27 lutego 2010

79.

W poniedziałek mamy zacząć oddawać naszym umiłowanym klientom nadpłaty. Wszystko jest ładnie, pięknie, jedyny problem w tym, że wyjebał nam się program informatyczno-księgowy za pomocą którego mamy to czynić. Cała procedura idzie znośnie do momentu kliknięcia drukuj fa korygującą wtedy zawiesza się cały SERWER. Smaczku dodaje fakt, że firma A nam owy program napisała, a firma B go wdrożyła. Tak więc w piątek ja wisiałam na telefonie z firmą B, a vice z firmą A. Oczywiście to że program nie działa poprawnie to według firmy A wina firmy B i odwrotnie. Panowie z tych dwóch firm obrzucili się wzajemnie inwektywami, a ja dostałam wścieku bo jak ma to tak wyglądać to ja dziękuję, złamię sobie kończynę i pierdolę nie robię. Każdy by się wkurzył gdyby pojechał odebrać niesłusznie pobrane pieniądze, a drukowanie jednego papierka trwałoby ponad 20 minut... 

Chyba pójdę sobie założyć wenflon i będę sobie aplikować nervosol dożylnie.

24 lutego 2010

78.

W ciągu ostatniego 1,5 tygodnia wydrukowałam ponad 5000 pism (co jest wyczynem skoro moja drukarka ma przerób 12 str/min), na każdym z nich wypisałam ręcznie Szanownego Odbiorcę, przystawiłam ponad 15000 pieczątek i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku na sam koniec zaległam na biurku resztką sił odbierając telefon od UOKiKu. Szanownemu urzędowi nie podoba się treść pisma więc mamy je zmienić i zacząć ten drukarko-pieczątkowo-pisany koszmar jeszcze raz.

Dzwoni prezes do vice

- a jak Korporacyjna zareagowała na tę wspaniałą wieść? Zacytowała klasyka*?

- oj pokurwomaciowała* i wcale jej się nie dziwię

*Tak, wyszłam na parking, odpaliłam fajka i rzuciłam kilkoma soczystymi kurwiszonami w tak zwaną przestrzeń, gdyż pani z UOkiKu przypierdoliła się do czegoś na kształt przecinek/kropka.

Ciekawe jak zrobię w dwa dni to co poprzednio zajęło mi i drukarce 1,5 tygodnia?! Weekend odpada, bo tak jakby się edukuję w innym mieście. Zdecydowanie dziś gryzę.

15 lutego 2010

77.

Pewna pani wisi korporacji kasę za usługę. Grzeczne proszenie pani żeby zapłaciła zaległą od roku fakturę nie poskutkowało. Do akcji wkroczył nasz prawnik, który na papierze kancelarii prosi panią o zapłacenie faktury informując jednocześnie, że jeżeli pani tego nie uczyni to będziemy zmuszeni wstąpić na drogę sądową. Pani dłużniczka przemówiła - zadzwoniła do kancelarii i zjebała pana prawnika od góry do dołu. No bo co cham będzie ją sądem i odsetkami straszył?! Jak będzie miała kaprys to zapłaci, jak nie to nie, proste!

Ludzie litości...! Nie osłabiajcie mnie!

14 lutego 2010

76.

Wspominałam, że w firmie jebła się pewna sprawa. Stara, acz nieprzedawniona. Spodziewamy się teraz ponad 5000 wkurwionych klientów, którym będziemy oddawać niesłusznie pobrane pieniądze. Szkopuł w tym, że nie każdemu klientowi się one należą i ludzie tego pojąć nie mogą. 

 

Zagadka tygodnia: kto z firmy wygrał w konkursie na nowy gabinecik i dostawanie zjebów od wkurzonych klientów przez dokładnie 10 miesięcy...?

Podpowiedź: jak ktoś ma farta to całe życie i w każdej kurwa dziedzinie.

6 lutego 2010

75.

Ostatnimi czasy jebła się pewna sprawa w firmie i atakują nas zewsząd media. Sprawa jest na tyle poważna że tym razem to sam Prez musi się tłumaczyć osobiście, czego on wprost nienawidzi, bo nie zna wszystkich dziennikarskich sztuczek i czasami daje się głupio złapać na takowe. Siedzimy razem z Prezem i dzwoni telefon

- dzień dobry zaraz sprawdzę czy pan Prezes ma chwilkę - włączyłam pani muzykę - dzwoni dziennikarka z gazety P...

Prezes zamarł, przybrał minę jak po ciężkim uderzeniu w splot słoneczny i przemówił panicznym głosem:

- i co ja mam teraz zrobić?!

- teraz pójdzie pan do siebie, odbierze mówiąc że jest w trakcie ważnego spotkania, ale chętnie udzieli pan informacji, które pani prześle nam mailem

Jak kazałam tak zrobił. Co swoją drogą daje nam czas na zastanowienie się nad odpowiedzią i mamy czarno na białym co napisaliśmy, więc dziennikarze już mniej chętnie przekręcają wypowiedzi. Tak jak zdarzyło się ostatnim razem... Prez powiedział dwa zdania, a artykuł który poszedł na pierwszej stronie był bardzo mocno rozbudowany.

4 lutego 2010

74.

Mija kolejny ciężki dzień w pracy. 20 minut przed wyjściem do domu listonosz przynosi nam list od pana, któremu nie zgodziłam się wypłacić odszkodowania, bo robił nas mocno w bambuko. W owym liście pan informuje moją firmę, a przede wszystkim mnie, iż w najbliższym czasie zostanę przez niego pozwana. No to się wkurwiłam, albowiem przypadkiem mam materiały świadczące o tym, że pan wyłudza od nas kasę. Pokazuje Prezowi owe zawiadomienie

- wie pani co? mieliśmy już dziś wystarczająco ciężki dzień, załóżmy że ten list przyjdzie dopiero jutro i jutro będziemy się nim wkurwiać, ok?

Ok.

Prawdą jest, że jak w poniedziałek zaczyna się walić to cały tydzień jest taki powalony.

3 lutego 2010

73.


Zamarzyło mi się wyrwać na momencik zza biurka i ulepić malusiego bałwanka. Słońce świeci (chyba pierwszy raz tej zimy), ja lepię tego bałwana a tu nagle bach! Dostałam kulką w łeb, odwracam się i widzę jak mój przedemerytalny kolega ucieka schować się do hurtowni. Nabrałam tyle śniegu ile mi się w łapach pomieściło i dawaj za nim!

- panie K. albo pan wyjdzie i zakończymy sprawę honorowo, albo włażę do pana i będzie pan musiał sprzątać w hurtowni :)

- dziewczynko - K. się chichra - starszych ludzi się nie atakuje ;p

- kobiet też nie, całe plecy mam przez pana mokre!

- było nie wyłazić na dwór :D

Na nieszczęście pana K. ktoś go zawołał i wyleźć musiał. Kara została wykonana, łysinę oficjalnie natarto śniegiem :)

Pod koniec dnia Prez mnie wywabił na dwór,  przytrzymał, a K. nacierał mi paszczę śniegiem.

A ja chciałam w spokoju sobie bałwana ulepić :)