10 grudnia 2009

68.

Nasz Prez to jest chłopak ze wsi, w związku z tym czasami przywozi nam dary od kur i krów

- Prez słuchaj zabrałeś dziś ze sobą jajka? - zagaiła niewinnie Vice

- tak :)

- a ile masz? bo ja bym chciała wiesz

- z tego co sprawdzałem to dwa i nie wiem czy moja żona się zgodzi by ci je oddać ;)

 

Skoro przy jedzeniu jesteśmy... od kilku dni do jednego z dzienników, które prenumerujemy dołączane są gratisy, była już kawa zbożowa, przyprawa do pieczeni, a dziś zioła do kurczaka

- Korporacyjna - zawołał mnie Prez - dziś gotujemy kurczaka ;) - powiedział wręczając mi zioła

- mhm jasne, chyba w czajniku elektrycznym ;) - bo do ekspresu do kawy kuciak się z całą pewnością nie zmieści ;p

- no nie jasne, tylko tak ;)

- poczekajmy do jutra

- a na co? - zdziwił się chłopina

- no zioła do kurczaka dali, to może jutro jakiś drób podeślą z gazetą ;)

 

I na sam koniec wieści o sile naszej ochrony... Przychodzimy do pracy i okazuje się, że nie działają nam telefony, cisza w słuchawce, głucha cisza. Panowie z telekomunikacji przyjechali i zorientowali się, że ktoś nam podpierdzielił kabel telefoniczny, kilka metrów kabla uściślając. Z zamkniętego i pilnie strzeżonego przez kilku ochroniarzy terenu firmy...

- no kuźwa nie wiem jak to się mogło stać, gdzie była wtedy ochrona? - irytuje się Prez

- kabel jak kabel, ale ja nadal nie rozumiem jak ktoś nam mógł podpierdzielić TRAKTOR - co jakiś czas temu miało miejsce, dodam że ochroniarze nie są ani ślepi, ani głusi.

Czy kogokolwiek z Was nadal dziwi, że staram się ubezpieczyć firmę na wszelkie możliwe gówna jakie mogą się zdarzyć pomimo całodobowej ochrony :)?

7 grudnia 2009

67.

Wu. - nasza oaza spokoju - biega po pokoju i szuka Bardzo Ważnej Teczki

- no nie ma! normalnie w tym pokoju to jest taki burdel że głowa mała, ale ja pamiętam to było pod koniec dnia, Bosica wzięła teczkę gdzieś ją jebła, a ja teraz będę biegała jak wariat z wywieszonym ozorem i jej szukała!

- Wu. uspokój się :)

- bo mnie coś takiego wkurza! nic tu nie jest prawidłowo opisane, ani odłożone na swoje miejsce! najlepiej by było gdybyśmy tu miały obraz świętego Antoniego i modliły się do niego z trzy razy dziennie, może coś by się odnalazło w tym pierdolniku!

No ze mną jak z dzieckiem - mówisz-masz. Polazłam do góry i wydrukowałam znerwicowanej Wu. obraz świętego ;) Teczka się znalazła. Cuda Panie, cuda ;)! 



5 grudnia 2009

66.

Dzwoni do Preza bardzo ważny pan szukający pracy dla swojej córki

- panie Prezesie moja córa skończyła studia i szukam jej jakiegoś stanowiska kierowniczego

- hmm jakie studia i ile ma doświadczenia zawodowego?

- pedagogikę, brak doświadczenia

- wie pan może znaleźlibyśmy jej pracę przy obsłudze klienta

- pan mnie źle zrozumiał, to jest dziewczyna po studiach, ma mieć stanowisko kierownicze!

- drogi panie moja asystentka jest po 4 fakultetach i ma 8 lat doświadczenia zawodowego, więc zapraszam córkę jak się zrówna doświadczeniem i wykształceniem z panią Korporacyjną :)

Pan rzucił słuchawką

- to mu pan powiedział - komentuję ja

- a co nieprawdę?

- no prawdę, prawdę

- bo mnie wkurza takie kumoterstwo!

Ciężko będzie córuni bardzo ważnego pana znaleźć pracę z takim tatusiem...

2 grudnia 2009

65.

Dalej walczę z ubezpieczaniem moich pracowników. Tak, tak - JA, a nie gwiazda.

- weź te polisy i pamiętaj żeby dziewczyny wpisały beneficjentów - rzekła nasza arcyksiężna

Poszłam do dziewczyn, pomogłam im powypisywać polisy i odniosłam jaśniepani po jakichś 10 minutach. 

- po jaką cholerę zabierałaś te polisy?! - zaatakowała mnie tuż od progu

- Magda o co ci chodzi?

- po co do nich szłaś?! no po co, ktoś ci kazał?!

- Dziewczynko wyjaśnijmy sobie coś raz na zawsze - tak ktoś mi kazał wykonać TWOJĄ pracę, za którą to TY dostajesz pieniądze, tym kimś był prezes - taki trochę ważniejszy i wyższy w hierarchii od ciebie pan, który siedzi na górze. Nie rozumiem z czym masz znowu problem, ale jak będziesz żądała ode mnie jeszcze raz jakichś tłumaczeń to się po prostu wścieknę i nie będę taka miła jak do tej pory, DOTARŁO?! - wycedziłam swoje i jebłam drzwiami wychodząc, ciśnienie +100

Później próbowała się zrehabilitować słodkim szczebiotaniem

- kochaniutka tutaj masz poliski dla dwóch działów które pojedziesz jutro im przekazać :)

- Magdaleno wydaje mi się, że rano wyraziłam się całkiem jasno - czy ci się to podoba, czy nie, to przyjmij do wiadomości, że nie będę wykonywała TWOJEJ pracy, sama masz to zrobić, za to ci płacą, za to jesteś odpowiedzialna i nie życzę sobie żebyś mi wydawała polecenia służbowe i zwalała swoją pracę na mnie - walnęła focha i poleciała do siebie

No nie będziemy się przyjaźniły. Nie ma szans.

1 grudnia 2009

64.

Gdzieś tak od września mam zajeb w pracy i czekam cierpliwie aż to się skończy. Myślałam że może po akcji z ubezpieczeniami, ale się nie skończyło. Później myślałam, że po auditach, ale się nie skończyło. Myślałam że może po inwentaryzacji, ale się zajeb nie skończył.

Dziś sobie uświadomiłam w czym problem - ja nie mam zajebu w pracy, mi po prostu przybyło nowych obowiązków w ilości hurtowej. I nawet nie wiem kuźwa jak, ani kiedy!

24 listopada 2009

63.

Frustracji dnia pracowniczego ciąg dalszy... a co tam niech będzie za jednym zamachem

Trzy miesiące przygotowywałam polisę życiową, pod wszystkich - starszych, młodszych, rozmnażających się i tych w wieku dziadkowym, fizycznych, umysłowych. Uwzględniając każde ryzyko jakie może się przytrafić z armagedonem niemal włącznie. Żarłam się z ubezpieczycielem o każdą ważną dla nas pierdołę z okresem karencji włącznie (bo my nie mamy okresu karencji i ograniczeń wiekowych) i każdy grosz (bo 12 zł podwyżki rocznie za polisę to dla ludzi dużo)

W mniemaniu moim, Bosicy i innych wywalczyłam zajebistą polisę. Ludzie, którzy do tej pory byli poubezpieczani prywatnie, bo stara polisa PZU była ciulowa, więc musieliśmy sami o siebie zadbać (dlatego, że gwiazda jak wiadomo nic z polisą nie robiła, bo kuźwa po co?!), przepisali się do nowej. 

Została mi tylko pogrzebówka, która jak to stwierdziła ich kierowniczka zostaje w PZU, bo to najlepsza firma na świecie i oni się za nic nie przepiszą. Kierowniczka poszła na urlop, ja pojechałam zapytać chłopaków czemu sami sobie krzywdę robią. Okazało się, że oni o nowej polisie nic nie wiedzą, kierowniczka im nic nie powiedziała, tylko zdecydowała sama za blisko 40 dorosłych osób posiadających własną wolę i mózg. Firma - kurwa - w firmie.

A dziś z samego rana niespodzianeczka którą opowiadam na gorąco vice

- wyobraź sobie, że ta picza chłopakom nic nie powiedziała, mało tego zjebała mnie, że ona się ubezpiecza w PZU i żadnego innego gówna nie bierze pod uwagę, a sama zadzwoniła do mnie jako pierwsza wpisać się na listę do nowej polisy...

vice ze znanym sobie spokojem i drgającą powieką odpowiedziała na luzaku:

- zajebiście, to tylko świadczy o tym jaka ona jest walnięta...

 

Czy ktoś widział mój  prozac?

Panie daj mi cierpliwość, siły mi nie dawaj, bo jak przypierdolę...

62.

Prezes zauważył, że zapłaciliśmy o 20 tysięcy więcej za ubezpieczenia samochodów niż powinniśmy, no i wielkie halo się zrobiło. Okazało się, że kolega który zajmuje się tą częścią
ubezpieczeń dał dupy na całej lini, bo on sobie nie sprawdza ile i za co płacimy, tak więc poopłacaliśmy wszystkie polisy za auta po dwa razy.
Zjeb przyjęłam ja, bo ja jestem od części majątkowej, która na moje nieszczęście z częścią samochodową ma wspólny przedrostek 'ubezpieczenia', no a poza tym ja jestem na miejscu, a kolega pracuje w innym oddziale, więc mnie można opierdolić, bo jestem tak jakby pod ręką.

Z wścieklizną wymalowaną na twarzy poszłam do kolegi sprawę wyjaśnić, bo co jak co, ale zjebów za niego przyjmowała nie będę. No i kolega mi powiedział, że skoro zajmuje się częścią majątkową to powinnam pilnować i JEGO ubezpieczeń samochodowych. No kurwa mać! Ja nawet nie wiem co jest ważne w ubezpieczaniu samochodu, że o tym gdzie się sprawdza nr silnika to już nie wspomnę, dlatego tymi ubezpieczeniami się nie zajmuje.

Wkurzyłam się, bo każdy może popełnić błąd, mieć jakiś spadek formy i coś popierdzielić - no zdarza się, ale wypierać się tego i zwalać odpowiedzialność na kogoś kto nie ma z tym nic wspólnego to już gruba przesada i za przeproszeniem skurwysyństwo w najczystszej postaci.

Poszłam do Bosicy się wyżalić, Prez przyjął od niej opr za opierdzielenie mnie, jak mu zeszło ciśnienie to mnie przeprosił. Wpadł też na genialny pomysł, żebym to ja robiła jednak te ubezpieczenia, bom bardziej kumata.

U-wiel-biam-kur-wa takie sprzątanie syfu po innych!

Istnieje szansa - nawet duża - że w tym tygodniu trafi mnie szlag i odwiozą mnie na oddział zamknięty...

23 listopada 2009

61.

Ostatnio - jakimś cudem - wyrabiam dwa etaty. Swój i gwiazdy. No dobra ja jestem łosioł, ale nawet łosioł ma swoje granice wytrzymałości. Milczałam kiedy nie miałam czasu zjeść śniadania, ani iść się za przeproszeniem wysikać (i NIE JEST to przenośnia), milczałam kiedy moja bosica zwalała na mnie obowiązki gwiazdy 'bo jesteś bardziej wygadana i kumata, no i dasz sobie z tym radę, a ona nie', aczkolwiek doszliśmy do momentu w którym w mych oczętach pojawił się wkurw przez duże Wu. I może się to naprawdę źle skończyć.

17 listopada 2009

60.

Wycinaliśmy drzewa na cmentarzu no i upierdzieliliśmy komuś kawałeczek pomnika w związku z czym zaczyna się urocza korespondencja z ubezpieczycielem

"Pani Korporacyjna czy pani firma mogła zrobić coś, czego nie zrobiła, a co zapobiegłoby uszkodzeniu pomnika poszkodowanego?"

50 razy im już grzecznie tłumaczyłam na czym polega wycinka drzew metodą alpinistyczną, więc 51 raz już mi się nie chciało odpowiadać na głupie pytanie...

"Panie Ubezpieczycielu, ależ oczywiście opcje były dwie:

1) na czas wycinki rozmontować wszystkie pomniki i wynieść je na główną ulicę poza teren cmentarza, lub też

2) nie przyjmować zlecenia na wycinkę.

Obie możliwości mają jednak pewne zasadnicze wady, mianowicie:

1) bez zgody właściciela pomnika (czyli tego kto za pomnik zapłacił) średnio prawnie byłoby takie roszady przeprowadzić, poza tym trochę z tym roboty...,

2) w dobie kryzysu niegospodarnym jest odrzucać takie duże zlecenia...

zatem jak Pan widzi postanowiliśmy odważnie zaryzykować i wykonać zlecenie, niestety zdarza się że czasami podczas wykonywania takiego zlecenia dojdzie do uszkodzenia obiektów małej architektury. Przyjmijmy że poczuwamy się do odpowiedzialności i poniesiemy koszty naprawy wcześniej wspomnianego nagrobka."

Ubezpieczyciel wcale się nie wkurzył, co wywnioskowałam z kolejnego maila

"Dziękuję bardzo za wyczerpującą odpowiedź, nieźle się ubawiliśmy w ten paskudny dzień. Pozdrawiam serdecznie :)"

Grunt to poprawić komuś nastrój ;)

16 listopada 2009

59.

Perez posiedział w pracy 4 godziny i wybył. Nie minęło 30 minut i dzwoni

- to pani to załatwi i do mnie oddzwoni, ok?

- no ok, ale po co mam do pana oddzwaniać? - pytam bo duperela z jaką dzwonił zupełnie go nie dotyczy

- no jak to po co? tak krótko się dziś widzieliśmy to chociaż sobie na telefonie powisimy :)

Ahaaaaaa.

14 listopada 2009

58.

Cały dzień zalatany. U wszystkich. Prezes mi uciekł, a miałam przekazać mu ważne dokumenty. Lecę za nim z wywieszonym jęzorem

- pan chwilę poczeka - daję mu teczkę z dokumentami

- a co to jest?

- zlecenie na przelecenie zwłok

- NA CO :)?

Pomylić przelecenie z przewiezieniem - to już musi mieć jakąś specjalistyczną nazwę jednostki chorobowej...

6 listopada 2009

57.

Z samego rana wyjeżdżamy na miasto z Gośką, mijamy właśnie przystanek na którym właśnie zatrzymuje się autobus. Coś jednak idzie nie tak, autobus nie hamuje, wjeżdża w ludzi, jedną z pań odrzuca na kilka metrów... Zatrzymujemy samochód i biegniemy do rannej starszej pani, ktoś już ją reanimuje, dzwonimy po karetkę. Za późno, pani ginie na miejscu.

Wracamy do firmy w absolutnej ciszy, ze łzami w oczach, szok. Prezes widzi w jakim jesteśmy stanie, opowiadamy mu co się stało na naszych oczach. On wstaje, idzie do barku i nalewa nam po kielichu.

Już cały dzień mamy taki milczący.

5 listopada 2009

56.

Perez jedzie coś załatwić ze znajomym księdzem, ja tam jestem tylko przypadkowo. Ksiądz mi kiwa i pyta Preza

- żona :)?

- nie, kochanka ;)

- no halo, asystentka Prezesa :)!

- wie pani jedno drugiego nie wyklucza ;) - żartuje ksiądz

 

Tłumaczę Prezesowi, że nie da się zwalidować robienia ogrodu, bo walidować należy w toku produkcji, więc ma to zastosowanie w produkcji, a nie usługach. Żeby było łatwiej pojąć sprawę tłumaczę na przykładzie pączków

- mamy taśmę z pączkami tak? w początkowej fazie produkcji taka kulka jest brana z taśmy, bada się np. jej wagę i konsystencję, jeśli jest ok jedzie dalej, następnie np. dodajemy do pączka nasienie i znów pączek jest zabierany z taśmy...

- hmm chwila czyim nasieniem jest pączek nadziewany :)?

- a co ja powiedziałam? yyy nadzienie :)!

- no dobra dobra, głodnemu chleb na myśli ;p

 

Prez wpada zaaferowany, rzuca płaszcz na krzesło i coś opowiada. Po chwili zrywa się i leci w stronę drzwi, wiedząc że ma sklerozę (a mi się nie chce specjalnie lecieć na górę zanieść mu płaszcza) pytam

- wychodzi pan gdzieś?

- tak, do ubikacji. Chce pani iść ze mną ;)?

28 października 2009

55.


Mamy sezon przed wszystkimi świętym, zlazłam więc z biura i sprzedaję kwiaty... (czym, nota bene przedstawiam żenujący poziom dla niektórych moich biurowych koleżanek, bo one mają licencjat i nie będą się zniżać do poziomu pracy fizycznej, ja mam 3 fakultety i jakoś nie uważam tej pomocy za godzącą w moje dyplomy, ale nie o tym chciałam...) 

Jedna z naszych klientek weszła na stół z kawiatami, została grzecznie poproszona o zejście i poinformowana, że stół można przesunąć i wybrać kwiat ze środka, który jej się spodobał. Nie należy natomiast chodzić po stole, bo raz że jak pęknie (a to plastik jest) to później dużo kosztuje zakup nowego, a dwa że jakby pani spadła to będzie oczywiście nasza wina i później ze mną będzie się procesować.

Pani powiedziała, a raczej wykrzyczała koleżance która zwróciła jej grzecznie uwagę, że my tu jesteśmy jak dupa od srania, od tego żeby za nią latać i jej kwiaty wybierać! (jesteśmy we dwie, kolejka stoi od 8 do 17 non stop...). Monolog w tym tonie trwał z dobry kwadrans i zaciekawił wszystkich naszych klientów, na hali była cisza absolutna. Na samym końcu pani podeszła do mnie, rzuciła mi kwiatami i zapytała

- możesz mi z łaski swojej zapakować to w reklamówki skoro nic nie robisz ?! (nic nie robię=nie mam czasu latać za panią i wybierać jej kwiatów)

- oczywiście że mogę CI zapakować kwiaty w reklamówki, w końcu jestem tu jak dupa od srania, żeby CIEBIE uszczęśliwić

Klienci przysłuchujący się całej awanturze ryknęli śmiechem, pani wychodząc wkurwiona usłyszała jeszcze, że nie życzę sobie poniżania moich pracowników (bo zostać niesłusznie zwyzywanym w tłumie obcych ludzi dla mnie byłoby poniżające) i że jak się pani nie podoba nasza obsługa to zawsze może wybrać się na zakupy w bardziej dogodne dla niej miejsce.

No zeźliła mnie pipa jedna!

25 października 2009

54.

Przychodzi mój przedemerytalny kolega

- Korporacyjna wejdź na tą magiczną stronę w tym waszym internecie i kup rozsiewacz do nawozów, do 3 ton, używany i tani

- ale panie Kaziu, ja się nie znam na rozsiewaczach! - panika w oczach i tym podobne

- to się pani poznasz! a pani myśli że jak moja żona kazała mi latać po te wasze podpaski to ja się znałem?! nie, ale się zapoznałem, to i pani się zapozna - stwierdził i wyszedł zostawiając mnie w rozpaczy...

Jak myślicie kupiłam rozsiewacz (czymkolwiek to ustrojstwo jest)?

22 października 2009

53.

Z cyklu: konsumpcyjnie...

- jadę z I. na przetarg - oznajmia mi poddenerwowany Perez - ale nie będę tam z nią siedział, podwiozę ją i wrócę dopiero na ogłoszenie wyników

- ekhm... wydawało mi się, że ogłoszenie wyników jest kwadrans po otwarciu kopert

- no bo faktycznie jest

- to co pan będzie robił przez te całe 15 minut pomiędzy? szukał miejsca do parkowania?

-nie, wyskoczę sobie na małpkę żeby się rozluźnić ;)

Ahaaaaa.

 

- głodna jestem, chyba sobie banana obciągnę :) - informuje mnie vice

- boszsz! z kim ja muszę pracować ;)

- właśnie ściagam z niego skórkę ;p

- tylko połykaj!

- głupia :D!

- no z czego rżysz? ja tylko dbam żebyś biurka nie zafafluniła ;p

- kuźwa mam go w buzi, przestań, bo się uduszę :D!

- to oddychaj nosem ;)!

- .... :D - vice dusi się i płacze ze śmiechu

- no nie rechocz, na tym właśnie to polega ;)

21 października 2009

52.

Jęczę, że mi zimno

- to załóż majtki z golfem ;) - dowcipkuje Przemko

- ooo właśnie, albo chociaż golf :) - dodaje Perez

Czy jak rozumiem - bez majtek mogę chodzić z oficjalną zgodą Pereza na ekshibicjonizm w miejscu pracy ;)?

16 października 2009

51.

Zawsze mi się wydawało, że pracując w biurze będzie miło, przyjemnie i NA POZIOMIE. Pracuję z samym prezesostwem  nie tylko mojej spółki, ale i firm-sióstr, zatem są to ludzie wykształceni, inteligentni i potrafiący używać mózgu. O naiwności!

Dalej ciągniemy temat polis... Przychodzi mail od jednego z vice-prezesów - Marka. Mail chamski adresowany do mnie i Ewki (ona zajmuje się grupówką w jednej z naszych firm-sióstr), mail do wiadomości wszystkich prezesów, vice-prezesów i kierowników firm-sióstr, bo jak robić zadymę to na całego, no nie?

Z maila wynika, że jesteśmy idiotkami, którym się nudzi, bo chcemy zmienić polisę (no mi akurat robi różnicę być ubezpieczoną na 7.000 zł bez opieki zdrowotnej w starej, albo na 40.000 zł z opieką w nowej polisie - a cena za ubezpieczenie zmieni się o uwaga ZŁOTÓWKĘ! miesięcznie)

Do tego jesteśmy niekompetentne, bo zmieniamy ubezpieczyciela z Jedynego Słusznego Na Rynku na firmę krzak (należy sobie w końcu uświadomić, że PZU nie jest jedyną firmą ubezpieczeniową na świecie, jak również że nowy ubezpieczyciel należy do grupy POLSAT-u więc do firmy krzaka raczej mu daleko... )

Mało tego - zarabiamy na tym kokosy, bo na pewno wzięłyśmy za to w łapę i to niemało! (fakt jakaś kasa ma z tego być, ALE kiedy redagowałam polisę - co powinien zrobić przedstawiciel ubezpieczyciela, a nie ja - nie było o kasie mowy, kasa pojawiła się PO podpisaniu umowy za to właśnie, że to JA ułożyłam polisę)

Przebiegłe, bo same wybrałyśmy nowego ubezpieczyciela nie robiąc spotkania z wszystkimi pracownikami (spotkanie było z Pierwszym Po Bogu, prezesami i kierownikami - w sumie kilkadziesiąt osób i tak było nam ciężko dojść do porozumienia, a teraz wyobraźcie sobie że 600 ludzi zgodziłoby się jednogłośnie na tą samą wersję polisy, tjaaa...)

I tak dalej w ten deseń.

Zatem się wkurwiłam argumentacją vice-Marka. Wkurwił się też mój Perez, który do Marka zadzwonił, aby mu powiedzieć

- że on sobie nie życzy, żeby w taki sposób traktować bezpodstawnie jego Panią Korporacyjną, która nad tą polisą pracuje solidnie od 3 miesięcy i męczy brokera o każdą pierdołę, żeby tylko wszystkich zadowolić, a Marek teraz dzwoni i się wpierdala chociaż sam się nie ubezpiecza!

Ewy Prezes był mniej delikatny, zadzwonił i rzekł

- Marek sądziłem, że ty jesteś człowiekiem kurwa myślącym, ale widzę że się pomyliłem! masz zadzwonić do Pani Ewy i Pani Korporacyjnej i je natychmiast przeprosić za te brednie które wypisujesz. I jak masz jakiś problem ze zrozumieniem słowa pisanego to zwracaj się bezpośrednio do osób zainteresowanych, a nie zawracasz dupę wszystkim prezesom, vice-prezesom, kierownikom i chuj wie komu!

No i Marek faktycznie zadzwonił i się kajał przed nami, ale ciśnienie mi podniósł i niesmak pozostał

- czym się pani przejmuje? przecież powszechnie wiadomo, że Marek to jest taki dupowłaz :) - pocieszył mnie mój Perez na sam koniec dnia

15 października 2009

50.

Na wewnętrzny numer dzwoni mój przedemerytalny kolega, odbieram

- prosektorium słucham?

- yyyy gdzie ja się dodzwoniłem?!

- prosektorium szpitala wojskowego, jak mogę pomóc?

- przepraszam pomyliłem numer...

Po chwili dzwoni ponownie

- prosektorium słucham?

- jakie prosektorium?!

- no już panu mówiłam przed chwilą!

- ooo ty szczylu jeden! dopiero teraz cię poznałem, dostaniesz na dupę za to że robisz mnie w konia :D!


13 października 2009

49.

Podpisanie nowej polisy majątkowej wlecze się jak flaki z olejem, zaczynam już powoli rzygać tym tematem. Jak zwykle mamy hot-line z brokerem - Wiktoresem

- Wiktores błagam! zróbmy tą składkę na jakimś ludzkim poziomie 

- Korporacyjna ja bym bardzo chciał, ale wiesz jaką macie szkodowość, prawda?

- no wiem, wiem że zabójczą, ale u nas co drugi rok jest taki fujowy, więc w tym roku już nie będzie tak źle, proszę, proszę zróbmy coś z tym

Na to Perez drze się z gabinetu obok:

- właśnie panie Wiktorze! prooooosimy! my już będziemy grzeczniiii, nie będziemy broić, tylko zmniejszmy składkę :)!

Ja tu poważnie negocjuje, a Perez z nas polewa, no ;)!

 

Dziś z samego rana musiałam iść się pokserować, a tak się nieszczęśliwie składa, że ksero jest u Gwiazdy. Włażę, jestem sama, maupy nie ma - uff :) Radość trwała krótko, gwiazda wpadła, popatrzyłam na mnie i rzekła: Oooo widzę że potrzebujesz dziś dużo miłości :) - po czym mnie przytuliła. No i co miał oznaczać ten gest, ja się kurwa grzecznie pytam?! Prozac zaczął działać ;>?

12 października 2009

48.

Ewka mnie dziś zapytała jak mija poniedziałkowy poranek, czy już mam wkurwa? Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że jeszcze nie, acz oczekuję, bo wszak w przyrodzie nic nie ginie ;) No i wyszło na moje...

Okazało się, że gwiazda wkręca naszych emerytów w polisy. Warunki polis są takie, że ręce opadają - są dobre do momentu aż coś poważniejszego się nie stanie, ale o tym gwiazda już ludzi nie informuje. Dla niej to czysta kasa, bo od każdej podpisanej umowy dostaje gratyfikacje. Jak ją poszłam uświadomić, że zachowuje się zwyczajnie po świńsku i lekko niemoralnie to się dowiedziałam, iż niepotrzebnie się wpierdalam, bo to nie mój problem tylko ich.

Poważnie pytam: jak można być aż taką cipą?!

11 października 2009

47.

W pracy mamy 13 stopni w porywach do 15. Wewnątrz budynku. Nieśmiało wtrącam, że trochę zimno jest i może tak Perez by poprosił naszego pana od pieca żeby zaczął palić

- oj tam palić, jak zimno jest to trzeba się ubierać, a poza tym nich się pani hartuje

Ja ci kuźwa dam hartuje! Jak pomyślała, tak zrobiła. Perez wyjechał, a ja mu wszyściuteńkie okna w gabinecie na oścież pootwierałam, niech się hartuje!

- jezusmaryja! ale tu u mnie zimno! okna były pootwierane?

- ależ skądże - spojrzenie niewiniątka - po prostu tak się ochłodziło

- dobraaa zadzwonię niech włączą piec... 

8 października 2009

46.

Wybieramy się na firmową kolację, w związku z czym wystrojeni jesteśmy jak stróże w boże ciało, Perez chodzi i się wkurwia

- ja nie wiem co to był za idiota, ale idiotą był na pewno!

- ...? - ale o so chozi?

- przez ten cholerny krawat można się udusić! nie ma na świecie nic bardziej wkurzającego

- taaak? a rajstopy pan kiedyś nosił?!

- nooo, w sumie to nie

- to czas najwyższy skoro uważa pan że krawat to narzędzie szatana!

7 października 2009

45.

Dzwoni mój broker

- i jak tam się wczoraj wszystko udało?

- ale co konkretnie?

- no chirurg

- aaaa to już całe miasto wie, że byłam u chirurga;)? dobrze jest :)

- serio? bo ja jak byłem u chirurga to później miałem tydzień chorobowego

- logiczne, przecież mężczyźni są mniej odporni na ból ;)

- ekhm, przejdźmy do polis...

30 września 2009

44.

Mówiłam, że Perez będzie we wrześniu wył jak przyjdzie do płacenia polisy. Ostrzegałam, że mamy dużą szkodowość, a nasi pracownicy jakby ślepi byli jeszcze nam dokładają. Prosiłam żeby coś z tym zrobił, po premiach im dawał, czy chociaż opierdolił, ale nie, bo po co.

- ja nie wiem jak mam to panu powiedzieć, może niech sam pan przeczyta - podałam mu kartkę z nową polisą i CENĄ za nową polisę

- ekhm oni się to nie pomylili o jedno 0? 

- niestety nie, ostrzegałam....

Podnieśli nam składkę o 331%, nowa wynosi więcej niż moja roczna pensja. Prez spadł z krzesła jak to zobaczył, chyba mu kupię coś na nerwy.

28 września 2009

43.

Moi pracownicy mają wycinać bardzo leciwe drzewa na starym cmentarzu. Oczywiście istniało duże prawdopodobieństwo, że któreś z drzew się przewróci na pomniki i je uszkodzi. W związku z powyższym miałam mentalną sraczkę i klepałam zdrowaśki

- korporacyjna słuchaj tam jest taki pomnik za milion kurwa złotych i NA PEWNO przewróci się na niego drzewo - pocieszyła mnie pani Ala

Pojechałam zobaczyć pomnik za milion kurwa złotych i to drzewo. Pomnik kosztował 100 tysięcy (gdybym ja miała 100 tysięcy to raczej inaczej bym je zainwestowała...), drzewo było straszne, ale udało się :)

- korporacyjna jutro pojedziemy zrobić zdjęcia tego pomnika po wycince - stwierdził Prez - bo później okaże się że przy okazji wycinki chcieliby sobie coś udoskonalić (za naszą kasę of kors, co już wcześniej się zdarzało wielokrotnie...)

- no jak właściciele pomnika do nas wpadną to ja tu tylko robię kawę i nigdy w życiu nie słyszałam o ubezpieczeniach

Pytanie za 100 punktów: czyj to pomnik?

Bossa cygańskiego, więc z jego rodziną raczej nie chciałabym mieć do czynienia ;)

 

25 września 2009

42.

- czym Pani się u nas w ogóle zajmuje w firmie? - grunt to oświecić Prezesa po dwóch latach pracy w korporacji... - bo ja bym miał dla pani propozycje, może odciążymy Wu. i zostanie pani przedstawicielem kierownictwa - głównym specjalistą ds. ISO?

Państwo powitają jelenia :)

Jeleń dostał tym razem podwyżkę, gdyż Preza zadziwił zakres obowiązków jelenia :)

 

24 września 2009

41.

Ani razu w tym tygodniu nie wyszłam punktualnie z pracy. Ten tydzień wyglądał mniej więcej tak:

6,30 - zaczynamy 

6,35 - jadę do poszkodowanego, robię wizję, spisuje zeznania, protokoły

8,55 - z wywieszonym jęzorem wracam do firmy

9 - zaczyna się jazda z iso, która trwa... trwa... i trwa

14,30 - teoretycznie kończę pracę, ALE auditorzy nadal nas maglują (w tak zwanym międzyczasie dzwoni poszkodowany żeby coś dosłać do ubezpieczyciela, wystawiam faktury, sygnalizuję i monitoruję zmiany w polisach x 2)

16 - wychodzę z pracy

17 - jestem padnięta w domu

17,30 - dzwoni mój broker i zaczynamy dopieszczać polisy, które jutro mają być przedstawione Najważniejszym w firmie

20,40 - nadal siedzimy w polisach

Zdecydowanie czekam na emeryturę! Najlepiej od poniedziałku.

40.

Chyba jakieś hasło poszło w eter i z każdej możliwej strony przylazły do nas kontrole. W takim natężeniu jest to męczące, tym bardziej że niektórzy są w ogóle nieprzygotowani do pracy (oni, nie my). Tym razem mowa o dwóch paskudnych babsztylach

- no mówię ci, jak oni mają nas kontrolować skoro mają taki burdel w tych swoich papierach że to się w głowie nie mieści! - wkurzyła się vice

- burdel burdelem, ale zauważyłaś jakie mają dziwki niewyjściowe ;)?

Trza sobie nastrój jakoś rozładować ;)

22 września 2009

39.

Jakiś czas temu zadzwonił nasz broker, z którym to wspólnie męczymy ubezpieczenia

- korporacyjna teraz ty będziesz robiła ubezpieczenia grupowe?

- nie, ja tylko negocjuję nową polisę, a gwiazda robi mniej uciążliwą resztę :)

- ok, ok, a kto za to dostaje kasę?

- gwiazda

- no ale jak to?! ty to robisz charytatywnie, a czemu nie ona skoro jej za to płacą? - tu miało miejsce moje wymowne spojrzenie - aaaa rozumiem, bo to trzeba pomyśleć, pogłówkować, bo musi się chcieć, bo trzeba potrafić, no ale to jest do cholery niesprawiedliwe! - pieklił się

- ja tego nie robię dla kasy, bo widziałam że nic nie dostanę, po prostu wiem (bom się w zeszłym roku ciężko połamała, a NFZ wypiął się do mnie dupą) jakim problemem jest z dnia na dzień wyłożyć kilka tysięcy na rehabilitację z własnej kieszeni, bo tego nie obejmuje nasza stara polisa. Wiem też, że mamy starszych pracowników i wylew czy zawał może się trafić każdemu, a nie wszystkich stać na cholernie drogie leczenie. Ja to robię dla pracowników, dla nas wszystkich.

Broker jakoś przebolał moje miękkie serce i poleciał. Wrócił dziś z propozycjami nowych polis, wybrałam jedną z ofert, pozmieniałam to co było mniej ważne, dodałam kasy tam gdzie było większe prawdopodobieństwo urazów/wystąpienia i to wszystko udało mi się wydusić z ubezpieczyciela w starej cenie. Ależ mnie duma rozpierała :) (kiedy wróciłam z kilkumiesięcznego chorobowego po złamaniu do firmy, prosiłam gwiazdę żeby zmienić polisę, mówiła że to niemożliwe, że nie ma szans, a nawet gdyby to będziemy płacić horrendalną składkę, a ja dokonałam jednak niemożliwego ;))

- Korporacyjna rozmawiałem z waszym nowym ubezpieczycielem powiedziałem mu jak wygląda u was sytuacja z gwiazdą, on cię zresztą zna od poprzedniego ubezpieczyciela i za ten kawał dobrej roboty dostaniesz od nas trochę pieniążków :)

- ale przecież mówiłam że ja nie robię tego dla pieniędzy...

- nie marudź babo jedna, należy ci się :)!

Za te 'trochę pieniążków' mogłabym jechać jeszcze raz do Francji i jeszcze zostałoby mi na waciki.

21 września 2009

38.

Przyjechał nasz broker z kolejnymi pytaniami od ubezpieczyciela

- korporacyjna oni pytają jaka jest PALNOŚĆ waszych budynków... :/

- czy ja już wspominałam, że ich kurwa nienawidzę?

- ja również :)

 

Szykuje się kolejny firmowy wyjazd, staram się wykręcić

- vice wiesz ja nie będę mogła jechać

- ależ to jest polecenie służbowe ;)

- tja, ale ja wtedy mogę mieć już zjazd i będę musiała jechać na uczelnię - pomyślałam żem cwana

- nie masz wtedy zjazdu, już sprawdziłam :)

Fuck'unia no!

19 września 2009

37.


Wyszłam wczoraj z domu chwilkę po 5 rano, wróciłam po 24. Nie lubię września, bo wszystko się sra na jedną chwilę - 3 duże projekty, w których każde słowo i każde zero ma wielkie znaczenie, a do tego zwykłe obowiązki.

Wczoraj pojechałam obejrzeć firmę, którą mam ubezpieczyć. Tak okazało się że mamy tam kozy, kury, gęsi i pawie. Dodam że nie pracuję w gospodarstwie rolnym, ani w zoo. Impreza pracownicza się naszym pracownikom udała do tego stopnia, że własnoręcznie jednemu z nich zakładałam koszulę i zgarniałam jego pijane zwłoki do autokaru. Cud, miód i orzeszki. A wszystko to po obejrzeniu każdej pierdoły na kilkuhektarowej hali o którą może zapytać ubezpieczyciel. Nie mam siły.

17 września 2009

36.

Szef wszystkich Prezesów (SwP) stwierdził, że skorom tak obcykana w ubezpieczeniach to przygotuję polisę majątkową dla CAŁEJ firmy. Pojęcie CAŁA odnosi się do 7  firm które SwP posiada.

- nie ma problemu ja to mogę ubezpieczyć, ale chciałabym przypomnieć, że (KURWA!) 3 z tych 7 firm na oczy nie widziałam

- no to jutro pojedzie pani do Poznania zobaczyć resztę :)

No czad, wszyscy jadą się bawić na imprezę firmową, a ja będę łazić i sprawdzać zabezpieczenia i poznawać firmy. Jak się bawić to się bawić, prawda?

16 września 2009

35.

Przyznaję że nie doceniłam towarzyszki gwiazdy, oj nie doceniłam. Miał być foch i spokój, tymczasem gwiazda postanowiła mnie nadal wkurzać. Im bardziej jestem zajęta, tym więcej pierdoł jej się przypomina

- przyniosłam ci pisma do wysłania, ale nie miałam kopert to nie wypisałam do kogo mają iść, ty to zrób - powiedziała w okresie, w którym nie mam czasu podrapać się po dupie, a co dopiero kończyć jej pracę, ale jako że jestem oazą spokoju wypisałam co kazała i poszłam jej położyć 500 kopert na biureczko pod jej nieobecność. A kiedy już wróciła poleciała prosto do kierowniczki

- kto śmiał położyć te koperty na moim biurku?!

- korporacyjna

- a czemu niby ja mam je wypisywać?! 

- moja droga jak do niczego innego się nie nadajesz i korporacyjna musi robić twoje rozliczenia to może z łaski swojej koperty chociaż wypiszesz?! - poinformowała ją spokojnie nasza kierowniczka

To była akcja foch podejście drugie po urlopie. Zobaczymy co będzie jutro :)

15 września 2009

34.

Wiedziałam, że tak będzie. Wróci człowiek z urlopu, nie zdąży nózią pomachać, ani kawuni wypić, a tu jak nie pierdolnie pracowy armagedon to klękajcie narody...

Zatem wróciłam, tyram, rozliczam, podliczam, obliczam, na co wpada nasza niezastąpiona gwiazda

- słuchaj pokserowałam kilka papierów

- gratuluję... - spojrzałam na standardowe druki i staram się skupić na podliczaniu

- przerwij na chwilę

- nie przeszkadzaj mi teraz bo się pomylę 

- no ale nie możesz mi teraz szybko powiedzieć gdzie ja mam przystawić pieczątki na tych dokumentach?!

- tam gdzie zawsze stawiałaś - odpowiadam poirytowana

- ja ich nigdy nie przystawiałam, nie wiem gdzie, nie potrafię tego zrobić!

-Madziu a ty sobie mocno przypierdoliłaś w głowę jak mnie nie było?!

No i teraz mamy akcję foch i kilka dni spokoju. I bardzo dobrze, bo nie mam czasu uczyć jej czytania ze zrozumieniem.

4 września 2009

33.

Ja księguję, a Perez zaczyna wyliczankę

- no tak teraz pani wyjeżdża, później ja, my się nie będziemy z dwa tygodnie widzieli :(

- straszne no nie ;)?

- no pewnie :(

- no dobra, pan podejdzie to się przytulimy na do widzenia ;)

- mam lepszy pomysł wyślę pani moje zdjęcie to sobie pani ustawi na tapetę

- o tak koniecznie ;)

Jego żona i nasi współpracownicy na pewno by się ucieszyli ;p

2 września 2009

32.

Perez postanowił mnie uszczęśliwić i zostałam audytorem ds. ISO.

We wrześniu zeszłego roku się recertyfikowaliśmy, z auditu ISO powinniśmy dostać raport, raportu do dziś niet. Wu. kilka razy dzwoniła i przypominała panu auditorowi o raporcie, a ten puszczał to mimo uszu. Problem w tym że czekamy na kolejny audit, a w sumie nie wiemy na co się przygotować...

- może niech Korporacyjna zadzwoni i ich opierdzieli ;) - zaproponował Perez

Zadzwoniłam, pan oczywiście twierdził że wysyłał raport i takie tam

- proszę pana my ten raport powinniśmy dostać miesiąc po audicie czyli w październiku 2008 roku! - uświadomiłam jednostkę recertyfikującą

- ależ wysyłałem mailem no i do was nie dochodzi

- jak dla mnie wysyłał pan nieskutecznie, raport ma być u nas w tym tygodniu żebyśmy mogli się przygotować

- czy do pani nie dociera że do was nie dochodzą maile?!

- nie wiem czy zdaje pan sobie sprawę z tego że oprócz maili istnieją faksy, poczta polska, firmy kurierskie, nawet gołębiem może nam pan to dosłać BYLE BYŁO!

Pan w końcu raport przysłał. Po angielsku (co nie byłoby problemem) pisany skrótami (co już problem stanowiło).

- a to kutas! - rzekła Wu. - patrz go jaki złośliwy! I jeszcze się w mailu pyta kiedy ma przyjechać!

- spoko Wu. ja mu napiszę kilka ciepłych słów...

Witam

Tym razem raport do nas doszedł, aczkolwiek prosiłabym wysłać raport jeszcze raz w języku POLSKIM. Myślę że nie powinno to stanowić dla Pana problemu, tym bardziej że wszystkie normy są przetłumaczone przez Polski Komitet Normalizacyjny, wdrażaliśmy system na polskich normach i zdecydowanie łatwiej będzie nam się odnieść do polskiej wersji raportu.
W momencie kiedy otrzymamy raport w języku POLSKIM odniesiemy się do Pana zapytania co do terminu wizyty.

Pozdrawiam serdecznie
Korporacyjna

Minęło kilka godzin i przyszedł raport po polsku z tekstem:

Szanowna Pani Korporacyjna

w załączeniu przesyłam przetłumaczony raport. Jednakże pragnę zauważyć, iż się nie zrozumieliśmy, ponieważ podawałem Państwu dwa terminy ewentualnego mojego przyjazdu i z nich macie Państwo któryś wybrać.

Z wyrazami szacunku

Auditor

Takiego wała kochany to my ci płacimy 7 tysiaków i to ty będziesz tańczył tak jak ci zagramy, o!

Drogi Panie Auditorze

Widzę że faktycznie się nie zrozumieliśmy. Zgodnie z wymaganiami serii norm ISO 9000 najpierw musimy nanieść odpowiednie poprawki do Pańskiego raportu, który dopiero co otrzymaliśmy. Jak Pan wie czas na naniesienie poprawek jest określany przez najwyższe kierownictwo, a więc kiedy uporamy się ze sprawami papierkowymi i Pan Prezes po przeglądzie zdecyduje że wszytko jest ok odezwiemy się do Pana.

- a wystarczyło dać panu w łapę i nie byłoby problemu - stwierdził Prezes - a tak będzie się czepiał wszystkiego

- i tak się czepia, zobaczymy które z nas wytrzyma dłużej ;)

A tak spokojnie było...

30 sierpnia 2009

31.

Ułamał nam się konar na cmentarzu, część spadła na pomniki, część jeszcze zwisała z drzewa, pojechałam obejrzeć tą tragedyję.

- dobra chłopaki nie jest źle, ale to co zwisa trzeba odciąć żeby nikomu na łeb nie spadło

- ale jak odetniemy to poleci na pomniki - zakomunikował mi Jacek

- chwila, jak ma lecieć to niech leci na ten - wskazałam najstarszy - da się zrobić?

- no ba, dla pani wszycho :)

I faktycznie konar spadł na ten pomnik, ale nic się nie stało. Załatwiliśmy jeszcze kilka spraw po drodze i wróciłam do firmy prosto na dywanik u Pereza... Jeden z naszych sezonowych pracowników się poskarżyl, że przyjechałam i kazałam zrzucić konar na pomnik, a Jacek to po prostu zrobił.

Wlazłam na konfrontację Pereza z Jackiem i sezonowym:

- słuchaj - powiedział Jacek sezonowemu - pani Korporacyjna w tych pomnikach siedzi kilka lat, zęby na nich już zjadła, a ty przyłazisz do nas na wakacje i zgrywasz cwaniaka?

- no ale tak nie można, że wy sobie świadomie coś uszkadzacie!

- nie zauważyłeś że konar i tak by poleciał?! Pani Korporacyjna po prostu wybrała najtańszy z pomników na który ma polecieć, żeby w razie czego nie płacić komuś 5 tysięcy odszkodowania a tysiąc baranie jeden, a teraz przeproś Panią Korporacyjną za to że nie zrozumiałeś jej intencji i Pana Prezesa że zawracasz mu głowę takimi pierdołami!

Szybki to był dywanik ;)

28 sierpnia 2009

30.

Nasza gwiazda wzięła 4 dni urlopu i pojechała na wesele. Kiedy wyjeżdżała była sfoszona na wszystkich, cały świat był zły, a my wszyscy do dupy. Po powrocie jest miła do zrzygania, acz jest to tak nieszczere, aż razi. Przylazła do nas na górę i posłodziła najpierw mi, a później vice. Kiedy powietrze zobiło się gęste od tego lukru ulotniła się do siebie na dół. Po chwili ze swojego gabinetu wychodzi vice, popatrzyłyśmy się na siebie i jednogłośnie orzekłyśmy:

- ktoś ją na tym urlopie musiał puknąć...!

- myślisz? nie ma szans, przecież ona jest tak irytująca, że kto by się odważył

- w takim razie ma w sobie kulki dopochwowe ;) przypatrz się tylko jak znowu przylezie czy kuper jej nie wibruje zastanawiająco ;)

- 'Magdaleno coś ci drga w pochwie' :D

- ciesz się że ona ci kawy nie robi ;) wiesz takie kulki to muszą zimne być, więc ogrzewałaby sobie w kawusi, a ty taką ciemną pijesz to nic byś nie zauważyła ;p

- no ja tu do mieszania łyżeczką, a tu nagle coś mi dzwoni na dnie filiżanki ;p boże, przestań!

- a wy z czego tak zacieszcie? - zapytał Perez widząc nas płaczące ze śmiechu

- eeee nic takiego

- wiem, wy złe kobiety jesteście i coś knujecie!

Owszem, zUUUe kobiety jesteśmy ;)

29.

 

Proszę państwa będę żyła, oto i on - Dżordż :) !

- jak przywlekłyście do pracy kota nic nie mówiłem, królika też jakoś przeżyłem, ale żółw to już chyba lekka przesada - zakomunikował Perez, lecz jego jęki nie zostały wysłuchane, bo tłum bab siedział dookoła stoło na którym popierdalał żółw i dopingował ten samotny wyścig, tudzież raczył Dżordża stwierdzeniami

- no dalej chlopie wpierdalaj to jabłko

- nie, nie, nie, nie będziesz mi tu srał na biureczko

- ej a to jest chłopczyk czy dziewczynka? weź sprawdź czy ma nabiał...

Dorosłe kobiety, tjaaa;)

27 sierpnia 2009

28.

Prez zachorował, ale oczywiście do pracy przylazł. Półżywy i usmarkany po kolana, ale przylazł rozsiewać zarazzzę. Próbowałyśmy z vice odesłać go na chorobowe, ale stanowczo odmówił

- jesteśmy na tydzień przed urlopem, jak pan nas zarazi to pana po prostu zabijemy! - lojalnie uprzedziłam żeby później nie było

Poniosło go gdzieś, już się łudziłyśmy że do doktora, jednak po kwadransie wrócił. Polazł do kuchni coś pokombinował i przyniósł nam po talerzyku. A na nim leżały dwa ząbki czosnku, gripex i rutinoscorbin

- i myślisz że tym odkupisz rozsiewanie zarazzy? - zapytała vice - dalej wynocha do doktora!

- ale ja się całkiem dobrze czuję, to tylko katar, dajcie mi żyć baby jedne...

- taaa tylko katar... w którym każde dmuchnięcie w chusteczkę okupione jest teatralnym wręcz charczeniem: 'o mój boże! o jezu!'

- oj a pani nie wie, że jak mężczyzna ma katar to jest równoznaczne z umieraniem ;)

I tak go ubiję jak mnie zarazi ;>

26 sierpnia 2009

27.

Moja Bosica matką-polką jest, trzy sztuki w wieku wczesnoszkolnym posiada. Dzieci jak to dzieci chciały mieć zwierza i kupiły patyczaka, aczkolwiek Bosica za owadami nie przepada i trzeba było jakiś substytut owego tałatajstwa dzieciom znaleźć. Naradziłyśmy się i wymóżdżyłam:

- proponuję żółwia, cichutki, nie uczula, nie trzeba się nim zbytnio zajmować (bynajmniej w porównaniu do napierdalającego w klatkę chomika czy innej świnki morskiej mniej absorbujący), mało je, mało sra, nie będzie problemu ze sprzątaniem, wyprowadzaniem itepe :)

Bosica się do pomysłu zapaliła (tym bardziej że uskuteczniła u siebie już wizję zapierdajających po całym domu patyczaków), poinformowała potomstwo no i decyzja zapadła. Następnego dnia dostałam opr, bo okazało się że żółwia w dzisiejszych czasach bez zezwolenia kupić nie można i w ogóle nigdzie gadów nie ma. Dzieciaki wyły, a ja chcąc nie chcąc żółwia z Bosicą szukałam. Znalazłyśmy na czarnym rynku, bez zezwolenia, najzwyklejszy ze zwykłych - 2 stówy (DWIEŚCIE POLSKICH KURWA ZŁOTYCH! a w zoologicznym jak się jakimś cudem trafi to kosztuje od 400 w górę!)

- no i teraz mi dzieci wyją, bo już się napaliły... nie powiem czyj to był pomysł i kto powinien w kosztach partycypować ;>

Mówcie mi gienialna, Bosica wraz z mężem są mi ogromnie wdzięczni ;)

22 sierpnia 2009

26.

Bosica półtora roku temu kazała naszej gwiazdeczce zrobić porządek w papierach. Gwiazda zebrać się nie mogła, gdyż trzeba było przeczytać odpowiednią ustawę i dokumenty wybrakować, a to jednak trochę pracy jest. Wiecie czytanie ze zrozumieniem i szczypta odpowiedzialności - jak dla gwiazdy dreszczyk. W końcu gwiazda poczuła, że jak się za to nie zabierze to firma ją pożegna i polazła wybrakować dokumenty.

- i co teraz ze mną będzie? - zapytała bosicy

- ale w jakim sensie?

- no robię to co mi kazałaś, kończę studia, więc :)?

- Magda medal ci damy za należyte wykonywanie obowiązków służbowych! - dowaliła jej Wu.

Gwiazda się wściekła, trzasnęła drzwiami i wyszła. Aczkolwiek po jakimś czasie temat wrócił:

- przypominam że kończę studia i należy mi się awans - zakomunikowała gwiazda bosicy, na co ta wyciągnęła moją teczkę osobową i rozłożyła przed gwiazdą moje dyplomy

- popatrz, korporacyjna ma skończone jedne studia, drugie studia, specjalistyczny, bardzo ciężki i potrzebny w naszej firmie kurs i jest w trakcie trzecich studiów. Jak sądzisz kto dostanie awans?

No i był foch, mamy z bosicą ciężko przerąbane:)

21 sierpnia 2009

25.

- a gdzie jeste perez? - zainteresowała się moja kierowniczka

- nie wiem, zabrał Alunie i gdzieś pojechali

- może obejrzeć ten teren pod przetarg?

- eeee nieee, miasto znowu nam się z czymś zesrało i do nich po coś pojechali

- ciekawe po co tym razem - zadumała się nasza bosica

- jak to po co? - wtrąciła Wu. - dupę miastu podetrzeć ;)

Umarłyśmy ze śmiechu po czym nasza bosica przemówiła:

- pomyśleć że zanim zaczęłaś u nas pracować Wu. była taką cichą, grzeczną i miłą dziewczyną, a teraz z niej diabeł wyłazi :)

- a tam wyłazi, póki co delikatnie wystawił same rogi, ale pracujemy nad resztą ;)

20 sierpnia 2009

24.

- słuchaj serduszko napisz Aluni oświadczenie, tylko jakoś ładnie to w słowa ubierz, że Alunia wykonała zieleń przy hotelu i to oddała, pani Kasia z hotelu ma sobie to zielsko podlewać

- ok, tylko wtedy to nie pójdzie na naszym firmowym

- no w sumie nie, bo to oni mają się tym zająć

- jaka szkoda, a ja chciałam pani Kasi z hotelu jakieś kwiatki na tym oświadczeniu narysować, żeby ładne było i kolorowe:)

- dziecko ta pani to głupia pipa jest, jak chcesz to chuja jej narysuj z ironicznym uśmiechem :)

- eeee smutnego chuja... jak taka głupia jest ;)

Uwielbiam panią Alę :)

19 sierpnia 2009

23.

Prez trzy razy mnie dziś pytał kiedy w końcu pójdę na urlop. Pół dnia zachodziłam w głowę o co chodzi, dlaczego mnie tak na ten urlop wywala i wtedy Perez gdzieś pojechał, a zadzwoniła Wu.:

- no no no gratuluję naszemu specjaliście od ISO :)

- ależ Wu. o so ci chozi? - zgłupiałam, bom studia z iso skończyła już jakiś czas temu, ale w firmie się tego nie tykam

- Perez kazał mi tak ustawić audit żebyś ty na nim była, więc prawdopodobnie dostaniesz iso :)

No cieszę się że mi coś o tym wspomniał, pewnie przypomni mu się na dzień przed przyjazdem auditora. Chociaż kiedyś mieliśmy rozmowę na ten temat

- a pani studia z iso skończyła prawda? to teraz może przejmie pani nasze iso co, hahaha?

- pewnie, przecież mówił pan że nie będzimy się znów certyfikować, hahaha

- nigdy nic nie wiadomo - zaśmiał się i poleciał

Opowiedziałam o tym Wu.

- wiesz myślałam że on żartuje

- no no ja też tak myślałam jak się podśmiewaliśmy z bhp, a tydzień później już robiłam za behapowca

17 sierpnia 2009

22.

- co ty robisz? - zainteresowała się Wu.

- rozbieram korektor na części pierwsze

- no widzę, ale po co?

- oj Wu. czy wszystko musi mieć jakieś głębsze wytłumaczenie:)?

- no raczej

- potrzebowałam pomiętolić sobie serpentynkę;)

- jaaaaa pierdolę, z kim ja muszę pracować:)?!

Ale że o co chodzi? Kreatywność przybiera różne formy, te kretyńskie czasami też ;p

12 sierpnia 2009

21.

Moja vice jedzie na urlop, ale ma problem

- słyszałaś o hotelach dla zwierząt? - zagaiła

- owszem

- zostawiłabyś tam swoją cotę?

- w życiu...

- kurwa, bo ja nie mam z kim zostawić mojej, mama po operacji, brat uczulony, koty nie zabierzemy ze sobą, bo źle znosi podróże, pierdolę chyba nigdzie nie pojadę :/

No i tak mi się uroiło, że skoro sama dysponuję cotą to może przygarnę na ten urlop i kotkę vice, pozostało mi o tym fakcie poinformować prywatną matkę...

- chyba cię pojebało - skwitowała krótko

W sumie ma jeszcze kilka dni, więc pewnie się oswoi z myślą, że będą nam się dwa coty przewalały przez dom, no nie?

10 sierpnia 2009

20.

Ze strony, z której się absolutnie nie spodziewałam,

w czasie którego absolutnie nie brałam pod uwagę

padła KONKRETNA PROPOZYCJA.

Bo nam się bardzo dobrze współpracuje, bo główny szef na północną Polskę (tu mi szczęka opadła - nie miałam pojęcia że to taka szycha!) widzi że mi ta część mojej pracy sprawia autentyczną frajdę, bo on wie że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych i że umiem załatwić wszystko czego dopiero co się nauczyłam, bo sama bez większego problemu wdrożyłam się w zagadnienia nad którymi nowi pracują po kilka miesięcy.

On mi proponuje pracę u siebie, bierze mnie jak tylko się zdecyduję (jak JA się zdecyduję!)

Pracę, która serio sprawia mi frajdę, branżę w której chciałabym kiedyś tam pracować, z zarobkami cztery (!!!) razy większymi od obecnych.  Co prawda gratis dają pracę w dużym stresie i brak życia osobistego (co akurat już jakiś czas temu przerobiłam i nie jest mi obce)

Sama nie wiem, kasa fajna (fajna?! zajebista) ale i minusy tej pracy by się znalazły.

7 sierpnia 2009

19.

Vice od początku tygodnia lata jak dzikus, podśpiewuje, co chwilę coś odwala. Dziś nie było inaczej, w końcu nastąpiła samokrytyka:

- kuźwa ale mnie wali przy piątku :)

- przy piątku :)?

- no tak, a co dziś za dzień ;>?

- ciebie wali od tygodnia, a nie przy piątku ;)

Normalnie zakład pracy chronionej ;)

6 sierpnia 2009

18.

6,30 rano, spokój, cisza, pierwsza kawa i Gośka wpadająca z impetem do mojego biura:

- cześć, zbieraj się jedziemy na wycieczkę :)

To pojechałyśmy - wiewiórki ZNOWU naprawiać (zdjęcie światopoglądowe obok) Grzebiemy w gryzoniach, cerujemy im gacie, dosadzamy rośliny itp bajki (panowie drwią szczególnie podczas zszywania wiewiórowi gaci w kroku - nie mam pojęcia dlaczego ;>)

- Małgorzato odkąd u nas pracujesz znacząco zmienił mi się zakres obowiązków...

- nie musisz dziękować ;)

 

A potem wracamy do firmy, siedzimy, plotkujemy, wpada jedna z naszych koleżanek

- ej dziewczyny może byśmy nad wodę pojechały po pracy tak o DWUNASTEJ :)?

Świetny pomysł zważając na to że do 14,30 pracujemy ;)

3 sierpnia 2009

17.

Oni mnie kiedyś w tej firmie wykończą, ale po kolei...

Jakiś czas temu była burza i spaliło nam się trochę sprzętu komputerowego, Perezowi przypomniało się że kilka tygodni wcześniej z całkiem innego powodu spaliły się dwa kobylaste dyski, więc skoro i to i to spalone to podepnijmy to wszystko pod burzę i weźmy kasę od ubezpieczyciela. W papierach rzekomo się wszystko zgadza, gra muzyka, więc zgłosiłam szkodę.

Tak mnie tknęło dziś rano i pytam naszego elektryka jak wygląda nasza instalacja odgromowa - on będzie ją dopiero dziś zakładał. No to pięknie kuźwa, pięknie. Zadzwonił likwidator, że dziś wpadnie obejrzeć spalony sprzęt i ową instalację. Bajecznie, z instalacji jakoś się wyłgam, polazłam szukać uszkodzonego sprzętu. Ni widu, ni słychu, dzwonię do informatyka

- a po co ci ten sprzęt? - zapytał informatyk na 5 minut przed przyjściem likwidatora

- bo za chwilę będzie tu likwidator i chce to obejrzeć

- o kurwa!

- ty mi tu nie kurwuj chłopcze drogi tylko mów gdzie dupy umoczyliśmy?!

- yyyy, ale nie krzycz, ok?

- ...

- bo widzisz te dyski, to one się nie spaliły, tylko są stare i do wymiany, no i one są nadal w serwerze, dopiero muszę je wyjąć i spalić...

FUCK! Zabić to mało! Za jajca go powieszę!

 

Przyszedł likwidator, któremu w zasadzie nic nie mogę pokazać, bo informatyk dał dupy

- niestety nie mogę panu pokazać instalacji odgromowej, bo dziś jest poniedziałek, a wie pan jak wyglądają poniedziałki w zakładach pogrzebowych

- nie, nie wiem

- no duży ruch jest, jeszcze z weekendu i trochę nieprofesjonalnie byłoby skakać między ludźmi którym dopiero ktoś umarł... - głupio się tłumaczę

- ok, przejdźmy zatem do sprzętu

- wie pan co w zasadzie tu też będzie problem, bo nie mam fizycznie na miejscu dysków

- a gdzie są?

- nasz informatyk je wymontował i zapomniał zostawić w firmie, no i pojechały razem z nim na urlop, ale wrócą w przyszłym tygodniu, więc zapraszamy

Mówcie mi miszczu kretyńskiego tłumaczenia...

30 lipca 2009

16.

Zadyma goni zadymę, nie mam czasu się po przysłowiowej dupie podrapać... Dżizas ile można, w końcu cierpliwość mi się skończyła i włożyłam maskę do koszenia. Maska ma tą zaletę że posiada nauszniki, które znakomicie zagłuszają odbiór rzeczywistości, wizje mam zakłóconą fabrycznie przez matkę naturę ;) Wpadam tak ustrojona do mojej kierowniczki, ta popłakała się ze śmiechu :)

- przepraszam, a co ty w tym robisz? - zapytała siedząc tuż obok naszej gwiazdy

- skoro pracuję w warunkach szkodliwych muszę zadbać o bezpieczeństwo, a przede wszystkim higienę pracy ;) - puściłam do niej oko

Chwilę później nadal w masce lecę do Gośki, ta widząc mnie łapie za aparat

- czekaj, czekaj hanej zanim będziesz mnie focić to sobie bJusty poprawię - odrzekłam spokojnie, całkowicie ignorując fakt że za mną stał ryczący już w tym momencie Perez.

A w gazecie mnie oczywista sprawa opisali, na szczęście pana redaktora nic nie przekręcił. Później zadzwonił pan z rmf fm, na wywiad pragnąc się umówić, więc umówiłam i poleciałam powiedzieć Perezowi, że ma się szykować będzie się wywiadził

- niestety nie mam czasu - odparł spokojnie - mam spotkanie, pani udzieli wywiadu :)

- JAK TO JA?!

- jest pani jedyną osobą w firmie oprócz mnie, która w obowiązkach służbowych ma wpisane kontakty z mediami :)

No to zaje...fajnie. Powywiadziłam zatem i poinformowałam Pereza, że skoro już jestem taka sławna to poproszę o podwyżkę, wszak muszę się w mediach dobrze prezentować ;)

- mówiłem już kiedyś, że we łbie się poprzewracało ;)

- oj Perezie uważałabym na słowa, wszak jeszcze tv u nas nie było, a pan idzie teraz na urlop, więc jak przyjadą to może mi się wymsknąć, że Perez mi na waciki nie dał ;)

- Gosia! Gośka gdzie masz tą maskę?! muszę sobie założyć, bo mnie tu kobieta szantażuje - zawył żałośnie

Bywa u nas czasami wesoło ;)

28 lipca 2009

15.

Dzwoni wkurwiony pan, którego pomnik został zniszczony przez wandali, pyta m.in. dlaczego cmentarz nie był ubezpieczony. Tłumaczę spokojnie, że był i jest, ale pomników ubezpieczyć nie mogę, bo nie są naszą własnością. Potem nastąpiło 'sto pytań do...', facet spisał sobie moje dane, po czym przypomniało mu się że jest dziennikarzem, nie ma nikogo na tym cmentarzu, a ja właśnie udzieliłam mu wywiadu. Czad, jutro obsmarują mnie w gazecie. Z imienia i nazwiska.

- ale po co on tak zakręcił? nie mógł normalnie na początku rozmowy powiedzieć, że jest dziennikarzem? - docieka Perez

- nawet powinien, ale jak widać profesjonalizm to zanikająca cecha

- tak to już jest z tymi pismakami, tfu

- no halo! ja też jestem z wykształcenia (jednego z) dziennikarką 

- ale pani jest trzaśnięta z natury ;)

Co prawda, to prawda ;)

27 lipca 2009

14.

Jeszcze odnośnie aktu wandalizmu, tym razem na wesoło.

Na cmentarzu dorwała mnie pani redaktor z lokalnego radio, a że jestem również rzecznikiem prasowym (tu zaśmiała się szyderczo) przyszło mi udzielić wywiadu.

Ona pyta o to, co sądzę o tym co się stało na cmentarzu. Ja, wczuwając się w rolę, opowiadam że to straszny akt, wielka tragedia przede wszystkim dla rodzin zmarłych i w ten deseń. Ogólnie załączył nam się dekadentyzm i wtedy rozlega się dzwonek mojej komórki:

'Wimoweh, wimoweh...

In the jungle, the mighty jungle, the lion sleeps tonight
In the jungle, the quiet jungle, the lion sleeps tonight

eeeeeee,eeeeeee um mubaway'

Dla niewtajemniczonych

Pełna profeska no nie ;)?

23 lipca 2009

13.

Perez miał imieniny, więc nastąpił standard pt. kawa, ciasto i opierdalanie się zwane też rozmowami kurtuazyjnymi ;) Wpadłyśmy do niego z prezencikiem, kwiatami, złożyłyśmy życzenia i zasiadłyśmy do wyżej wymienionego.

- a gdzie jest gwiazda? - nastąpiło poruszenie

Weszła razem z nami, postała chwilkę w drzwiach i się zdematerializowała nagle tak bez słowa... Moja kierowniczka poszła do niej zadzwonić i zapytać się cóż do łba tym razem strzeliło

- Magda a co ty robisz? chodź tu perez ma imieniny, złóż życzenia i wypij z nami kawę

- w żadnym wypadku, cześć - i gwiazda odłożyła słuchawkę, a u nas nastała krępująca cisza...

Olać nas - to w sumie nic nowego, wszak się nie lubimy i ciągle robimy jej na złość, ale olanie Pereza to jakaś nowość. 

Infantylne zagrania na poziomie przedszkola to tylko u nas w korporacji.

 

21 lipca 2009

12.

Wyjątkowo wychodziliśmy dziś później z pracy, bo do kogoś dzwonił inwestor i truł dupę, ja latałam dalej za policyjnymi protokołami, Perez zagapił się i przesiedział porę wyjścia, vice czekała na mnie... i tak dalej w ten właśnie deseń. Wyszliśmy na plac zwany parkingiem w celu oddalenia się do aut, które dowiozą nasze zwłoki do domu i wtedy pojawił się dym. Zza naszych DREWNIANYCH budynków.

- chyba się pali! - krzyknęłam biegnąc za budynki

Perez po chwili już wybierał numer straży pożarnej, dziewczyny patrzyły na wiatr, który zawiewał w stronę budynków korporacji. To były sekundy, po chwili już zza budynków było widać kilkumetrowe płomienie.  

Nasi pracownicy zaczęli gonić grupę gówniarzy, 5 szczyli uciekało wprost na mnie, jeden po drugim wdrapywali się na skarpę i znikali. Ostatni miał pecha, ze skarpy ściągnęłam go ja pytając grzecznie:

- co wyście kurwa najlepszego zrobili?!

Chłopak oczywiście nic nie zrobił, tylko przypadkiem przechodził koło tego co się spaliło, oczywiście nie pamietał ani jak się nazywa, ani z kim był. Jako że moja cierpliwość w ostatnich dniach jest na poziomie zerowym zaczęłam regularną zjebkę pt. konsekwencje i nieprzyjemności wynikające ze znajdowania się o niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu, a także uświadomienie szczylowi kwoty strat jakie poniesie przez swój żarcik.

Po chwili był już standard: straż pożarna, miejska, policja, zeznania, protokoły.

Chłopak okazał się 15-letnim dzieciakiem. To miał być taki fun, tylko że się nie spodziewali, że akurat będziemy wychodzić w tej chwili, kiedy oni polewając benzyną krzaki i drzewa będą je podpalać...

Mi już poważnie starczy wrażeń na najbliższy rok, a nawet kilka lat.

20 lipca 2009

11.

W związku z zaistniałą sytuacją marudzę Perezowi żebyśmy pojechali na policję po notatkę służbową z zajścia. Wymiękł był i jedziemy

- ale do kogo mamy tam iść? z kim niby mamy rozmawiać?

- spokojnie i tak nie wejdziemy na teren komendy, musimy się zaanonsować w okienku powiedzieć kim jestemy i czego dusza pragnie, dopiero po odczekaniu ktoś do nas wyjdzie

- uuuu a skąd pani to wie? tak często pani bywa na komendzie;)?

___

Jesteśmy już na policji, Perez gdzieś poszedł, wychodzi do nas (a raczej do mnie) policjant:

- pani do mnie tak? pani i ten facet, który zniknął jesteście z x?

- tak, a ten znikający facet to mój Prezes :)

- pani wybaczy, ja to zawsze coś ozorem przemielę :)

___

Policjant mówi nam, że przekazali sprawe dalej, tłumaczy gdzie trzeba jechać, Perez nie kuma i robi z policjanta GPSa

- spoko ja wiem gdzie to jest :)

- pani?! - dopytuje Perez znając mój brak orientacji w terenie

- no ja :) to taki nowy szklany, niebieski budynek :)

- pani chyba poważnie hobbystycznie uczęszcza na komendy ;p

No co? Ludzie mają różne kółka zainteresowań ;)

10.

Banda idiotów i degeneratów wlazła na cmentarz którym administrujemy i zdemolowała 150 grobów. Jesteśmy już słynni na całą Polszę dzięki uprzejmości mediów lokalnych, ale i RMF FM, wp, Radia Zet, a nawet Tvn 24.

Chciało mi się płakać jak pojechałam na cmentarz i zobaczyłam na własne oczy ogrom zniszczeń. W tv czy notatkach internetowych wyglądało to zdecydowanie mniej drastycznie. Reakcji ludzi nie da się opisać, raz że zwalili się na cmentarz w ilości hurtowej, dwa że stali nad grobami i autentycznie płakali...





W głowie mi się nie mieści jak można być tak zakutą pałą żeby wpaść na pomysł takiej rozrywki... Straty to około 400.000 tys zł, winnych brak, mało kto ma ubzpieczony pomnik, bo ludzie nie wiedzą że można i że powinni pomniki poubezpieczać.

Jeśli kiedykolwiek miałabym powiedzieć jak wygląda piekło, to wygląda ono dokładnie jak mój dzisiejszy dzień w pracy.

16 lipca 2009

9.

Postanowiliśmy uszczęśliwić kilku naszych marudzących pracowników i kupić im komórki służbowe ('bo inni mają, a my nie i jak się korporacja niby chce z nami kontaktować?' z korporacją czasami jak z dzieckiem: mówisz-masz) Komórki przyszły, panowie je (mało)sukcesywnie odbierają od tygodnia...

- ja jutro przyjdę do pracy pół godziny wcześniej (co jest wyczynem, bo oznacza że będę musiała wstać o 4 a nie o 4,30 jak zwykle) i proszę żeby panowie zanim wyjadą w teren przyszli i odebrali telefony - zadeklarowałam ichniejszemu kierownikowi

Czekałam na nich od barbarzyńskiej 6 rano, przyleźli łaskawie przed 7, wzięli telefony i poszli pracować. Po południu dzwoni ich kierownik żebym przyszła, bo jest problem. Jeden z panów oświadczył że skoro jest to komórka służbowa to będzie ją zostawiał w pracy...

- panie eS. jak pan sobie to wyobraża? komórka KTÓRĄ PAN SAM CHCIAŁ MIEĆ jest po to by był pan dla nas dostępny nawet poza godzinami pracy (co w naszej firmie i tak nie jest praktykowane)

- bedę ją zostawiał w firmie i już!

- pan za nią odpowiada materialnie, kto niby będzie jej pilnował jak będzie pan w domu, a i najważniejsze kiedy niby pan będzie ją ładował?

- pani będzie mi ją ładować, ja będę ją tylko odbierał w godzinach pracy i tu nie ma o czym dyskutować!

- panie eS. co do jednego się zgadzamy - tu nie ma o czym dyskutować, także pan mi nie podnosi ciśnienia, bo po pierwsze ja nie jestem od tego aby panu usługiwać w kwesti telefonu, a po drugie to że ma pan nosić komórkę przy tyłku cały czas jest poleceniem służbowym i faktycznie nie podlega dyskusji!

Im się poważnie czasami w dupie miesza z niedoboru dyscypliny, a później na mnie mówią, że taka krótka w dupie, a tak pyszczy*

* małe, pyskate czyli ;)

14 lipca 2009

8.

Wkradła się na nasz rynek KONKURENCJA (zwana dalej firmą ka.) Podstępnie wygrywała wszystkie przetargi i zabierała nam pracę. Zastanawialiśmy się co prawda jakim cudem ona wyrabia się bez sprzętu przy +/- 15 pracownikach na kilkaset hektarów terenów zielonych, ale to był jej i miasta problem. Miasto się ostatecznie zdenerwowało i firmę ka. ukarało grzywnami, a później wywaliło. Dostaliśmy co nasze back :) 

Dziś przyszedł do nas jej były pracownik i opowiedział nam o ambicjach pani dyrektor...

Ludzie pracowali po 15 godzin, nożyczkami przycinali trawę, podlewali w czasie deszczu rośliny, nasadzali je nocami (w co nie mógł uwierzyć mój prezes kiedy mu opowiadałam miesiąc temu, że wiedziałam ich o 24 w nocy pracujących!) na koniec miesiąca okazywało się, że wypłaty nie będzie... i to nie jakiejś super zajebistej wypłaty, a najniższej krajowej. Współczuję im. Serio.

- ciężko było, ale co zrobić jak nie ma się pieniędzy - kończył swoją opowieść były pracownik firmy ka. na oko 20-letni chłopak - a ona wymagała rzeczy niemozliwych i jeszcze na sam koniec nas oszukała

- ma pan plusa za szczerość - powiedziałam dając zdumionemu chłopu skierowanie na badania - poza tym gratuluje dostał pan pracę :) będzie pan co prawda lekko rozczarowany, ale jakoś pan sobie poradzi z tym, że u nas zarabia się więcej niż najniższą krajową, pracuje się po 8 godzin w dzień i pana nowa kierowniczka jest fajną babką :)

Niby tak niewiele, a chłop był szczęśliwy :) Prezes trochę mniej, ale uświadomione mu zostało że potrzebujemy tego chłopa i bez niego firma upadnie ;)

13 lipca 2009

7.

Moi pracownicy mnie kiedyś wykończą.

Nie darłam się kiedy nie zauważyli hydrantu i go skosili, a miasto wystawiło nam taki rachunek, że nam dupę urwało. Nie darłam się tak bardzo kiedy nie zauważyli drzewa i w nie wjechali, po czym okazało się że drzewo zasadzili mieszkańcy ze swoich własnych funduszy i jest afera na 102 łagodzona oczywiście przeze mnie - specjalistę do spraw beznadziejnych.

Ja ogólnie spokojny człowiek jestem i zdaję sobie sprawę z tego, że tylko ten nie popełnia błędów, który nic nie robi. Aczkolwiek zapowiedziałam oficjalnie, że jak jeszcze raz coś odwalą, co nie będzie zdarzeniem losowym, a ich niedopatrzeniem to im pourywam jaja przy samej dupie.

Dziś nadszedł ten dzień właśnie. 

Ukradziono nam dosyć drogi sprzęt, więc zaczynam dochodzenie ubezpieczeniowe pt. ale jak to ukradziono? ktoś nam się włamał i zwinął? a gdzie była ochrona!? Nic z tych rzeczy. Jeden z naszych pracowników zostawił w parku sprzęt i odszedł do kolegi, w międzyczasie jakiś gówniarz podleciał i sprzęt zawinął. Od tego ubezpieczeni nie jesteśmy, bo od tego ubezpieczyć się nie można. Przyjdzie nam wydać kilka tysięcy na nowy sprzęt. 

Zaczynam z Prezem ciężką przeprawę pt. musimy pracownikom obcinać premię za to co bezmyślnie robią, a co przynosi same straty, bo inaczej nic nie będą szanować i nie zaczną racjonalnie myśleć. Prez oczywiście jest na nie, pracownicy też, bo jak to? Mają dostawać po kieszeni za to że się stało?!

Wredna jestem i zła, bo będą za to właśnie karani. Nic się samo nie dzieje.

12 lipca 2009

6.

Znaleźliśmy się w rankingu i to nie byle jakim ;) Wspomnieli o naszym zakładzie pogrzebowym na joemonster. Śmialiśmy się pół dnia, rozważamy zmianę nazwy na Klamka Zapadła, albo Pogrzebacz, te to dopiero robią wrażenie ;) Napisaliśmy do Joe maila z podziękowaniem za darmową reklamę :)

Skoro już jesteśmy przy zakładzie pogrzebowym, trochę języka branżowego:

- wisielec to brelok

- topielec to boja

- trumna to dębowa jesionka, garnitur, pudełko, piórnik

- pusta urna to doniczka, a urna 'z wkładem' gorący kubek

Dla mnie mocno niedelikatne. Nasi żałobnicy to raczej prości ludzie, ale nigdy nie słyszałam żeby którykolwiek z kich używał tych zwrotów. Czasami za to dzwonią do nas prokuratorzy, albo personel medyczny, czyli ludzie po studiach, wydawałoby się że z odrobiną oleju w głowie i proszą o przewiezienie ciałka, trupka, skórki. Jakoś ciągle nie porafię się znieczulić na ich określenia...

11 lipca 2009

5.

Gwiazda jest odpowiedzialna za firmową polisę na życie, za resztę ubezpieczeń odpowiadam ja. Ona zajmuje się tym od 8 lat, ja od 2. Ja zmieniłam naszą polisę majątkową na samym początku kiedy to dostałam - tak, że teraz jesteśmy ubezpieczeni od wszystkiego łącznie z upadkiem pojazdu latającego na nasze włości, ona od 8 lat w polisie na życie nie wprowadziła ani jednej zmiany 'bo tak było i tak jest dobrze i ona nic zmieniała nie będzie'.

Tylko że kiedy ja się połamałam, a później potrzebowałam kilkumiesięcznej rehabilitacji to okazało się że muszę te kilka tysięcy wyłożyć z własnej kieszeni, bo polisa ubezpieczeniowa tego nie obejmuje. Obejmowałaby gdybyśmy zwiększyli składkę o DWA PIĘĆDZIESIĄT miesięcznie.
W sumie luz, nie mój burdel, nie moje dziwki.

Kiedy chodziłam na rehabilitację poznałam kobietę, której zakres ubezpieczenia był taki sam jak nasz. Pani dostała wylew, jej rehabilitacja kosztowała ponad 20 tysięcy złotych (owszem prywatnie, ale jeśli chodzi o zdrowie nie ma sensu czekać pół roku i więcej aż zwolni się miejsce sponsorowane przez NFZ). Nie byli z mężem w stanie tego opłacić, wzięli kredyt, później sprzedali samochód, wszystko pospłacali i miało już być ok. Pani dostała drugi wylew, tym razem rehabilitacja kosztowała blisko 30 tysięcy, a nie było już czego sprzedać, długi spłacają do dziś...
Czy tak ciężko jest ruszyć dupę, zadzwonić do ubezpieczyciela i podnieść tą zakichaną składkę o 2,50 zł?

9 lipca 2009

4.

Dzwoni pani z banku, nie wiem którego, tego już nie powiedziała. Prez stoi obok mnie i się modli żeby tylko do niego nie łączyć

- dzień dobry chciałabym rozmawiać z Prezesem
- dzień dobry, a w jakiej sprawie?
- chciałabym porozmawiać o kredycie
- w takim razie przełączę panią do vice
- ale ja nie chce rozmawiać z vice, tylko z Prezesem!
- zrozumiałam, ale w naszej korporacji to vice odpowiada za finanse, więc połączę z nią
- ale ja chcę panu Prezesowi zaoferować prywatny kredyt
- bardzo mi przykro, ale pan Prezes nie przyjmuje prywatnych rozmów na służbowy numer, proszę dzwonić na prywatny numer pana Prezesa
- dobrze! to proszę mi podać numer!
- niestety nie zostałam upoważniona do podawania prywatnego numeru pana Prezesa osobom trzecim :)

Rzuciła mi słuchawką :) Świnia ;)

8 lipca 2009

3.

Informuje gwiazdę, że ciągle nie dała mi rozliczenia za zeszły miesiąc, a mamy już 8 lipca. Gwiazda owo rozliczenie robi od 8 lat, co miesiąc.

- słuchaj a jak ja mam to zrobić?

- no tak jak robiłaś to do tej pory

- ale ja tego nigdy nie robiłam

- Magda robiłaś - czuję jak lekko podnosi mi się ciśnienie

- nie, nie robiłam

Wyciągam segregator, w którym mam owe rozliczenia zrobione i podpisane przez gwiazdę

- robiłaś, to jest właśnie to co masz zrobić i w tym miesiącu

- no ale jak ja mam to zrobić?

- kurwa narastająco, tak samo jak robiłaś w czerwcu, maju, kwietniu, marcu, lutym i styczniu! i siedem lat wstecz!

- a co to znaczy narastająco?

W tym momencie szczęka mi opadła na podłogę...

Poza tym mam chyba problem z przekazem werbalnym.

7 lipca 2009

2.

Dzień bez jazdy z gwiazdą byłby dniem straconym.

Wpada nasza postrzelona gwiazda do Prezesowej z ciężką sraczką i od samego progu się drze:

- zginęły mi papiery!

- które?

- no te z wczoraj, które zostawiłam na biurku korporacyjnej

- moja droga gdybyś nie pierdolnęła ich byle gdzie to dziś byś je miała

Papiery oczywiście leżą sobie bezpiecznie u Preza na biurku i czekają na jego powrót, aczkolwiek przyjemności z powkurzania gwiazdy ciężko nam sobie odmówić ;)

___

Skoro już przy Prezie jesteśmy, ma on denerwujący zwyczaj wpadania do naszych biur i pytania jak tam?, kiedy wyjeżdża dzwoni z tym samym pytaniem po kilka razy dziennie...

Moja cierpliwość kończy się, w zależności od nawału pracy, po 1 do 3 tego typu rozmów o niczym.

Prezesostwo pojechało na otwarcie kolejnego oddziału naszej korporacji. Ja mam urwanie dupy, a Prez dzwoni 3 raz

- jak tam?

- tak samo jak o 7 i 10, wszystko ok, firma się nie zawaliła, my żyjemy, ofiar w ludziach brak :)

- aaa to dobrze, tak tylko dzwonię, bo mamy teraz przerwę obiadową

- o to u was przynajmniej coś się dzieję i co Prez zamówił ;)?

- dobra, rozumiem aluzję, już dziś nie zadzwonię ;)

___

Prez ma też idealne wyczucie chwili błogiego lenistwa...

Marta ściąga mnie z przerwy na fajka, bo dzwoni on i akurat teraz w tej chwili musi ze mną pilnie pogadać

- co na papierosie się było :)?

- ależ skąd ;)

- a papierosy nie dość że szkodliwe to jeszcze taaakie drogie

- wiem dlatego złożyłam już podanie o podwyżkę, leży na biurku i czeka na pański powrót ;)

- nie mogę wyjeżdżać, bo dostajecie małpiego rozumu jak widzę ;)

___

Zadzwonili z kwiaciarni i kazali mi kupić papier do kwiatów, kupiłam, przywiozłam i jeszcze zjeb dostałam od kierownika

- nie było ekhm innego?

- a coś z tym jest nie tak?

- myślisz że nasi klienci zakładu pogrzebowego docenią jak im owiniemy nim wiązanki?

- czepiasz się, papier jest zajebisty :) poza tym ciemny, więc lekko żałobny ;)

6 lipca 2009

1.

Dzień jak co dzień. Jak to zazwyczaj bywa robię coś co absolutnie nie należy do moich obowiązków, ani do czego absolutnie nie jestem przygotowana teoretycznie. Bo praktycznie i owszem, dali mapy geodezyjne, miarę, auto i kazali pojechać i pomierzyć drzewa do wycięcia.

Biegamy, szukamy i mierzymy i wtem doznaję objawienia.

Ślepiom moim zielonym ukazuje się Jezus w drzewie.


Poważnie - mało rzeczy jest mnie w stanie już zadziwić... 

___

Wracam do firmy, wpada do mnie nasza gwiazda. Rzuca mi poufnymi papierami na biurko i się ulatnia. Bez słowa. Niosę więc owe poufne papiery prezesowej wiedząc że którejś z nas dostanie się opierdal

- dlaczego ty mi to przynosisz?

- bo gwiazda wpadła, rzuciła i poleciała

- tak bez słowa?!

- otóż to

Prezesowa marszczy brwi i z wkurwem na twarzy leci do gwiazdy, a tam podobno ma miejsce mały armagedon. Gwiazda zapomniała że za owe dokumenty odpowiada własną macicą i raczej nie powinna tak beztrosko sobie ich zostawiać gdzie popadnie i ona nie pamięta żeby był jakikolwiek zakaz i dlaczego prezesowa znowu robi jej na złość?!

Kochamy z nią pracować...

Doprawdy kiedyś ktoś z nas w końcu zrobi jej krzywdę.

Fizyczną, bo mentalną robimy jej ciągle czepiając się o byle gówno.