31 stycznia 2012

204.

Mamy wybitnego fana naszej firmy. Psychol wydzwania do nas kilkadziesiąt-kilkaset razy na dobę robiąc sobie głupie żarty w stylu "chcę pochować krowę, czy w wyposażeniu trumny jest tv z pilotem". Innym razem informuje nas, że "jesteśmy kurwami, on jest hakerem i nikt go nie namierzy".
Nocami w pracy jest pani portierka, która pilnuje porządku na terenie (bądź co bądź w centrum miasta). Głupie telefony zaczęły się rano i trwały przez całą dobę. O 3 psychol poinformował panią portierkę, że "zaraz przyjedzie i spali nam te budy". I rzeczywiście przyjechało auto bez tablic, zaparkowało na wprost portierni i odjechało jak tylko portierka chwyciła za telefon żeby dzwonić na policję.
Najlepsza w tym wszystkim jest reakcja szanownych stróżów prawa. Wiedząc, że dzwoni do nas ktoś z obelgami i groźbami policja stwierdziła, że "przyjmą zgłoszenie, ale dopóki komuś nie stanie się krzywda to oni nic nie mogą zrobić".
Państwo prawa i porządku, kurwa!

25 stycznia 2012

203.

Program na którym od początku roku pracujemy ma jedną zasadniczą wadę - punkt help desk. Czwarty tydzień komunikuję programistom, że program absolutnie nie przyjmuje do wiadomości, że żyjemy w Polsce i używamy polskich znaków - co w przypadku mojej branży jest kluczowe i pewne instytucje widząc na fakturze pana Swiatkowskiego, odmawiają wypłaty świadczenia panu Świątkowskiemu... Po raz setny wałkuję z help deskiem owy error i delikatnie skończyła mi się cierpliwość, więc cedzę przez zęby swoje żale
- panie R. znowu cały program zawiesza mi się przy używaniu polskich znaków. Słucham jakie widzi pan rozwiązanie tego problemu?
- no niemożliwe, to zapewne wina klawiatury...
- a to ciekawe, bo program wiesza się nam na kilku stanowiskach, do tego w tym czasie bez problemu możemy używać polskich znaków np. w wordzie, więc to wytłumaczenie sobie podarujmy
- no to może niech pani spróbuje zresetować komputer
- panie R. ja nie dzwonię do was z wyimaginowanym problemem, tylko z poważnym utrudnieniem i proszę nie dawać mi tego typu rad, które nic nie wnoszą ;>
- no to jest niemożliwe, coś takiego się nie zdarza u nas
- a jednak, proszę od 4 TYGODNI żebyście coś z tym zrobili, a wy nic
- a to ciekawe, bo ja się dopiero teraz o tym dowiaduję
- wasz system wewnętrznej komunikacji mnie nie interesuje
- wie pani, mamy braki kadrowe
- panie R. wasze braki kadrowe również mnie nie interesują, sprzedaliście nam niekompletny produkt, z masą błędów, niedostosowany do profilu naszej działalności, teraz waszym obowiązkiem jest dostosować go. Skoro macie braki kadrowe trzeba było nie wdrażać programu do kolejnej firmy, skoro to zrobiliście to powinniście być świadomi jakie zasoby ludzkie będą wam potrzebne i jakie błędy mogą się pojawić. My przez niestabilność programu i opóźnienia wynikające z naprawy kolejnych błędów tracimy pieniądze, a to jest absolutnie niedopuszczalne. Rozmawiałam z prezesem i jeżeli nie rozwiążecie państwo swoich wewnętrznych problemów może się to dosyć mocno odbić na naszej współpracy. My nie oczekujemy od was cudu tylko chcemy żebyście solidnie i kompetentnie wykonali swoją pracę. Mam nadzieję, że nie będę musiała kolejny raz do pana dzwonić w tej sprawie.

R. się zmobilizował i naprawił błąd. Później dzwoni prezes
- witam Żyletę ;) słyszałem, że pan R. miał dziś ciężką rozmowę ;)
- nie ważne jaka była, ważne że skuteczna
- ja lubię pani posłuchać jak się pani kończy cierpliwość i wychodzi z pani gestapo ;)
Bardzo śmieszne.

24 stycznia 2012

202.

Pani płacząc opowiada mi o swojej zmarłej mamie, której pogrzeb właśnie załatwiamy. Mama była inwalidką, pani poświęciła całe swoje życie, aby się mamą opiekować. Były we dwie, pani nie miała rodzeństwa, nigdy nie wyszła za mąż, nie ma dzieci, została teraz absolutnie sama... Ona płacze, ja też.
Czasami nie mogę, ludzie opowiadają o swoich wielkich dramatach, opowiadają o zmarłych, a mi wtedy przypomina się jak odszedł mój tata, mój Darek i łzy same napływają mi do oczu.

18 stycznia 2012

201.

Już jestem w ogródku, już witam się z gąską, a tu k u t a s ...
Kończę w pracy jeden duży projekt za dużą kasę. Koordynuję to ja, bo mam "wyczucie i pojęcie o temacie projektu o wiele większe niż management, no i to ja poszukałam fachowca, który jest głównym wykonawcą, więc logiczne, że ja będę z nim rozmawiała o sprawach technicznych". Spoko, od ponad miesiąca wałkujemy temat, co wygląda tak:
- po pracy wracam do domu i odpalam lapsa,
- wprowadzam wszystkie niezbędne dane, rysuję mapki, projekty, szukam zdjęć, podobnych projektów, materiałów, umawiam się z dostawcami, analizuję, jebie tych co mieli coś dostarczyć, a mają opóźnienia, no bo każdy z nas ma jakieś terminy,
- wysyłam wytyczne do głównego wykonawcy,
- dzwonimy do siebie, spotykamy się i namiętnie przesiadujemy przed lapsami tłumacząc sobie wzajemnie co ja bym chciała, a co jest możliwe
Kiedy kończymy zazwyczaj jest środek nocy, bo główny wykonawca robi nam projekt nocami. Luz. Nikt mi za to nie płaci, ani za mój czas, ani za telefony, ani za zaangażowanie. Ma być zrobione. That's all.
Kończymy, jestem przeszczęśliwa, że w końcu przestanę chodzić do pracy półprzytomna, a tu nagle mail:
"Ja cię nie chce martwić, ale wczoraj nie znając hasła zalogowałem się przy 2 próbie do miejsca w którym mogłem poprzeglądać wszystkie dane..."
No i to by było tyle z mojej radości, bo to jest - zważając na specyfikę - mega kurwa problem. Tak, więc ogródek mi się nieco rozszerzył, gąska spierdoliła w sam róg i będziem się bawić ponownie.

17 stycznia 2012

200.

Okres dni bez alkoholu był stanowczo zbyt długi. Słyszałam jak Terenia się rejestruje do lekarza, więc wcale mnie nie zdziwiło, że dziś nie przyszła do pracy. Ciekawe ile będzie "chorować"..?
Przyszło mi usiąść na dole i przyznam, że ktoś mnie tak wkurwił bezsensownymi oskarżeniami, że się poryczałam* z bezsilności i nerwów. Wbrew pozorom nie był to nikt z mojego obecnego miejsca pracy, tylko z JM.
*a ja nie płaczę często, publicznie, a do tego w pracy - więc to była już ostra jazda...

16 stycznia 2012

199.

Zgodnie z przewidywaniami AELki prostowanie się rozpoczęło gwałtownie i dosadnie ;)
Zawitałam na chwilę* do macierzystej jednostki (JM) gdzie odbyliśmy długą i owocną rozmowę z prezem, podczas której opowiedziałam mu o wszystkich wnioskach, które to wyciągnęłam z tej obserwacji uczestniczącej. Później była mega awantura i to se ne wrati. Bynajmniej częściowo Terenia została naprostowana, a że zostało nam jeszcze kilka miesięcy razem zakładam, że o ile nie dojdzie do naprostowania absolutnego, to ta praca zdąży jej obrzydnąć do granic możliwości. Bywa.
* Moje zawitanie na chwilę zakończyło się 6godzinnym pobytem w firmie, bo Terenia co chwilę po mnie osrana dzwoniła, a rzekłam, że ma se radzić sama, bo ja tu taaakaaa zajebana robotą jestem, iż chyba nie wrócę. Jeden dzień koszmaru znacznie poprawił jej umiejętność obsługi nowego programu. Terapia wstrząsowa bywa skuteczna jak widać.

Kiedy tylko przekroczyłam próg JM Wu. zaciągnęła mnie do siebie i dzieli się nowiną:
- słuchaj masz problem, nie zgadzają mi się pieniądze z rozliczenia które robiłaś
- no sorry Wu. ale to TY masz problem, bo ja rozliczenie zrobiłam, przekazałam ci pieniądze i wszystko było ok, prosiłam żebyś usiadła ze mną, policzyła, ale wolałaś podpisać papier i mnie spławiłaś, więc to nie jest mój problem - tu Wu. się osrała, więc z dobroci serca sprawdziłam wszystko jeszcze raz i faktycznie brakuje kilkunastu zł, aczkolwiek po 3 tygodniach ciężko stwierdzić czy to ja się jebłam, czy ona gdzieś upłynniła kasę... Znam Wu. i wiem, że będzie robiła wszystko, żeby zwalić winę na kogokolwiek, więc odpuściłam sobie gadki umoralniające, bo ja widzę tę jej minę srającego kota na pustyni... - Wu. masz tu te kilkanaście złotych i spierdalaj...

Kilka dni później dzwoni wkurwiona Vice, bo coś jest najebane w papierach księgowych. Coś co miała za mnie zrobić Wu., ja jej napisałam jak tego dokonać, a ona najebała.
- i mi wmawia, że to Ty jej kazałaś jej tak zrobić - relacjonuje mi Vice
- a to suka...
- no to jej mówię, żeby nie ściemniała, bo nigdy byś nic tak głupiego nie zrobiła, poza tym przy mnie pisałaś jej krok po kroku jak ma to załatwić...
- i co ona na to?
- no więc skoro obczaiła, że na Ciebie winy tym razem nie zwali, to zwaliła na księgowość, że to dziewczyny źle zrobiły przelew
Wu. któryś raz z rzędu najpierw mi robi koło dupy, a później jak gdyby nigdy nic do mnie dzwoni, prosi o pomoc i szczebioce jak pierdolony zadowolony z życia wróbelek. Czekałam na telefon od jaśniepani z żądzą zemsty... Doczekałam się dziś, zadzwoniła i wyłuszczyła swój problem życiowy oczekując pomocy
- Wu. nie wiem co masz zrobić, zapytaj Vice
- a czemu jej? - ona jak słyszy, że ma zapytać Vice to już jej serdunio wali 150/min
- bo zdaje się, że ostatnio wszystko ci mówię źle, wszystko robię źle i później dzwoni do mnie Vice i mnie jebie za to co ty spierdoliłaś, a wmawiasz wszystkim, że to moja wina. Sorry, skończyło się, nie zamierzam brać odpowiedzialności za twoje błędy, to nie jest przedszkole! - i tu bym zakończyła gdyby nie wyskoczyła z kolejną fantastyczną propozycją
- ok... a jeszcze jedno, mogłabyś w wolnym czasie wyskoczyć nam po druki urlopowe?
- Wu., czy ty myślisz, że ja tu jestem, kurwa, na wakacjach?! Ja mam ci gdzieś skakać? Ja tu pracuję i nie mam czasu za załatwianie twoich spraw, jak ty sobie to wyobrażasz, wyjdę z pracy, bo ty masz taką potrzebę? Dziewczyno, no bądź poważna...

9 stycznia 2012

198.

- pozwól mi chwilę u siebie odpocząć od Tereski, bo Buk mi świadkiem, że jeszcze chwilę i ją tymi ręcyma, kurwa, uduszę - rzekłam padając na krzesło u Agi
- a co ona znowu zrobiła :)?
- wiesz, ja rozumiem, że ktoś jest stary, że mamy nowy program i komuś się nie chce uczyć, ale jak do chuja pana pracuje zamiast siedzieć na emeryturze to niech PRACUJE. Ty wiesz, że ona cały czas biega spanikowana, bo tu jej coś wyskoczyło (pisało jak wół "wpisz imię i nazwisko kontrahenta" tępa dzido!), bo jej drukarka nie działa (albowiem się kabel odłączył, ale zanim sprawdziła to zdążyła już zadzwonić do informatyka), bo jak drukarka zaczęła działać to drukuje 5 raz tę samą fakturę (no bo po co anulować drukowanie..?), a już absolutnym szczytem dla mnie jest hasło powitalne do klienta: "państwo pójdą do koleżanki obok". A ona to jest na wakacjach?!
- no proszę jak szybko poczyniłaś te obserwacje, przyznam że ja się dłużej orientowałam :)

Siedzę i milionowy raz tłumaczę co robimy jak spierdolimy papierologie. Tereska się denerwuje, bo to nie tak, to inaczej, tak być nie może, klika gdzieś na ślepo czyniąc przy tym więcej szkód niż pożytku...
- pani Tereso, SPOKOJNIE, POWOLI
- weź mi to sama zrób
- nie, pani musi to zrobić, bo ja (naczelny, kurwa, help desk dla opornych) pójdę wkrótce do swojego biura i co wtedy? kto to za panią zrobi?
- zadzwonię, przyjdziesz i zrobisz
O kurwa, takiego wała.

Rozmowa z Agą o wizji mojej przyszłej pani kierownik.
- zostało mi zakomunikowane, iż jak jest dużo pracy to do roboty przychodzimy również w sobotę i że w tym dziale nie ma urlopów
- hehe i co ty na to?
- powiedziałam, że jak człowiek jest dobrze zorganizowany (a nie taki spanikowany i osrany jak Terenia) to wykona swoją pracę w czasie do tego przeznaczonym, że nie mam w umowie zapisu o nienormowanym czasie pracy (w domyśle woła z siebie zrobić nie dam), a jeśli idzie o urlopu to ja mam deal z prezesem i ogólnie rzecz ujmując mam głęboko w poważaniu jej system urlopowania
- i bdb, a co ona na to :)?
- a to już jej problem :) i tak już mam przejebane, bo od tygodnia przejęłam jej monopol na zarządzanie wszechświatem (dzwoni do mnie prez, vice, naczelni informatycy i to ze mną ustalają to co boskie i cesarskie)

Wspominałam już, że będzie fajnie ;)?

4 stycznia 2012

197.

Tu to będą dopiero kurwa kwiatki...
Dziewczęta jak cokolwiek napierdolą to przychodzą do mnie po pomoc. Dziś napierdolenie osiągnęło wyżyny absurdu
- ni chuja nie wiem jak to poprawić, proponuje żebyście zadzwoniły do Vice i jej powiedziały, może ona jakoś to odkręci - gdyż mi już zakończyły się pomysły i wszystko mi opadło
- o nie, nigdzie nie będę dzwoniła, nabiję to na kasę
- no jak na kasę? przecież wtedy to już będzie narąbane na maksa - tu owo napierdolone zostało, a jakże, ufiskalnione... - zadzwońcie do Vice
- nie, bo jak zadzwonię do niej to ona mnie opieprzy
- no teraz to tylko opieprzy, a na koniec miesiąca jak tu wpadnie to zrobi taką jazdę, że klękajcie narody...
Myślicie, że zadzwoniła..? Domniemam, że przy zamykaniu miesiąca dojdzie tu do seryjnego mordu.

Hitem byli mili państwo - matka lat 70 i dwójka jej dzieci +/- 50 r.ż. Państwo przyszli załatwić pogrzeb męża i ojca. Przy czym dało się zauważyć solidne wkurwienie i mega focha na zmarłego albowiem:
- gdyby umarł po 10 to dostalibyśmy jeszcze emeryturę, a tak pieniądze chuj strzelił
Serio zbierałam szczękę z podłogi.

2 stycznia 2012

196.

No to poszłam byłam w nowe miejsce. Kazali mi usiąść i obserwować. Czad, można bezkarnie, oficjalnie siedzieć, nic nie robić i jeszcze ci za to płacą ;)
No i tak sobie siedzę całe 7 minut, po czym się okazuje, że nowy dla nas wszystkich program na którym od dziś będziem robotać pokonał moje nowe koleżanki i one po 2 tygodniach szkolenia nie potrafią otworzyć nowego raportu kasowego. Ja po 2 godzinach szkolenia potrafiłam...
Później stwierdziłam, że program będzie bardziej idiot friendly kiedy doda się do niego kilka kolumn, co też uczyniłam ku zaskoczeniu koleżanek, pani kierownik i pana informatyka z firmy programowej, który stwierdził, że ni chuja nie ma pojęcia jakem tego dokonała, bo to niby trzeba umieć programować i mieć skończony Harvard co najmniej...
Kiedy już zostałam okrzyknięta Boginią tego kurestwa na którym będziem się teraz męczyć wszyscy odetchnęli z ulgą i włażą mi w tyłek po same migdały.
No więc chyba będzie dobrze ;)