28 lutego 2013

245.

Tydzień spokoju, naiwnie sądziłam, że końkurencji już przeszło jej wrodzone kurestwo.
Godzina 14.59, wpada zdyszany pracownik końkurencji
- musicie przychodzić tak późno?
- ale jeszcze nie ma 15 :)
No rzeczywiście, jest minuta przed. Och jaki jesteś zajebiście sprytny, franco! Spokojnie wszystko wypisuje i załatwiam i myślę jak mendzie jednej utrzeć nosa, żeby im się odechciało przyłazić tak późno.Okazja trafia się już 10 minut później :) Się końkurencji klaruje, że oni to by chcieli zmienić godzinę usługi
- no bardzo mi przykro, nic nie zmienimy, R. już nie ma, też pracuje tylko do 15
Nie moja wina ;)

20 lutego 2013

244.

Rano dzwoni Klient Nasz Pan zjebać nas za brak nekrologu w gazecie. Sprawdzam w wysłanych mailach - niet, w gazecie - niet, w zleceniach - niet, za to w fakturze owszem nekrolog stoi jak wół. Znaczy się to nie ja zjebałam, tylko moje dziewczęta. Oddzwaniam do KNP-a, a tknięta przeczuciem pytam czy KNP ten nekrolog podyktował
- no nie, tak tylko rozmawialiśmy, ale żadnego nekrologu nie ustaliłam
No to nic dziwnego, że się nie ukazał.

W trakcie tej akcji, gdy nie mam zbytnio czasu, dzwoni końkurencja, moja ulubiona zresztą
- nie wpisałaś nam w fakturze jednej pozycji - sprawdzam, fakt, nie wpisałam
- to trzeba poprawić
- no trzeba, ale o mój boże, ja nie wiem jak klient to przyjmie, czy będzie chciał dopłacić, to teraz jest taki problem, trzeba będzie zadzwonić do klienta (i w tym tonie mnożącym kolejne hipotetyczne problemy 2 minuty), a jak klient się nie zgodzi to będzie twój problem, a nie mój
- ok, ja mam zadzwonić do klienta, czy wy zadzwonicie?
- sama zadzwonię - jeb słuchawką

5 minut później, prezes oświadcza mi że dzwoniła do niego końkurencja
- powiedziała, że jest pani bezczelna, arogancka, zadufana w sobie, uważa ją pani za głupszą od siebie (no na to akurat nic nie poradzę ;)) i że koniecznie mam panią ukarać
- ta kobieta ma jednak najebane... - relacjonuje mu przebieg akcji
- serio tak mi powiedziała, no więc karzę panią, niech się pani czuje ukarana ;)

Tak na marginesie pracownicy końkurencji mówią, że klient miał tak czy siak policzone za to 600 zł, a kosztuje to w sumie 500 zł, rozliczać się mają w następnym tygodniu, więc nic się nie stało, ale zróbmy z igły widły i walczmy dla zasady.

Znając ograniczenie owej końkurencji spodziewam się zemsty. Zemsta nadciąga o 14.59 w postaci ich pracownika, który MUSI załatwić coś dziś i w chuju ma, że ja o 15 wychodzę, bo pani końkurencja mu kazała tak przyjść, to jest.
 
I niech mi ktoś powie, że nie powinnam jej uważać za głupią. Z faktami się nie polemizuje.

5 lutego 2013

243.

Mam do wklepania 2 i pół kartonu danych, acz nie mam czasu w pracy. Proszę od stycznia 2011 r. o zdalny dostęp do programu.
- vice powiedziała, że "nie bo nie" - informuje prezes - nie rozumiem jej
- ja tym bardziej, nie rozumiem czemu nie mogę dostać zdalnego dostępu, chce to zrobić za darmo w swoim wolnym czasie, ale skoro vice się upiera to mogę to zrobić po pracy, za kasę, godziny policzę co do minuty, nie widzę problemu
Byle dojebać. Serio.

1 lutego 2013

242.

Jeszcze tylko 39 lat i będę na emeryturze...

Chyba zapomniałam wspomnieć, iż w marcu mamy pierwszą rozprawę z panią, która chce od nas ponad 17.000 zł odszkodowania (pani chciała więcej, okazało się, że odbyła się zaoczna niejawna rozprawa i te 17 k to decyzja sądu). Azaliż argumentacja pani do mnie nie przemawia, dowody żadne, a roszczenia duże. No trudno będziemy się procesować i jestem przekonana, że wygramy.
Swoją drogą zajebiście w pl funkcjonują sądy, ktoś se coś powie, złoży pozew i firma dostaje wezwanie do zapłaty, bez przesłuchania, uczestniczenia w rozprawie, przedstawienia swojej wersji zdarzeń.

Dopiero co dostaliśmy wezwanie na proces a tu Perez kładzie mi na biurku list od mojej ulubionej firmy odszkodowawczej. Nasz były pracownik chce 25.000 zł. Facet, któremu kilka miesięcy temu wykonaliśmy usługę po kosztach z piórkiem w dupie dodam. I weź tu człowieku miej serce i patrzaj w serce...
Wersja pracownika wygląda tak: "pojechał sprzątać po wycince, spierdolił się z rampy (wysokość 1 m) z której brał narzędzia, rozwalił łeb i łokieć, w trakcie pracy wszystko, więc mu się należy".
Wersja pracowników, którzy z wtedy nim byli i których uświadomiłam, że ni chuja nie dam dziadowi 25 k i będziemy się procesować, wygląda tak: "pojechali sprzątać po wycince, na rampie, która tak czy siak szła do rozbiórki były metalowe płytki, które postanowili sobie wziąć i sprzedać (znaczy się było nie było okraść firmę), a że kradzież wygląda bardziej widowiskowo jak się na rampę wskakuje to wziął nie ucelował i się spierdolił, rozwalił łeb i łokieć, a jako że kradł i nie zachował przy tym zasad bhp to według mnie chuj mu się należy i kotwica w plecy, a nie 25 kafla". Pewnie będziemy się procesować, póki co odpisałam firmie odszkodowawczej, że wtedy byliśmy ubezpieczeni tu a tu i jak chcą to niech sobie sami zgłaszają szkodę, a mnie mogą pocałować w dupę. A potem ładnie ustami ubezpieczyciela jeszcze raz im napiszemy, żeby spierdalali, ewentualnie złożyli pozew.

Kolejnego dnia po armagedonach przyjeżdża Perez
- nasza końkurencja się chwaliła, że jutro będzie w gazecie
- niech będzie, nic nam do tego
- pani się nie martwi, istnieje duże prawdopodobieństwo że i my będziemy
- co się ZNOWU (kurwa) stało?
Nasz pracownik zapomniał, złożyć łychę od podnośnika i rozpierdolił trakcję tramwajową. Podobno naprawa trakcji i uruchomienie w tym czasie komunikacji zastępczej to 20.000 zł wzwyż. Oni chyba planują mnie zajebać dobrymi wiadomościami w tym roku. Pracownik jest święcie przekonany, że za paraliż całego miasta i wysoką fakturę jaką dostaniemy z zarządu jedyna kara jaka go spotkała to mandat na kilkaset złotych. Niestety tym razem kurwa im nie odpuszczę. Kodeksowo mamy prawo do ukarania pracownika do wysokości 3 jego miesięcznych pensji, ale w porównaniu z fakturą to kropla w morzu, poważnie rozważam pozwanie go. Bo bezmyślność i debilizm trzeba karać.