29 lipca 2011

167.

Vice na cały miesiąc wyjeżdża
- zostaniecie sami
- no, nie wiem jak wytrzymam z tym człowiekiem sam na sam przez cały miesiąc ;) - Prez ma ADHD, dużo gada, wszędzie go pełno i jak jesteśmy w 3 absorbuje nas po równo, a jak jest tylko 1 z nas to ma przesrane jak w ruskim czołgu i czuje się wykończona
- no halo ten człowiek tu stoi i wszystko słyszy ;p

- będziesz mi podlewała kwiaty?
- nie
- będziesz mi podlewała kwiaty?!
- NIE!
- nawet mnie nie wkurwiaj, bo ci je przykleję do biurka i nie będziesz miała wyboru ;)
- tylko spróbuj to je na śmietnik wywalę ;p

27 lipca 2011

166.

- oglądałam wczoraj taki program o seksie - zagaiła Eła - w którym kolesie mierzyli sobie obwód penisa i wychodzili mówiąc, że mają po 12, 14, a jeden nawet 16 centymetrów w OBWODZIE. Się pytam jakim cudem, z jajami chyba kurwa!
Zadumałyśmy się nad problemem, po czym stwierdzam
- patrz Eła rozpiętość od palca wskazującego do kciuka to mniej więcej 12 cm - składam palce w okrąg iprzyglądamy się temu - to wcale nie tak wiele, chyba jednak możliwe
Patrze cóż ona robi, a ona wzięła kartkę, odmierzyła 16 cm, wycięła, złożyła w okrąg i zdziwiona stwierdziła
- bez jaj, 16 cm to nie tak dużo :) ej to chyba jednak jest możliwe :D
Ma się te problemy w pracy, no nie ;)?

20 lipca 2011

165.

W korpo nerwowa atmosfera, bo znowu nas opisują, bo pracownicy sami z siebie dają dupy z prostymi sprawami, które komplikują tak, że stają się one niezwykle zawiłe. Prawnie głównie. Zbliżają się Preza imieniny, więc pytam jaką sobie życzy daninę
- roślinę
- oooo to ja mam pomysł :D
- o nie, nie o melisę mi chodziło ;>
- aj tam melisę, melisa jest dla mięczaków :D - zaczynamy się śmiać, Vice nie załapała - cały krzaczek najlepiej :D
- o czym wy do cholery mówicie?
- no gandzie Prezesowi kupimy i w chwilach kryzysu będziemy sobie popalać po lufce ;)
- zajebisty pomysł, jestem za ;)

Z prawa funeralnego - w Polsce nie można nikomu sprzedać trumny bez aktu zgonu. Na jeden akt zgonu przypada jedna trumna, chyba logiczne, prawda? Nasza pracowniczka sprzedała klientowi trumnę, po czym okazało się, że klient bierze inną, więc zamiast zrobić korektę faktury wystawiła nową. Tak więc popełniła przestępstwo, które trzeba odkręcić na miesiąc przed kontrolą skarbową.

Z przypadków ubezpieczeniowych. Nasi pracownicy rozwalili dwa auta, zamiast mi zgłosić, żebym mogła zrobić to na ubezpieczenie naprawili sami i przychodzą po zwrot kasy
- powtarzałam 1000 razy, że macie mi zgłaszać każdą pierdołkę ubezpieczeniową, że bez mojej wiedzy NIE WOLNO wam zrobić NIC co wiąże się z ubezpieczeniem, PRAWDA?
- no tak, ale szybciej było zrobić to samemu
- no pewnie, a macie jakieś zdjęcia szkody sprzed naprawy?
- no nie, ale mamy fakturę za części i lakiernika
- to świetnie, teraz możecie za te faktury zapłacić z własnej kasy, bo ja nie będę w stanie udowodnić ubezpieczycielowi, że zaistniała jakaś szkoda i ja nie żartuję, naprawdę płacicie za części i lakiernika z własnych pieniędzy
Może w końcu nauczą się nie robić nic poza firmą.

18 lipca 2011

164.

Fantazja, fantazja, bo fantazja jest od tego, aby w pracy bawić się, bawić się, bawić się na całego.
Kuba przeszedł z etapu ssania smoka, na etap ssania kciuka, przez co psuje sobie zgryz (co wnikliwe oko czytelnicze może potwierdzić fotą z poprzedniego wpisu). Niedobrej cioci przypomniało się, że w aptece można kupić zajebiście gorzki żel, który odzwyczaja od takich praktyk. Żel zakupiono, łapska wysmarowano, po czym wysłuchano awantury urządzonej przez szczyla, bośmy mu wielką krzywdę wyrządzili. Jak zacznie chodzić na laski i podczas randek nie będzie na nie pluł przez szpary w klawiaturze to podziękuje ;) Póki co trwa w fochu.

W piątek przypałętał się do firmy wielki pies, a że ja nie lubię potencjalnego zagrożenia na terenie który ubezpieczam, a po którym kręci się pełno ludzi zaordynowałam, że dzwonimy do schroniska, niech ktoś przyjedzie, wszak buk kazał się dzielić. Kiedy panowie raczyli dojechać pies się już sam ewakuował i jeszcze nie powrócił.
Z cyklu - dalsza praca w zoo. Mamy kotkę łajdaczkę (bo koci się to cholerstwo na potęgę i puszcza z połową dzielni). Zadzwonił K. że mam przyjść zobaczyć kota, bo jej smętnie zwisa łapka. Tośmy do weta pojechali prześwietlić tałatajstwo, łapa pęknięta, pan wet może w akcie łaski zoperować żeby szybciej się zrosło - jedyne 800 zł za fatygę. No jakoś żadne z nas nie miało na zbyciu wolnych środków, więc łapa została usztywniona samozwańczo przy pomocy patyka i bandaża, a kotka i jej najnowszy miot został zgarnięty do kartonu do kabineciku, żeby się w cieple zrastała, a owoc jej lędźwi rósł w cieple i suchocie.
Mam taką wizję, żebyśmy sobie kupili firmową krowę, kozy i stado kurek*, bo ja doprawdy nie mam co robić w pracy ;>

* kozy i stado kurek WYSTAWOWYCH mamy w naszym poznańskim oddziale, serio serio i na miły buk nasza działalność nie ma absolutnie nic wspólnego ze zwierzętami, jak zresztą widać...

16 lipca 2011

163.

Dzwoni moja żona. Przeszkadza akurat kiedy wraz z Kubą skaczemy po schodach, odbieram i siadam na schodach Kuba koło mnie. Ona mi coś opowiada, ja słucham jej jednym uchem, a drugim słucham Kuby, którego jednocześnie trzymam i pouczam żeby uważał, bo spadnie ze schodów i zrobi sobie znowu ała. Sytuacja powtarza się kilka razy, w końcu Karo się wkurwia:
- no halo! czy ty mnie słuchasz?!
- no słucham, tylko Kuby pilnuję w międzyczasie :)
- bosz jak ty kiedyś będziesz miała swoje dziecko to w ogóle nie pogadamy skoro na punkcie cudzego masz taki odjeb!
No, a jak nie mieć, jak z niego taki słodziak jest ;)

14 lipca 2011

162.

Prez wpadł dziś na świetny pomysł, żeby pojechała na kontrolę usługi i przy okazji porobiła zdjęcia. Przednia zabawa, tym bardziej, że usługą był pogrzeb. Młodego mężczyzny.
Na pogrzebie było z dwieście osób, bo zmarły działał w klubie motocyklowym, klubie płetwonurków, był komandosem, więc znało go wiele osób...
Pogrzeby nie są fajne same w sobie, do tego chwytali mnie mocno za serce przyjaciele zmarłego, którzy kilka dni przed uroczystością przyszli gromadnie do naszego zakładu, aby zorganizować mu pogrzeb z pompą. Wyłożyli z własnej kieszeni prawie 10.000 zł na wszystko co mogło nadać tej uroczystości wyjątkowy charakter.

Była masa ludzi, najdroższa trumna, ogrom kwiatów i wieńców, kolumna motocykli która jechała tuż przed karawanem przez całe miasto. Przyjaciele, którzy nieśli trumnę na własnych barkach, a przewodniczył im motor, który torował im drogę, mistrz ceremonii który przejmująco opowiadał o zmarłym, był też ryk motorów kiedy trumna była składana do grobu i w tym momencie wyłam jak bóbr i miałam ochotę zbluzgać Preza za to, że kazał mi w tym uczestniczyć...

Był niespełna 40-letnim przystojnym facetem, który miał całe życie przed sobą. Kilka dni temu grillowali, popili i założyli się z kolegami, któremu z nich uda się przepłynąć rzekę. Był nurkiem, był pewien że wygra zakład, wszedł do wody, zaplątał się w jakieś chaszcze przy dnie i nie wypłynął...
Sześciu wielkich chłopa niosło trumnę, każdy z nich miał łzy w oczach, jeden z nich szedł na samym przedzie i płakał w głos. To był ten, który wygrał zakład...

11 lipca 2011

161.

O firmowym dziecku już pisałam, więc postać znana.
Kuba dorwał mnie z samego rana i pokazuje mi wielką śliwę na swoim czole
- Kuba ał, ciocia buzi - obejrzałam imponujące straty na dziecięcym człowieku (okazało się, że młody człowiek gonił totka, totek miał lepszą przyczepność i wyrobił zakręt, Kuba już nie, zatrzymał się czołem na stoliku) i dałam buziaka w bolące czółko, po czym młody się uśmiechnął i zażądał mniam mniam, bo wiadomo, że buziak cioci buziakiem, ale jakaś rekompensata za rany bojowe musi być, a przecież ciocia w torebce zawsze ma dla Kuby lizaka. Cwaniak ;>

Kilka godzin później słyszymy rozdzierający wrzask Kubali
- O BORZE! BORZE! O BORZE! BORZE! - lecimy na dół, ani chybi coś strasznego się dziecku stało skoro się tak drze... No stało się, babcia Ala odzwyczaj go od pieluch i zabrała szczyla do toalety, żeby się wysikał jak dorosły chłop na kibel, a nie w pieluchę i to spowodowało alarm na całą korpo. Padłam, a kiedy zobaczyłam jak wychodzi z toalety jak po ciężkiej bitwie to leżałam ze śmiechu :D

8 lipca 2011

160.

Pracuję z jedną kobietą, którą uwielbiam za całe jej jestestwo - za to, że ma zdecydowanie męski mózg (jak ja) i dzięki temu jesteśmy ze sobą kompatybilne.
U niej nie ma obgadywania za plecami, tylko walenie prawdą między oczy, jak ją ktoś wkurwi to ma prosto i rzeczowo wyłożone z czym i czemu dał dupy, podobnie jak ja uważa że praca nie zając i przy okazji zakupów firmowych można, a nawet należy wyskoczyć na kawę i zakupy ciuchowo-bieliźniane, uważa też że nie ma rzeczy niemożliwych wystarczy tylko chcieć i możemy zrobić nawet rzeczy niemożliwe tylko będzie z tym trochę jebania. Pracujemy ze sobą od 3 lat i ani razu na siebie nie fukałyśmy, nie było widowiskowego foszka, czy darcia ryja. Wiem, że mogę jej powiedzieć wszystko i nie poleci z tym do nikogo mnie podpierdolić.
Pamiętam jak rok temu powiedziała mi lekko w szoku, że jest w ciąży, chwilę później się śmiałyśmy, że wychowamy jak swoje ;) Byłyśmy wtedy w okresie, gdzie można mieć już spokojnie dziecko, ale nie żeby jakoś świadomie się na nie zdecydować, bo zawsze była jakaś przeszkoda - a to studia, a to górnolotnie mówiąc kariera - no i zdarzyło się Gosi. Pamiętam też jak już urodziła i płakałam gratulując jej. Nie, nie płakałam z zazdrości, a z jej szczęścia - bo tak już mam, kiedy ktoś kogo lubię jest szczęśliwy okropnie mnie to wzrusza. Pamiętam jak kilka dni później dzwoniła powiedzieć mi, że mała ma chore serce i wtedy obie ryczałyśmy nad niesprawiedliwością tego świata. Nie mogłyśmy mówić, bo obu nam stała gula w gardle, to chociaż wspólnie sobie powyłyśmy do słuchawki łącząc się w bólu. Po 3 miesiącach okazało się, że serducho udało się wyleczyć farmakologicznie i naszedł najwyższy czas, żeby poznać małą z ciocią :)
Powiem szczerze, że tak właśnie sobie wyobrażam spotkanie z przyjaciółką, która ma dziecko. Wiadomo mała jest centrum wszechświata, ale można znaleźć czas i spotkać się w trójkę, pogadać o dziecku, o pracy, o życiu, jak dawniej, z tą małą różnicą, że do rozmów o zawirowaniach życiowych wkradły się cichaczem nawiązania do zupek, kupek, ząbkowania.
Zjadłyśmy razem obiad, pospacerowałyśmy, poszłyśmy się przywitać z Gosi mężem, który w tym czasie piwkował z kolegami z pracy w innym miejscu centrum, pośmiałyśmy się, poobgadywałyśmy współpracowników ;)
Trochę dziwne, ale fajnie widzieć ją taką szczęśliwą i spełnioną :)
A mini centrum wszechświata jest absolutnie słodkie, kawa i mleko przełamały pierwsze lody między nami, pogaworzyłyśmy sobie, połaskotałyśmy się, powytykałyśmy ozór, pochichrałyśmy się do siebie :)
Było jak dawniej, tylko w trójkę :)

7 lipca 2011

159.

Dzwoni klient nasz pan, wymieniamy uprzejmości po czym pan przystępuje do ataku
- chciałbym się dowiedzieć gdzie są najbliższe krematoria?
- w Poznaniu, albo w Gdańsku
- mhm, to ja bym chciał do Poznania
- nie ma sprawy, powinien się pan zgłosić do zakładu pogrzebowego i tam załatwi pan wszystkie formalności
- yyyy, ale po co?
- kiedy ktoś panu umrze, idzie pan do zakładu pogrzebowego, wybiera formę pochówku - jak rozumiem pochówek urnowy, przedstawia swoje życzenia co do usługi i jest ona wykonywana
- a to ja nie mogę sam jechać? - wyraził głębokie zdziwienie czym mnie zabił
To przepraszam bardzo on chciał czyjeś ciało zawieźć samodzielnie do kremacji? Jak? Zapakować np. ciało dziadka w auto, przypiąć pasami żeby się nie przesuwało, wpaść do Poznania z hasłem: "klient siedzi na przednim siedzeniu, kremację raz na wynos poprosz"?

6 lipca 2011

158.

A propos moich błędów...
Jakiś czas temu zmienialiśmy z brokerem firmę, która ubezpieczała jedno z naszych aut. W tej sytuacji na miesiąc przed końcem starej polisy należało wysłać wypowiedzenie do starej firmy, w innym wypadku OC przedłuża się automatycznie... Nie wiem które z nas zawiniło, czy ja czy broker, wydaje mi się, że on, ale na sto procent pewna nie jestem, więc nie zapierałam się. Starej firmie po pół roku przypomniało się, że przedłużyli nam automatycznie OC i mamy zapłacić prawie 7000 zł składki, pomimo tego że samochód był ubezpieczony w nowej firmie. Po wielu bojach pt. ok, daliśmy dupy - nie było wypowiedzenia, ale chyba żeście ochujali, że chcecie aż 7 koła składki, udało nam się wyśrubowaną kwotę zmniejszyć do realnej blisko 2000 zł (którą to z brokerem zapłaciliśmy po połowie w ramach kary za zaniedbanie), ale powiedziałam, że zapłacimy jak dostaniemy polisę, bo tego akurat nam nie przysłali. Za to ostateczne przedsądowe wezwania do zapłaty przysyłali regularnie co tydzień przez 6 miesięcy... Po 7 miesiącach trucia im dupy przysłali nam NIE polisę, a samo potwierdzenie, ale doszłam do wniosku, że kij tam, mamy jakiś dowód możemy im przelać kasę i niech spadają na szczaw, co uczyniliśmy.
Ostateczne przedsądowe wezwania do zapłaty przychodziły nadal przez kolejne 3 miesiące PO opłaceniu składki, co już wyczerpało moją cierpliwość i wysmarowałam maila:
"W załączeniu przesyłam, jako że jakimś cudem najwyraźniej nie macie Państwo łączności z Waszym działem księgowym, skan potwierdzenia przelewu zaległej opłaty za polisę nr 103-02490XXX. Byłabym niezmiernie wdzięczna za odnotowanie zaległej płatności na Waszych kontach."
I cisza - co w przypadku przejść z tą firmą mnie wcale nie zdziwiło. Wczoraj, po ponad miesiącu od mojego maila i ponad 4 miesiącach odkąd zapłaciliśmy składkę, a ponaglenia wciąż i wciąż przychodziły dostałam maila zwrotnego (rychło w czas!):
"
Szanowni Państwo,
dziękujemy za kontakt w celu wyjaśnienia zaistniałej sytuacji.
Uprzejmie informujemy, iż płatność została odnotowana na polisie 103- 02490XXX
Dziękujmy za wpłatę.
Z poważaniem
Daniel K.

Pracownik ds. Obsługi Ubezpieczeń Komunikacyjnych

Allianz Polska Services Sp. z o.o."

No buk wam kurwa zapłać, za prędkość i łaskawość!

5 lipca 2011

157.

Krzywdy wyrządzane mi na prawie wszystkich płaszczyznach mi wiszą. Wszystkie poza pracowniczymi, bo kiedy ktoś podkłada mi jawnie (sic!) świnie w pracy robię się wredną suką i kończy się koleżeństwo.
Wu. coś namieszała w wypłatach. Kiedy już poczuła, że dupa jej się pali w ogniu pytań Vice zwaliła całą winę na mnie. Upierała się twardo, skończyła kiedy Vice pokazała jej dowody na moją niewinność w tej sprawie. Wtedy po prostu wyszła bez słowa. No i zaczęła się kilkugodzinna jazda Vice z Wu. o wszystko, bo
- nie podkłada się komuś bezmyślnie świni,
- można się pomylić, ale wypada się do błędu przyznać i przynajmniej spróbować go naprawić,
- jak się zostanie przyłapanym na kłamstwie to nie brnie się w niej dalej po same pachy.
Rozmowa była długa i zostało w niej poruszone wiele problemów, a Wu. z każdą minutą pogrążała się sama coraz bardziej...
Poszło o uzgadnianie terminów urlopów, które w tym roku wyglądało tak:
- ja idę w pierwszej połowie lipca - rzekła Bossica - Wu. w drugiej, a ty sobie wybierz kiedy chcesz i nie masz nic do zrobienia (czyli lipiec odpada bo ich nie ma; każde 14-20 dni na przełomie miesięcy odpada, bo mam otwarcie i zamknięcie miesiąca, w 2 połowie sierpnia Wu. idzie do szpitala, więc też nie mogę wziąć wolnego, w 2 połowie września negocjuję nowe warunki polis, w 2 połowie października mam audyt za który odpowiadam jajami, najwcześniej mogę się urlopować w 2 połowie listopada - zajebisty termin na urlop...)
Pominę milczeniem fakt, że w tym roku piszę mgr i będę się bronić, a nie dokonam tego po zapierdalu pracowniczym, ale nie zostało to uwzględnione przez moje koleżanki, bo ich wyjazd nad morze w hierarchii jest wyżej niż moje studia.
Poszło też o terminy w których się dziewczęta urlopują, bo ja żeby iść na urlop muszę poprosić o zgodę wszystkich świętych (Prezesa, Vice, Bossice, Wu. i resztę firmy, nie uzgadniam tego jak Wu. tylko z Bossicą, albo jak Bossica tylko z Prezesem, bo przecież beze mnie ta firma się zawali). Jeśli już MUSZĘ iść na urlop, to muszę zrobić wszystko co mam terminowo do zrobienia i jeszcze przewidzieć co się może wyjebać w firmie jak mnie nie będzie, jeśli wydarzy się coś niespodziewanego za każdym razem po powrocie dostaję zjeby i muszę wysłuchać pretensji Wu. i Bossicy. W drugą stronę to tak nie działa, nie dość że zostawiają mnie samą i oprócz swojej pracy zastępuję je obie to jeszcze nie mam prawa mieć pretensji, ani nawet do nich zadzwonić, bo one są na urlopie i nie wolno im przeszkadzać (one do mnie dzwonią za każdym razem po kilka razy dziennie, jak wyłączam komórkę potrafią zadzwonić o 6,30 na domowy budząc mi całą rodzinę...)

Poważnie nie chce mi się o wszystkim pisać, bo za dużo tego, ale kurwa mać, każdy popełnia błędy, ja też. Kiedy ja coś namieszałam to poszłam się przyznać, przeprosiłam, naprawiłam błąd (który tak na marginesie kosztował mnie koło 1000 zł) i NIE ZWALAŁAM WINY NA NIKOGO INNEGO. Uważam, że nie mamy po 5 lat żeby sobie na tak niskim poziomie podkładać jawnie świnie, nie umieć przyznać się do błędu i wmawiać komuś dziecko w brzuch. Naprawdę to było bardzo niskie, bardzo i szczerze mnie obrzydziło.

4 lipca 2011

156.

W oczekiwaniu na jakże miłą wizytę u chirurga szczękowego (JUPI!!!...) z racji ataku mojej 8 i odporności szanownego organizmu na antyboty oraz mocne środki p/bólowe (te zwykłe se odpuszczam, bo wiem że mój organizm jest zajebiście niekompatybilny z wszystkim co nie powala co najmniej konia) mam wolne na żądanie, bo nie mogę kłapać paszczą i średnio wyobrażam sobie pracę przy blisko 40 stopniach temperatury...
Między 7, a 8 miałam telekonferencję z informatykiem, pogadaliśmy sobie o firmowych serwerach i tym co się dziś wyjebało w pracy.
Od 9 do 11 omawiałam z brokerem warunki kilku nowych polis i konieczności ubezpieczenia nowych obiektów.
Nie ma ludzi niezastąpionych, jak cholera...

2 lipca 2011

155.

Mamy firmowe dziecko, którym wszyscy po trochu się zajmujemy. Dziecko ma 2 lata, wygląda jak cherubinek, ma zajebiście skomplikowaną historię rodzinną i zwą go Kuba.
Jako, że w lipcu żłób jest zamknięty Kuba "pracuje" z nami - głównie ze swoją rodziną zastępczą (dwójka naszych pracowników), a często ze mną. Trafiamy na chwilę kiedy babcia A. musi jechać do klienta, a słodziak ma zostać ze mną, gdyż jest pora spania, a dziecko zrobiło się delikatnie marudne.
Ciocia poszła podgrzać dziecku mleko, a po powrocie zastała mega szczęśliwego Kubę i kompletnie oskubaną dracenę
- Kubuś kto oskubał cioci kwiatka? - pytam szczyla
- totek :D
- taaak? a gdzie jest kotek?
- tam - pokazał na podwórko
Wszystko co zmajstruje Kubala zwalane jest na totka. Cwany dzieciak ;>

Pojechałam do miasta, wychodząc mówię szczylowi, że ciocia jedzie kupić mu kaszkę, zaraz wróci i będziemy jeść. Po dłuższej chwili wracam do firmy, Kubala stoi na schodach z babcią A. i drze się na cały parking ku uciesze reszty pracowników:
- ciocia mniam mniam :D!
No ba, żarcie przyjechało ;)