15 kwietnia 2011

146.

Mam ostatnio wysyp spraw pt. "połamałam się pół roku temu na waszym terenie i stanowczo jesteście mi winni odszkodowanie". Ok, złamanie się może zdarzyć, ale że wszyscy ci ludzie zgłaszają się do nas w przeciągu ostatnich dwóch tygodni i na dodatek wszyscy mieszkają w tym samym rejonie, nie jest zastanawiające?
Dziś przyszło pismo z kancelarii odszkodowawczej - pani złamała sobie u nas mały palec lewej ręki, swój ból i straty moralne wyceniła na 4.000 zł (cała ręka to 5% uszczerbek, 1 palec to 1% uszczerbek, w przypadku bdb ubezpieczenia przeciętnego Kowalskiego to najwyżej 400 zł odszkodowania), ale to nic. Rozwaliło mnie kompletnie, że chce też dodatkowy 1.000 zł, bo musiała zatrudnić opiekunkę, która robiła jej zakupy, sprzątała, myła ją i - uwaga - PODCIERAŁA, gdyż pani ze złamanym paluszkiem nie była zdolna do samodzielnego życia. No ja pierdolę, nie przesadzajmy, ok?
Dziwi mnie też, że pani połamała się jednego dnia, pojechała do szpitala, stamtąd ją odesłali do domu nic nie stwierdzając, dopiero 3 dni później pojawiła się na izbie ponownie i dopiero wtedy miała zrobione RTG i założony gips... Osobiście byłam połamana 2 razy i wiem z autopsji, że po kilku godzinach od złamania, ból nieusztywnionej kończyny jest nie do zniesienia, więc jakim cudem ona wytrzymała niby 3 dni?
Panowie prowadzący firmę odszkodowawczą tytułują się adwokatami, tymczasem są mgr prawa, żaden z nich nie ma skończonej aplikacji, więc z nich taki adwokat jak i ze mnie i to przekłamanie w papierach podniosło mi już ciśnienie dokumentnie.

- i co im pani zamierza odpisać? - zaciekawił się Prez
- żeby nas pocałowali w sam środek naszej firmowej dupy, tylko muszę to ładnie ubrać w słowa ;)

No kocham takie firmy odszkodowawcze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz