swoją wkurwielinę skumulowałam w jad i wyplułam z prędkością karabinu, że kurwa jego mać ostatni raz mu grzecznie tłumaczę, że ma wypierdalać na szczaw, jeśli jednak jakimś cudem nie przekonałam go tym razem to oświadczam uroczyście, że przy kolejnym pierwszym lepszym nękaniu pójdę na policję, gdzie z orgazmiczną wręcz radością wykorzystam istnienie odpowiedniego paragrafu o stalkingu i bez zbędnego pierdolenia, a także poczucia winy zrobię wszystko żeby uprzykrzyć mu życie przynajmniej w takim stopniu w jakim on uprzykrza od kilku miesięcy moje. Po czym zapytałam czy pojął i z gracją poszłam do siebie ;>
- okazałby się masochistą gdyby po tej awanturze nie przestał - powiedział Prez, który słyszał u góry jak jebałam stalkera na dole firmy
Zobaczymy, ja także potrafię być suką, jeśli muszę ;>

15 czerwca 2011

150.

Mój osobisty prywatny stalker znowu się uaktywnił.
Jako, że powoli:
a) kończą mi się pomysły jak skutecznie mu uświadomić, żeby się odpierdolił - a trast mi, próbowałam wszystkiego co nie wymaga użycia przemocy fizycznej, bo o przemoc psychiczną już się otarłam lekko
b) naprawdę zaczynam się go bać - bo nie wiem co może mu się ujebać pod kopułą, a po jego dowodach uwielbienia śmiem twierdzić, że może wiele i niekoniecznie mogłoby to być dla mnie przyjemne...
postanowiłam:
a) uświadomić wszystkim w pracy, że mam psychofana i że on z nami pracuje, więc jak cokolwiek mi się stanie to będzie jego wina - niech wiedzą i czują się współodpowiedzialni ewentualnej sytuacji skoro ich ten cały żenujący cyrk bawi, bo mnie kurwa nie jest do śmiechu
b) uświadomić Bossicę, Preza i Vice, że jak jego mania prześladowcza się nie skończy to:
* się wkurwię i zwolnię, bo w takich warunkach nie mogę pracować - i tu szanownemu szefostwu lekko zmiękła rura, bo co jak co, ale nie mogę się zwolnić, nie teraz, nie nagle, nie bez zastępstwa, no oni jednak jego w pracy będą pilnowali i zrobią wszystko żebym się czuła komfortowo
* nie omieszkam zgłosić sprawy na policję - tym bardziej, że już jest na to odpowiedni paragraf, a ja od jakiegoś czasu zachowuję dowody jego niepoczytalności...
I jakoś mi się lżej na duszy zrobiło chwilowo.

7 czerwca 2011

149.

Dzwoni do mnie jakieś młodziutkie dziewczę z firmy odszkodowawczej i chce uzyskać dane dotyczące wypadku. A tak się składa, że mówi o miejscowości w której mamy nieruchomość i niedawno był tam wypadek (ktoś nam przypierdolił w ową nieruchomość autem i zrobił nieopatrznie klimatyzację w ścianie), jeno ona mówi o kimś zabitym, a ja tego nie odnotowałam
- ale konkretnie o co pani chodzi?
- o ten wypadek w L. w którym zginął człowiek
- z informacji jakie mam nie wynika żeby tam ktoś zginął - ona w końcu czai, że my o dwóch różnych sprawach
- no tak ale mi chodzi o to, że wasza firma zabierała ciało tego zabitego pana i ja chcę kontakt do jego rodziny, żebym mogła im pomóc uzyskać odszkodowanie
- pani chyba sobie teraz żartuje prawda?
- nie, potrzebuje namiary na rodzinę
- a słyszała pani o czymś takim jak ochrona danych osobowych? - w lekkim szoku staram się ją grzecznie spławić - ja pani nie udzielę takich informacji
- naprawdę? przecież to tylko dane rodziny, mogłaby być pani trochę bardziej pomocna i dać mi ten kontakt!
- a pani mogłaby być trochę mniej bezczelna i douczyć się z polskiego prawa...
Kurwa, ludzie mnie zadziwiają.

23 maja 2011

148.

Żeby w pracy nie było nudno to mamy kolejną aferę. Tym razem dowiedzieliśmy się z gazet, iż płacimy pracownikom prosektoriów po to, by oni namawiali rodziny zmarłych, aby te robiły pogrzeby u nas. No w sumie dobrze wiedzieć.
Prezes poczytał prasę, za pomocą moich dobrych kontaktów z mediami dowiedział się kto wygaduje o nas takie kretynizmy i biega podkurwiony po firmie
- no co za pizda - mówi o owej podpierdalaczce, a trzeba Wam wiedzieć, że mój Prez zazwyczaj nie używa publicznie słów powszechnie uważanych za obelżywe... - no ja chyba muszę się melisy napić
- melisy niestety nadal nie mamy, ale jak na rasowego pracownika centrum łowców skór proponuję herbatkę z pavulonikiem, podobno świetnie rozluźnia ;)

Wieczorem z moim chłopem, który to pracuje w jednym z mediów, które na nas najechało
- dziś seksu nie będzie ;> - rzekłam
- albowiem..?
- albowiem, twoje medium opisało moją firmę, a ja z wrogiem spać nie mogę. Wewnętrzny kodeks pracowniczo-etyczny mi na to nie pozwala ;>
- wiesz, że po pierwsze ja tam nie publikuję, a po drugie czemu mamy cierpieć oboje? ;)
No dar perswazji to on ma wyjątkowo skuteczny ;)

26 kwietnia 2011

147.

Mówiłam, że jak się pozbędziemy gwiazdy to będę pisała o seksie. No to prawie, zatem lecimy.
Dorobiłam się własnego osobistego psychofana, lub też stalkera jak kto woli. Bom ja jest szczytem zajebistości samym w sobie, wisienką na torcie i ogólnie dupę urywam. No to się kolega z pracy zakochał był. Odbyliśmy mało romantyczne rozmowy pt. weź wypierdaczaj i nie wyj mi pod oknem, jak również nie ma szans żeby cokolwiek się z tego uhodowało, aż doszliśmy do etapu stanowczego wypierdalaj na bambus bom jest zaabsztyfikowana kimże innym. Kiedy już mi się wydawało, że chłopak pojął, zmądrzał, ostudził swe zapędy poszłam se na urlop, z którego to urlopu mnie ściągnięto do pracy, albowiem kurier mi paczkę z darami przyniósł...
Dary trafiły do Prezesa skąd przyszło mi je odebrać wraz z kartką podpisaną i włożoną w dary w taki sposób, że naprawdę ciężko się byłoby nie zorientować od kogo owe dary są. No, ale kurwa luz.
Kolega, skoro ja nie reaguję, zdążył już połowie firmy rozpierdolić jak to on mnie kocha i w ogóle och i ach. Ale jako, że jestem oazą spokoju to oświadczyłam dziś wszem i wobec, że ja wiem, iż oni wiedzą, mogą jebać, oficjalnie zezwalam, tylko niech się odwdzięczą mi za swój dobry nastrój i przekażą koledze, żem głęboko zakochana w obecnym i z tej pracowej mąki chleba nie będzie. Nawet zakalca. A jak nie pojmie to mu ujebię łeb przy samej dupie (a doszłam już do takiego etapu wkurwa ;>)
No to by było na tyle z wieści pracowych ;>

15 kwietnia 2011

146.

Mam ostatnio wysyp spraw pt. "połamałam się pół roku temu na waszym terenie i stanowczo jesteście mi winni odszkodowanie". Ok, złamanie się może zdarzyć, ale że wszyscy ci ludzie zgłaszają się do nas w przeciągu ostatnich dwóch tygodni i na dodatek wszyscy mieszkają w tym samym rejonie, nie jest zastanawiające?
Dziś przyszło pismo z kancelarii odszkodowawczej - pani złamała sobie u nas mały palec lewej ręki, swój ból i straty moralne wyceniła na 4.000 zł (cała ręka to 5% uszczerbek, 1 palec to 1% uszczerbek, w przypadku bdb ubezpieczenia przeciętnego Kowalskiego to najwyżej 400 zł odszkodowania), ale to nic. Rozwaliło mnie kompletnie, że chce też dodatkowy 1.000 zł, bo musiała zatrudnić opiekunkę, która robiła jej zakupy, sprzątała, myła ją i - uwaga - PODCIERAŁA, gdyż pani ze złamanym paluszkiem nie była zdolna do samodzielnego życia. No ja pierdolę, nie przesadzajmy, ok?
Dziwi mnie też, że pani połamała się jednego dnia, pojechała do szpitala, stamtąd ją odesłali do domu nic nie stwierdzając, dopiero 3 dni później pojawiła się na izbie ponownie i dopiero wtedy miała zrobione RTG i założony gips... Osobiście byłam połamana 2 razy i wiem z autopsji, że po kilku godzinach od złamania, ból nieusztywnionej kończyny jest nie do zniesienia, więc jakim cudem ona wytrzymała niby 3 dni?
Panowie prowadzący firmę odszkodowawczą tytułują się adwokatami, tymczasem są mgr prawa, żaden z nich nie ma skończonej aplikacji, więc z nich taki adwokat jak i ze mnie i to przekłamanie w papierach podniosło mi już ciśnienie dokumentnie.

- i co im pani zamierza odpisać? - zaciekawił się Prez
- żeby nas pocałowali w sam środek naszej firmowej dupy, tylko muszę to ładnie ubrać w słowa ;)

No kocham takie firmy odszkodowawcze...

4 kwietnia 2011

145.

Oto nastał ten dzień na który czekaliśmy.
Gwiazda odeszła w niebyt.
Spodziewaliśmy się dzikiej awantury, a skończyło się na niedowierzaniu, płaczu, delikatnej histerii i przekonaniu o własnej megazajebistości co zostało wyrażone werbalnie "bo nową pracę z jej kwalifikacjami, doświadczeniem i ogólną bystrością to ona sobie znajdzie w trymiga".
Tak, szczególnie stawiałabym na tę niebywała bystrość...
Buk dał :) W końcu.

23 marca 2011

144.

Nasza koleżanka z pracy powiła potomstwo, w ilości sztuk jeden. Cechy wyjątkowe: pierworodne. Dyskutujemy o tymże fakcie
- a G. co urodziła? - pyta informatyk
- jak to co? dziecko urodziła, a co myślałeś że kotka ;)?
Jesteśmy pierdolnięci, wiem :)

Dwa tygodnie temu Prezes kazał za coś zapłacić, zapłaciliśmy, on zapomniał, dziś mnie zjebał
- kto w ogóle kazał to zapłacić?
- jak to kto? Pan
- nie ja z całą pewnością nie kazałem
- no pewnie, to ja sama sobie sfałszowałam pan podpis i wysłałam przelew ;>
Wkurwiłam się, walnęłam milczącego focha i tyle. Jakąś chwilę później przylazł i patrzy na sznur leżący na moim biurku
- a ten sznur to po co? będzie się pani wieszać?
- tak, za to że mnie pan ochrzania, za coś, co sam kazał zrobić ;>
- byle nie w firmie
- oczywiście, że powieszę się w firmie. Mało tego, uczynię to w pana gabinecie ;>
Poszedł oblookać gabinet
- całe szczęście, że sufit nisko, a i nie ma wiszących lamp ;>
- spokojnie, jak będę chciała to i na krześle się powieszę ;>

Chwilę później powracamy do tematu, tzn. on wie, że zjebał mnie niesłusznie i że jestem zła, więc rozładowuje napięcie
- pani Korporacyjna się na mnie gniewa, jutro pewnie nie dostanę nic do picia :(
- ależ nie jestem wredna, dostanie pan
- :)
- cyjanek potasu :)
- :(

6 marca 2011

143.

Prez się pochorował i leży w domu. Zastanawiamy się czemu nie dzwoni (bo on ZAWSZE dzwoni jak nie ma go w pracy), wtem przychodzi mail:
"Pani Korporacyjna
wiem, że pani za mną tęskni, więc piszę ;) Żyję, aczkolwiek straciłem słuch. Wrócę jak odzyskam zmysł ;)
Pozdrowionka i buziaczki*"

* pozdrowionka i BUZIACZKI - to zwrot, którego używa jeden z dyrektorów firmy-siostry pisząc maile do co ważniejszych naszych kontrahentów, zawsze się śmiejemy z tych buziaczków ;)

Prez wrócił zanim odzyskał słuch, grafik ma dosyć napięty, więc musi jeździć na spotkania
- o 12 jadę do Kowalskiego, pani pojedzie ze mną
- ale po co ja mam jechać?
- będzie mi pani tłumaczyć z polskiego na migowy ;)

20 lutego 2011

142.

Prezes zatrzymuje się przy mnie
- pani korporacyjna jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie cały dzień - i patrzy wyczekująco
- będę tęsknić :)? - no a cóż miałam mu powiedzieć?

Media poinformowały mnie, że nasza konkurencja przychodzi do nich i mówi na nas bardzo brzydkie, nieprawdziwe rzeczy. Mówię o tym Prezesowi, on reaguje bardzo emocjonalnie - mianowicie rzuca słowami powszechnie uważanymi za obelżywe i przeżywa
- spokojnie, media po pierwsze nas lubią (tzn. mnie, a ja pracuję w korpo:)), po drugie nie puszczą niesprawdzonej informacji, a nie sprawdzą jej bo to wkurwiająca, ale zwykła durnota, a po trzecie nawet jeśli puszczą to pozwiemy i media i konkurencję z bujną wyobraźnią
Prez po tym wywodzie lekko się uspokoił, unormował puls i przestał kurwować.

13 stycznia 2011

141.

Prez znowu popłynął i dołożył mi nowe obowiązki...
Mamy w firmie 6 działów, każdy z pracowników pracuje w jednym z nich, ja we wszystkich sześciu, luz. Teraz będę robiła jeszcze coś co absolutnie nie należy ani do mojej firmy, ani tym bardziej nie powinno należeć do moich obowiązków. Ale jestem, kurwa, oazą spokoju!
Moja Bossica, z racji tego że nie bardzo może kontrolować czym się zajmuje, przychodzi co chwilę i wymyśla mi jakieś zajęcia, aczkolwiek doszliśmy do punktu mojego megawkurwa. Bo kiedy ja mówię, że nie mam czasu to znaczy, że zapierdalam bite osiem godzin i nie mam chwili wolnego żeby iść się wysikać, a nie że nie mam czasu poczytać gazety jak co niektórzy. A tak się składa, że zapierdalam, namiętnie, ona ma czas na przejrzenie gazet, a i tak przynosi mi swoje papiery do zrobienia.
- mam nadzieję, że z tymi papierami możecie poczekać dwa tygodnie
- oj dwa tygodnie to nie, ale myślę że do piątku dasz radę - powiedziała mi w środę
- z całą pewnością nie dam rady, bo od poniedziałku zrobiłam 5 kart, zostało mi jeszcze 95, a co chwilę ktoś do mnie przychodzi i czegoś chce na wczoraj
- nie przesadzaj... - odparła znad gazety
- nie przesadzam, tak się składa, że jako jedyna nie mam czasu iść się wysikać, o przeglądaniu gazet już w ogóle nie wspomnę, poza tym jestem tylko jedna i sama do jasnej cholery nie dam sobie ze wszystkim rady!
No kurwica mnie trafia jak ktoś mówi jaki to on nie jest zajebany pracą, a połowę dnia siedzi i czyta prasę. Przyniosłam im ich papiery, zostawiłam na biurku i poszłam.
Z racji dowalenia mi nowych obowiązków Prez zadaje pytanie czysto retoryczne
- a może pani by się zajęła jeszcze jednym projektem?
- to zależy ile mi pan zapłaci za to co właśnie mi pan dorzucił do obowiązków - w tym miejscu mnie wyśmiał na co ja ze stoickim spokojem - rozumiem, że musi się pan jeszcze zastanowić nad kwotą, ok wrócimy do tej rozmowy, a ja do robienia tego co mi pan kazał jak pan się zastanowi - i poszłam sobie z wkurwem na twarzy
Chyba muszę być ostatnimi dniami wyjątkową suką skoro bez szemrania pozwolił mi dziś zrobić kompletny rozpiździej w biurze, jako że miałam już za mało miejsca na biurku i nie miałam gdzie pracować nad kolejną papierologią. I powiedział, że mogę sobie kupić co tylko jest mi potrzebne, bez gadania o cięciu kosztów i oszczędzaniu.
Niby fajnie że mi tak wszystko dają, w tej firmie doświadczenie zdobywam jak ja pierdolę - ze wszystkich dziedzin. Z drugiej strony po pracy wracam do domu, padam i śpię.

7 stycznia 2011

140.

Prez i vice na urlopie, ja jako prawe jajo Zarządu przyjmuję wszelkie żale i bolączki od pracowników. No to zostałam poinformowana przez jedną z naszych pracowniczek, że inna kradnie i kręci na naszym materiale biznes na boku, na którym całkiem nieźle wychodzi, gdyż stać ja na wczasy za granicą, a tak dobrze to u nas nie zarabia.
No to dzwonię do kierownika obu pań, też na urlopie, i pytam czy wie co się u niego w dziale dzieje. Znam dobrze tę, która niby kradnie, wydaje się ok, poza tym ma malutką córkę i zero wykształcenia, a wiem że za taki numer poleci z całą pewnością. Szkoda mi dzieciaka bezrobotnej matki. Myślę sobie, że może się pokłóciły i teraz ta druga się mści, czy coś w tym stylu.
- wiesz kasa nie zgadza mi się od dwóch miesięcy, ale 2 które mają do niej dostęp twierdzą, że wszystko jest ok, cały materiał poza żywym policzyłem i się zgadzał, chociaż tego żywego wydaje mi się za mało...
- kurwa, no to mamy problem, bo ona niby właśnie na tym żywym kręci biznes życia
- no i ona faktycznie jest teraz za granicą... ale nie z mężem tylko z kolegą z działu...
No to poniedziałek zapowiada się świetnie, będę musiała iść do preza i odbyć jakże przyjemną rozmowę :/

5 stycznia 2011

139.

Pani powróciła w wielkim stylu. Widocznie się nie zrozumiałyśmy i postanowiła napisać nam długi i jakże namiętny list. W sumie, że się nie zrozumiałyśmy przypuszczałam już w momencie kiedy zapytała mnie czy wiem ile można ZAROBIĆ na uszkodzeniu ciała w miejscu publicznym?
Ale do rzeczy - kobieta żąda od nas zadośćuczynienia, gdyż poniosła straty moralne, za ból i cierpienie, odszkodowania za rehabilitację i swoją utraconą pensję za 2 miesiące leczenia.
Z papierów i logiki wynika, że:
- rehabilitację ufundował jej NFZ, więc było za damkę
- z pensji straciła 20% za każdy miesiąc, bo 80% płaci jej ZUS, a że pracuje jako nauczycielka w LO to nie sądzę, żeby straciła więcej niż 1500 zł
- nie wiem do końca na czym polegają jej straty moralne, bo chyba znamy inna definicję moralności, ale mniejsza o to
- ból i cierpienie rozumiem, sama przerobiłam, byłam poważniej od niej uszkodzona, a dostałam za to 560 zł
Pytanie zasadnicze - ile pani chce tego zadośćuczynienia? 15 tysięcy, albo spotkamy się w sądzie.
Spoko, mi nie robi :) Prawnika mam, uważam że to nie z nami powinna się procesować, ale skoro ma za dużo spokoju, wolnego czasu i kasy (bo to ona musi wnieść sprawę, więc 600 zł płaci na wstępie, a i jakiś prawnik by jej się przydał) to możemy się spotkać gdzie tylko sobie życzy :) Link

3 stycznia 2011

138.

Urlopowałam się. W tym czasie w firmie rozpętała się megaawantura, bo trzeba było zamknąć raport i Wu. wpadła w histerię, bo ona nie potrafi, bo nigdy tego nie robiła. Skąd my to znamy prawda? Zadzwoniła do mnie, ja jej wszystko policzyłam, powiedziałam krok po kroku co i gdzie ma wpisać i jak zaczarować program, żeby zrobił to czego się od niego oczekuje. Zajęło nam to 10 minut.
Dziś dowiedziałam się, żem niegodna. Albowiem moje koleżanki mają tyle pracy, a jeszcze musiały zamknąć mój raport. One nigdy by mnie w takiej sytuacji nie postawiły. Dzwoniąc do mnie na urlopie, one oczekiwały że ja przyjadę do pracy i sama to zrobię.
Jakoby się wkurwiłam, bo nienawidzę tworzenia sobie fikcyjnych problemów. Miałam poświęcić 2 godziny, żeby w minutę zrobić to co Wu. zajęło zaledwie 10 minut jej drogocennego czasu? Czy ja się skarżyłam i histeryzowałam kiedy moje koleżanki w jednym czasie poszły sobie na urlop i zostałam sama zapierdalając za 4 osoby? Czy płakałam prowadząc od a do zet sprawy bhp o którym to nie mam formalnie zielonego pojęcia? Wreszcie czy kiedykolwiek będąc na urlopie nie odebrałam telefonu i nie udzieliłam moim koleżankom wyczerpującej odpowiedzi na nurtujące je problemy?
Ale zostało mi wyrzygane, że nie miałam ochoty wpaść do pracy na minutę tracąc przy tym dwie godziny na dojazd.
Ja czasami się naprawdę dziwię jak ta firma funkcjonuje jak mnie nie ma skoro jak widać jestem w niej jedynym niezastępowalnym ogniwem!