10 grudnia 2013

267.

Wszyscy należymy do jednej drużyny, a niektórzy z uporem maniaka strzelają samobóje do bramki...
 
Dzwoni moja ulubiona księgowość
- brakuje nam podpisów na raporcie (...) odesłaliśmy do podpisy do waszej kierowniczki i nie dostaliśmy z powrotem
- a co ja mam z tym wspólnego?
- bo ona z uporem maniaka ich nie podpisuje - zaczyna się wkurwiający podniesiony jebiący MNIE ton - poza tym jest "taka, sraka i owaka"
- może nie takim tonem do mnie, po drugie jak macie do niej jakieś zastrzeżenia to kontaktujcie się z nią
- ale twoim obowiązkiem jest dopilnowanie żeby ona wykonywała swoje obowiązki
- no chyba wam się coś pomyliło, ja wiem jakie są moje obowiązki i z całą pewnością nie należy do nich odpowiadanie przed wami za moją kierowniczkę i nie zamierzam dalej tego wysłuchiwać - jeb słuchawką

Po chwili dzwoni Vice, królowa świętych krów i dalej w tym tonie
- nie krzycz na mnie i powtarzam jeśli macie problem z nią to dzwońcie do niej - jeb słuchawką

Prez ma nieszczęście być u nas w trakcie awantury, więc wkurwiona wykładam mu:
- ja sobie nie życzę żeby one do mnie dzwoniły i jebały mnie za kogoś innego, jak mam z kimś problem to mówię to tej osobie, a nie osobom trzecim, im to już się całkiem we łbach pomieszało, jeśli sądzą, że my się tu nudzimy tak jak one to zapraszam po weekendzie na nasze 9-10 godzin pracy ciurkiem bez siku, czy śniadania, kurważ mać wszystko dostają podane na tacy, mają tylko zaksięgować i wiecznie jest jakiś problem, ja już jestem za stara żeby wysłuchiwać te ich wieczne żale i pretensje, co ja jestem jakaś ich prywatna dziewczynka do bicia i odreagowywania?

Prezes się po angielsku zmył, dopadł mnie kierownik z wielkim uśmiechem na ustach
- ja cię lubię i szanuję wiesz? ty się nie pierdolisz, tylko prosto i krótko

No raczej, ja mam za dużo pracy żeby się wciągać w ich intrygi.

Młode zaliczyły opad szczęki, bo de facto zjebałam Vice
- a ja myślałam, że się lubicie, tak szczebiotała do ciebie jak tu była
- taa uwielbiamy się, ona tylko stwarza pozory, a jestem przekonana, że gdyby mogła to wbiłaby mi nóż w plecy i rozcięła do samej dupy, kiedyś same się przekonacie jaka jest przyjemna...

30 października 2013

266.

Osiągnęłam poziom ubezpieczeniowego wkurwa przez mail od brokera:

 "Uprzejmie proszę o informację czy straż pożarna podała ostateczną (nie prawdopodobną jak w dotychczasowym zaświadczeniu) przyczynę pożaru. Proszę również o informację, czy przeprowadzili Państwo prace, które miały na celu ograniczenie ryzyka ponownego wystąpienia podobnej szkody. Pytania te zadaje Uniqa TU SA; przedstawienie oferty wznowieniowej UNIQA warunkuje udzieleniem  odpowiedzi na zadane pytania. Ze względu na wysoką szkodowość może się zdarzyć, iż inne zakłady ubezpieczeń nie przedstawią oferty, dlatego w tym roku szczególnie zależy nam na ofercie od obecnego ubezpieczyciela.

Przypominam się również w sprawie odpowiedzi na pytanie Pana R. z N., który pytał czy prześlą Państwo jeszcze dodatkowe faktury do ww. szkody ponad te, które wpłynęły dotychczas."

No bez jaj:

 "Straż nie podała ostatecznej przyczyny pożaru, dla nas szczerze mówiąc istotne było czy to jest wina nasza czy wykonawcy. Skoro okazało się, że jest to wina wykonawcy, ewentualnie - druga wersja - jego podwykonawców to my jesteśmy ubezpieczeni, a regres szkody już nas nie interesuje. Jeśli chodzi o określenie przyczyny pożaru to zdaje się ubezpieczyciel po to wynajął N., aby ci jako specjaliści określili ostateczną przyczynę. Ponadto chciałabym nadmienić, że zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego po otrzymaniu zawiadomienia o wypadku to zakład ubezpieczeń obowiązany jest do ustalenia przesłanek swojej odpowiedzialności oraz do zbadania okoliczności dotyczących wysokości szkody. Zakład ten ma obowiązek, aktywnego, samodzielnego wyjaśnienia okoliczności wypadku i wysokości szkody. Tego obowiązku, należącego do istoty działalności ubezpieczeniowej, ubezpieczyciel nie może przerzucić na inne podmioty. My nie unikamy odpowiedzi na pytania zadawane przez ubezpieczyciela, jak również udostępniliśmy wszystkie potrzebne materiały i obiekty, aby ubezpieczyciel posiadł pełną wiedzę potrzebną do wykonania czynności likwidacyjnych.

U. doskonale się orientuje w zakresie wykonanych prac, naprawiliśmy dach i to co uległo zniszczeniu, aby wykluczyć prawdopodobieństwo zaistnienia podobnego zdarzenia w przyszłości, zostały zbadane wszystkie instalacje, niezgodności między projektem, a wykonaniem nie jesteśmy na razie w stanie w 100% wyeliminować bez częściowej rozbiórki obiektu.

U. nie może warunkować przedstawienia nowej oferty tym, że de facto to oni nie wykonali swojej pracy, a zakładam, że nie wykonali skoro Pana ustami pytają czy my znamy ostateczną przyczynę szkody. Jest to co najmniej niepoważne.

Rozumiem, że mamy wysoką szkodowość i że inne zakłady mogą nie chcieć przedstawić nam oferty, albo przedstawić z zaporową składką, ale po tych kilku latach problemów z U. naprawdę - jeśli będzie taka możliwość - chętnie ubezpieczymy się w innym towarzystwie. Są firmy, które mają jeszcze większą szkodowość, a jednak są gdzieś ubezpieczone.

Pan R. wie, że ostatnie faktury i arkusze kalkulacyjne kosztów dostanie najpóźniej do 20 listopada br. o czym informowałam go w mailu z potwierdzeniem przeczytania 16.10.2013 r."

Mój poziom boskości w tematyce ubezpieczeniowej wzrasta z każdą bitewką ;>

29 października 2013

265.

Matki Boskiej Pieniężnej za dany miesiąc mamy do 28 każdego m-ca. W związku z czym kadrom mega problem sprawiają nasze zwolnienia w okresie okołowypłatowym.
Jedna z koleżanek wylądowała w szpitalu z nagłą operacją i wnioskując po płaczu niefajną diagnozą. Kadry nie dają za wygraną, dzwonią i dzwonią, a u nas nowych wieści brak
- możecie powiedzieć czy i w jakim terminie A. ma zwolnienie?
- nie, nie możemy, bo nie wiemy
-a może byście się z łaski swojej dowiedziały
- nie wydaje mi się żeby będąc w trakcie bycia operowaną odebrała telefon ;>
Czy to jest kurwa taki problem zrobić w przyszłym miesiącu korektę do wynagrodzenia?!

24 października 2013

264.

Kierowniczkę pokarało, coś jej jebło w plecach tak, że chodzi zgięta
- dziecko, dzieckoo, myślisz, że jak pójdę dziś do lekarza to da mi jakiś zastrzyk i przestanie boleć?
- tak za ucho i wszystko zniknie, ból fizyczny i psychiczny
- małpo!

- pewnie mam raka, kurwa, i już poszło mi w kręgosłup
- jasne, złego licho nie bierze, więc nie martwiłabym się na zapas
- jędza

8 października 2013

263.

Piąty miesiąc leci jak czekamy na raport biegłego sądowego. Sytuacja z założenia zUa, bo nie mogę bez tego ruszyć dalej z moją główną szkodą. Zjebawszy Prezesa uzyskałam numer do rzeczoznawcy, który to się ze mną umawiał i umawiał i umawiał, a w sumie chuj z tego wychodził.

- ten facet nie dość, że jest flegmatyczny, to jeszcze mega nieodpowiedzialny i szczerze mówiąc już mnie powoli doprowadza do wkurwa
- mnie też, dlatego kontakty z nim scedowałem na panią :)
- powiedział, że będzie jutro o 8, ostrzegam, że jak znowu się nie pojawi to go zjebię

Oczywiście się nie pojawił, poczekałam godzinę i dzwonię do gada
- aaa dzień dobry właśnie miałem do pani dzwonić, już trzymałem telefon, bo widzi pani mam taką nieprzewidzianą sytuację
- panie J. szczerze mówiąc nie interesuje mnie ta sytuacja, jak nie mamy czasu czegoś zrobić, to się za to po prostu nie zabieramy, a nie trzymamy 10 srok za ogon i obiecujemy cuda na kiju, jesteśmy dorośli, więc zachowujmy się odpowiedzialnie, oczekuję konkretnej odpowiedzi KIEDY będę miała raport
- przyjadę o 13, tym razem na pewno

Oczywiście nie przyjechał, dzwoni Prez
- ja już nie wiem co mam z nim zrobić, on już pracował dla naszego szefa i wszystko było ok
- no nie wiem, może to było zanim amputowano mu jaja i ośrodek decyzyjny...

Przyjechał chwilę przed wyjściem z pracy i zaczął mi opowiadać jakieś bajki o ubezpieczeniach (w których to ja mam czarny pas, więc nie ucz ojca dzieci robić) i o tym, że mój prezes (też nie ma jaj więc) go nie poganiał wobec czego robił sobie inne rzeczy, przetrzymałam również stwierdzenie, że jestem konkretna i nigdy mu się nie zdarzyło, żeby ktoś tak go obsztorcował, zakończył tę miłą pogadankę stwierdzeniem, że w smoleńsku to był zamach, ale to chyba oczywiste
- panie J. byliśmy umówieni 2 godziny temu, teraz jestem zajęta, dziękuję za raport, do widzenia - wyjebawszy go za drzwi zadzwoniłam do preza - był, przywiózł raport, który pisał 5 miesięcy, raport ma 1,5 strony
- to żart?! on za ten raport zawołał 4.500 zł, wie pani co ja mogę sobie zrobić z taką ekspertyzą?!
- no cóż, zakupił pan najdroższą srajtaśmę w swoim życiu...

Poważnie, nigdy nie spotkałam takiej pizdy w wydawałoby się dosyć profesjonalnym opakowaniu.

19 września 2013

262.

Kierowniczka od początku tygodnia ma wkurwa, co objawia się notorycznym opierdalaniem wszystkich z góry do dołu za wszystko. Dodatkowo sama stwarza sytuacje do kolejnych zjebek (np. wysłała mnie do urzędu -1,5 godz. - w czasie, w którym powinnam być w firmie i robić inne rzeczy, które nie zostały zrobione co okazało się oczywiście moją winą, kolejka w urzędzie też była moją winą). I tak od poniedziałku po kilkanaście razy dziennie, cierpliwość skończyła mi się dopiero dziś, kiedy moją winą okazał się również fakt, że nie wyrabiam się z 1,5 etatu w ciągu 8 godzin.
- jak pan przyjedzie to musimy porozmawiać - poinformowałam preza, po 10 minutach już był - oo tak szybko?
- z tonu pani głosu wywnioskowałem, że nie ma co zwlekać...
- czy byłby pan łaskaw poinformować panią kierownik czym dokładnie się zajmuje w firmie? albowiem jeśli jeszcze raz usłyszę zarzut, że ona "robiąc to co ja, się wyrabiała, a ja nie potrafię" to przysięgam wstanę i wyjdę
- przecież ona te 20 lat temu robiła zaledwie część z tego co pani
- prawda, poza tym jak mam pracować kiedy co chwilę do mnie dzwoni, albo przychodzi i zawraca mi głowę, albo kiedy muszę z czcigodną nabożnością obsługiwać poza kolejnością jej znajomych, latając w tę i we w tę, bo im się nie chce ruszyć tyłka na piętro, albo kiedy zamiast pracować spędzam 1,5 godziny bezproduktywnie w kolejce, podczas gdy mógłby tam iść ktoś, kto siedzi i nie ma co robić, a już za absolutne przegięcie pały uważam darcie na mnie paszczy przez cały parking, albo rzucanie mi słuchawką z hasłem "żebym nie zawracała jej teraz dupy", tudzież rzucanie w moim kierunku "kurwami" itp, ja nie mam 15 lat i zerowego obycia pracowniczego, żeby się pozwolić traktować w ten sposób. Ponadto czas skończyć wakacje jednego z nowych, ja nie jestem w stanie zrobić 12 godzin w 8, to jest awykonalne, dlatego Grzegorz przychodzi do mnie i mi pomaga
- ale na razie nie mamy wolnych licencji w programie żeby mu stworzyć profil do pracy
- ależ mamy, dzwoniłam do informatyka, mamy 10 licencji i tyle osób max może być zalogowanych jednocześnie, kierowniczka z kompa nie korzysta, bo jak pan doskonale się orientuje ja robię jej pracę, więc nie widzę problemu, Grzegorz przychodzi i pracuje, nie interesuje mnie czy będzie robił cześć archiwizacyjną czy księgową, ale będzie robił, na litość od lipca dostaje pieniądze za to że siedzi i patrzy, bo na nic innego mu kierowniczka nie pozwala, to jest absolutnie nieekonomiczne (...)
Stanęło na utemperowaniu kierowniczki (jestem przekonana, że mnie nienawidzi i nie może pojąć jak mogę wpływać na preza), końcu pracy więcej niż dwóch osób na dwóch stanowiskach (młode w dwójkę obsługiwały każdego klienta - zupełnie bez sensu) i sztucznym utrzymywaniu Tereski przy pracy.

13 sierpnia 2013

261.

Prawie dwa lata temu przeniosłam się do obecnego oddziału korpo i od samego początku proszę o nowe kompy, bo to na czym pracowaliśmy wołało o pomstę.
 
Tytułem wstępu...
Mamy najemnego informatyka (I) z firmy-siostry, który nigdy nie ma czasu zrobić czegoś, o co go prosimy, więc mamy też innego najemnego informatyka (S), którego znam od lat i który robi nam, to o co prosimy od ręki. Prez dał zielone światło do zakupu sprzętu, określił się kwotowo, więc w porozumieniu z zarządem i sugestiami S. kompy zostały zakupione i są powoli instalowane w korpo.
Sytuacja w tak zwanym międzyczasie...
I. napisał maila do wszystkich świętych, oczywiście z pominięciem mnie, ale Prez nie mógł mi odpuścić i przeczytałam np. takie kwiatki
"Proszę o dokładną analizę oferty pana S. znalazłem takie same kompy o 100 zł taniej na sztuce to niby niewiele, ale przy kilku sztukach... (...) Moim zdaniem nie jest wam potrzebny taki mocny sprzęt (...) należałoby się zastanowić co się stało z różnicą kwotową między ofertą S. a tym co ja znalazłem".
- chyba do reszty go pojebało - skomentował Prez
- no raczej, czy on insynuuje że ja sobie tę różnicę przywłaszczyłam? czy on wziął pod uwagę, że kompy zamawialiśmy pół roku temu, więc po innych cenach niż są w tej chwili, że kupiliśmy je razem z winem, którego nikt za darmo nam nie dał, finalnie: z jego kasy to zakupiliśmy żeby się wpierdalał między wódkę, a zakąskę?
- ja to wszystko wiem i o nic pani nie posądzam, sprawdzaliśmy ceny i były wyższe, poza tym ta jego aluzja że nie jest nam potrzebny taki mocny sprzęt, pewnie wołałby kupić stary jak zawsze, który się szybko zepsuje, ja myślę, że on ma jakiś układ z firmą, która mu dostarcza sprzęt i weszła mu pani w kieszeń stąd oburzenie
Ukręcę mu jaja przy samej dupie przy najbliższej okazji, za takie podkładanie, niesłuszne zresztą, świni.

1 sierpnia 2013

260.

Młode ciągle są na wychowaniu

Koniec tygodnia robią, kasę liczą, nie zgadza się, norma, przychodzę i tłumaczę jak liczyć, co odejmować, czego nie, co wchodzi w raport i dlaczego, a co wchodzi sztucznie choć tego faktycznie nie ma
- mówiłam ci żebyśmy od razu po nią zadzwonili to nam po ludzku wytłumaczy, a nie jak Terenia - kumate młode, kumate :)

Młode pierwszy raz mają pojebanych klientów, którzy nie chcą nic zapłacić, a najlepiej by było gdybyśmy to my zapłacili im, podobno awantura, że klękajcie narody
- idź na dół i zrób coś, bo zaraz mnie strzeli - rzucił latający pod sufitem eR., idę więc, faktycznie jest ostro, tzn. młode grzecznie milczą i wysłuchują  niesamowicie debilnych pomysłów
- nie potrzebujemy 4 panów do obsługi i nie muszą iść w strojach galowych
- nie ma takiej możliwości, panowie idą w 4 inaczej nie wykonają usługi, bo jest to fizycznie niemożliwe, poza tym stroje robocze mają również ze względów sanitarno-epidemiologicznych i nie ma możliwości żeby poszli ubrani inaczej - cierpliwie tłumaczę, co zostaje przyjęte z jeszcze większym wkurwem na co dostają ostrą kontrę - proszę państwa robienie u nas usługi nie jest obowiązkowe, jest wiele innych firm, także do widzenia się z państwem - młode zaliczają opad szczęki, klient i tak został, bo jesteśmy najtańsi i po chuj była ta awantura...?

Po pierwszej wypłacie ciacho przynieśli
- wódkę też macie?
- yyy może wódka po pracy
- heh chyba wy, jeszcze was wychowamy ;)

Grzegorz opowiada o wyjeździe
- w poniedziałek też masz wolne? to delektuj się, bo to twój ostatni wolny poniedziałek, u nas nie ma wolnych poniedziałków, okresów śródświątecznych i długich weekendów - gaszę go
- już mi mówili, nie żartowali...?
- niestety

Przychodzę i pytam o coś młode
- zobacz jak on się spina przy tobie, do mnie jak do matki mówi, a ciebie się boi - rzuca Terenia
- no właśnie widzę, Grzegorz ty się mnie boisz? Nie bój się, ja cię nie opierdolę
- prezes mi mówił, że tu krzyczą
- nie my, to eR. z A. się drą
- podobno też się darłaś... - oj tam, oj tam, raz na samym początku zjebałam od góry do dołu mojego pracownika przy zamkniętych drzwiach (bo uważam że była to sprawa między mną a nim, a nie między mną a resztą chłopaków) kiedy jebnął mi grabiami pod nogi i stwierdził, że pierdoli dalej nie robi, nie mu będzie gówniara podskakiwała, i nie darłam się tylko mówiłam o ton głosu wyżej niż on, a że on darł ryja... ale widzę, że fama się niesie, hie hie

26 lipca 2013

259.

Mamy parkę młodych - Grzegorza i Agatę, z czego on jest moim prywatnym niewolnikiem
Siedzimy z P. wchodzi do nas uprzednio zapukawszy Grześ, coś tam chce
- Grzegorz do mnie się nie puka, bo mnie straszysz, wchodź po prostu
- dobrze proszę pani
- borze jaki on jest spięty, prawie ci salutuje, co mu zrobiłaś :D?
- nic, ale zakładam, że świadomość, że już za kilka dni przyjdzie pod moje skrzydła i będziemy siedzieli tu tylko w dwójkę spowoduje u niego ciężką sraczkę ;)

Na koniec tygodnia młode z Terenia liczą swoją kasę. Od 6,40 liczą, przychodzę do nich o 10, atmosfera bardzo napięta, a oni w dalszym ciągu dziobią
- no nie zgadza się wam o kilka tysięcy - stwierdza Terenia - idę zapalić i policzymy raz jeszcze - widzę że młode znajdują się już w stanie przedzawałowym, a z doświadczenia wiem, że Terenia jako jednostka unikająca technologii w tym księgowych bardziej im napierdoli, niż pomoże
- dobra, ja z nimi policzę, siadać i mówić mi tu wszystko jak na spowiedzi - chwilę mi zajęło ogarnięcie tygodnia, ale udało się wyprowadzić ich na prostą, Grześkowi wróciło krążenie, a Agata się poryczała - no nie płacz mi kobieto, serio nic się nie stało, czego wyjesz? to jest dosyć trudne, ale przecież nikt cię nie opierdala, macie problem to mówicie i wam pomożemy, tak? idź się ogarnij i przyzwyczaj się, bo taki hardcore czeka was przez kilka pierwszych tygodni, ALE WAM POMOGĘ, także oddychaj :)

Wychowamy jak swoje ;)

21 czerwca 2013

258.

Przerobiliśmy dzień inteligentnych pytań:
- kiedy będę mogła określić ostateczny rozmiar szkody?
- kiedy, kurwa, zostanę wizjonerką i będę wiedziała, które kafle jeszcze odpadną i kiedy, która część sufitu zwali się na łeb kiedy i gdzie jeszcze wyhoduje się przepiękny grzyb i kiedy, póki co nie potrafię, a budynek wciąż żyje własnym życiem
- czemu początkowa wycena była na 400.000 zł, a wypłata z raportu przejściowego wyniosła zaledwie 190.000 zł?
- pewnie dlatego, że jest to wypłata z raportu przejściowego, a nie końcowego
- czemu raport jest przejściowy, a nie końcowy?
- hmm, pomyślmy, może dlatego, że nie wszystko zostało naprawione i wycenione?
and wisienka na torcie:
- jak zamierzamy nadrobić nie odbywające się przez kilka tygodni kremację?
- zrobimy łapankę na ulicy, promocję "3 w cenie 2", akcję "nielubiana teściowa gratis"...

19 czerwca 2013

257.

Gawędzimy z Prezem
- widziała pani nekrolog Papuk?
- nie
- no nie widziała pani nekrologu Papuk?
- no nie, kim był ten cały Papuk?
- no PAPUK!
- może papuG, ptaków takich?
- no przecież mówię
Spalił się sklep zoologiczny, właściciel dał nekrolog. PapuGom.

15 maja 2013

256.

Impreza się rozkręca...
Akt I
Sprawę załatwiamy w trybie pilnym, w związku z czym ubezpieczyciel informuje, że przysłał nam rzeczoznawcę o zbyt małych kompetencjach, więc będzie musiał przysłać nowego - co przeciąga nam cały proces, postanawiam więc, że pierdolić ubezpieczyciela sami se zapłacimy za rzeczoznawcę zaczynam go szukać na własną rękę (nota bene mam w polisie zapis, że to ubezpieczyciel płaci za swoje opierdalanie, bądź jak kto woli moje widzimisie).
W tak zwanym międzyczasie dostaję maila od ubezpieczyciela, w którym informuje mnie, że:
"Zostały zlecone dodatkowe oględziny, które zostaną wykonane przez firmę zewnętrzną, ze względu na rozmiar szkody, w ciągu kilku najbliższych dni. Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie określić ich terminu. Odpowiedzialność zostanie ustalona po zgromadzeniu kompletu dokumentów i przeanalizowaniu ich. Naprawy będzie można podjąć po zakończeniu oględzin. Wszelkie dodatkowe szkody spowodowane zdarzeniem losowym (deszcz) poprzez odstąpienie od naprawy/zabezpieczenia dachu pozostają na ryzyku U***A". No to pojechaliście moi drodzy, gdyż sami mi napisaliście, że zaliczki nie będzie, dachu mamy nie tykać, a jak coś więcej się spierdoli to będzie to na wasz koszt.
Akt II
Mailuje pan rzeczoznawca, którego szukam na własną rękę (nota bene najlepszy z najlepszych w szkodach o takim rozmiarze finansowym), wykręca mi się, ma dużo pracy, nie chce przeprowadzić oględzin i wydać ekspertyzy. Myślę sobie niemożliwe, że nie chce pieniążków, aż tak dobrze się firmom nie powodzi. Dzwonię i pytam o co kaman, bo w tę jego oficjalną wersję mailową nie wierzę, pan się wykręca, ale w końcu przyznaje że nasz ubezpieczyciel rozpisał przetarg na wyłonienie rzeczoznawcy, bo sam nie ma odpowiedniego człowieka z uwagi na rozmiar finansowy szkody - co należy przeczytać jako "blokuje nam działania na co najmniej kilka tygodni". Osiągam fazę wkurwa totalnego.
Akt III
Piszę do ubezpieczyciela maila w kontrze na jego ofertę pokrycia strat, które wynikną z ichniejszej opieszałości:
"W odpowiedzi na Państwa maila chciałabym zauważyć, iż Państwo nie uwzględniliście faktu, że w całym nadpalonym dachu znajduje się jedna niewielka dziura. Państwa pech polega na tym, że owa dziura jest tuż nad sercem obiektu, który wart jest 1.500.000 zł (słownie: PÓŁTORA MILIONA ZŁ). Cieszy mnie, że zdeklarowaliście się zapłacić za wszelkie szkody, które pojawią się w trakcie kiedy będziecie blokowali jakiekolwiek nasze działania, gdyż przeprowadzacie przetarg na kompetentnego rzeczoznawcę co jednak do mnie ze źródeł bardzo wiarygodnych dotarło. Tym samym szkoda z 500.000 zł zwiększy wam się do 2.000.000 zł, (SU wynosi ponad 12.000.000 zł więc bez problemu pokryje to wszelkie nasze roszczenia). Pragnę również nadmienić, że mam w polisie zapis o wypłaceniu odszkodowania w wartościach odtworzeniowych, a nie jak zazwyczaj się to zdarza w księgowych, więc amortyzacja nam nie straszna. Liczę, że uda nam się dojść do porozumienia w kwestii szybkości działań likwidacyjnych"
Akt IV
Wracam do domu, dzwoni do mnie nasza brokerka:
- dzwonił do mnie dyrektor U***A
- i co tam u niego? modli się o słońce pewnie :)
- cały zestresowany, mówił że sam monitoruje sprawę i jutro rano będzie się z nami kontaktował w sprawie rzeczoznawcy
- o to miło, jednak istnieje możliwość przyspieszenia sprawy
- czym ich pani nastraszyła?
- ja? niczym, sami sobie strzelili w stopę pierwszym mailem, a fakt że mamy dobrze skonstruowaną polisę, nie dam z siebie robić wała, jestem dosyć świadoma ubezpieczeniowo i potrafię czytać ze zrozumieniem wiele ułatwia

Najlepsze jest to, że szkoda nie wynika z naszej winy, a z winy wykonawcy obiektu. Oznacza to, że ja chcę odszkodowanie od naszego ubezpieczyciela, a jego zasranym obowiązkiem po ustaleniu oficjalnej przyczyny szkody jest scedowanie odpowiedzialności na ubezpieczyciela wykonawcy obiektu. Tłumacząc z ubezpieczeniowego na polski:
1) nasz ubezpieczyciel wypłaci nam pieniążki, po czym
2) pan rzeczoznawca, którego nie chcą powołać, ustali oficjalne winę wykonawcy obiektu, po czym
3) nasz ubezpieczyciel dostanie wypłacone nam pieniążki z powrotem od ubezpieczyciela wykonawcy obiektu
Co z całą pewnością będzie procesem długotrwałym, nerwowym, a przede wszystkim ustalanym procesowo, co jednak mam w dupie i nie rozumiem po co nasz ubezpieczyciel się tak wzbrania i robi nam pod górkę.

14 maja 2013

255.

Pastwiłam się dziś nad rzeczoznawcą ubezpieczeniowym.
Pan rzeczoznawca - chłystek lat po głosie z 25 - umówił się na oględziny naszej szkody. Szkodę zgłosiłam w trybie pilnym, wyceniłam na pół bańki, podałam swe dane i oczekiwałam kontaktu. Pan zadzwonił wieczorem do pracy (bo ja mieszkam w pracy...) i ustalił z portierką (portierką, kurwa!) oględziny na dziś między 7 a 8. No pal licho z kim - pomyślałam - grunt że ruszy dupę.
W okolicach 9 rano, kiedy to prezes wydzwaniał do mnie z częstotliwością co 20 minut z pytaniem dzie on kuźwa jest? delikatnie podniósł mi się poziom wkurwieliny, ale nie dajmy się ponieść emocjom. W czasie oczekiwania na pana chłystka zdążyłam odebrać kilkanaście telefonów od coraz bardziej poirytowanego prezesa i dosadnie wytłumaczyć likwidatorowi, w którym miejscu mam fakt, że nie ma kontaktu z własnym rzeczoznawcą. W końcu się odnalazł, przypomniał sobie moje dane i postanowił się tłumaczyć
- aaa witam pana, jedno szybkie pytanie: przyjęty pan był?
- yyyyyyyyyy
- no proste pytanie, był pan przyjęty?
- ale jaki to ma związek ze sprawą?
- próbuje ustalić czy jest pan w posiadaniu takiego czarodziejskiego urządzenia zwanego zegarkiem, zakładam, że nie skoro spóźnia się pan na pilne oględziny SZEŚĆ godzin i nawet nie dzwoni uprzedzić o tym fakcie - niewiele mnie tak wkurwia jak nieusprawiedliwione spóźnialstwo
Jak się okazało do tego, że pan:
- boi się wejść do większości pomieszczeń, gdyż nie raczył nawet przeczytać jaki obiekt będzie wyceniał
- okazało się, że ma kompetencje do wyceniania szkód do 200.000 zł, a powyżej to już niekoniecznie
to napisałam przemiłego maila do szefa szefów ubezpieczalni z zapytaniem czyście się ludzie z chujem na łby pozamieniali, skoro sądzicie że dam się spławić przeciąganiem wypłaty odszkodowania takimi numerami, do piątku macie czas na wpłatę bezspornej kwoty, a później będę was doić dalej i wydoję do ostatniej kropelki naszej sumy gwarancyjnej, która jest bardzo duża, bom jest dosyć kumata kiedy umowy zawieramy.

13 maja 2013

254.

Kilka dni temu jeżdżę, a mój telefon dzwoni jak pojebany. Zatrzymujemy się, zerkam na listę połączeń Vice, Prezes 6x, chłopacy, jedna z kierowniczek. Coś się kurwa stało. Ostatnio kiedy tak dzwonili jak opętani to zdemolowali nam cmentarz. Teraz zapalił nam się nasz najnowszy obiekt wart 8,5 mln.
Dzięka Bugu z winy wykonawcy.

Siedzimy rano z Prezesem w pracy, zaczyna śmierdzieć, rzygać się chce od tego smrodu, zaglądamy pod biurko, a tam zapalił mi się komp, ogień, dym i takie tam. Tak sam z siebie.

Tydzień bez pożaru, tygodniem straconym..?

2 maja 2013

253.

Ciężkie jest życie z ubezpieczycielem...
Uszkodziliśmy panu pomnik podczas wycinki drzew, zgłosiłam przyznając się do winy i prosząc o wypłatę odszkodowania, ubezpieczyciel przesyła pismo. Najdurniejszymi pytaniami dziś zostały:
1)  Czy dbanie o należyty stan drzewostanu znajdującego się na wskazanym cmentarzu należy do Państwa obowiązków?
Ano nie należy, można nie odpowiadać za należyty stan, a zajmować się wycinką. I w sumie ubezpieczyciela powinno to g. obchodzić.
2)  W jakim stanie fitosanitarnym w dniu zdarzenia znajdował się drzewostan we wskazanej lokalizacji?
Moje ulubione pytanie - no pewnie, kurwa, w złym skoro szło do wycinki, nikt nie płaci nam za hobbystyczne usuwanie zdrowych drzew.
3)  Czy Poszkodowany nie zalegał na dzień zdarzenia z opłatami za miejsce na cmentarzu?
Nie jesteśmy zarządcą cmentarza, nie mamy takich informacji, ba! nie mamy prawa mieć takich informacji. Zresztą to i tak nie ma związku ze sprawą, nawet jeśli zalega to ch. i wam i nam do tego.
 
Debilnie sformułowane 100 pytań do.
 
 

30 kwietnia 2013

252.

Z cyklu cierpliwość jest cnotą...
Szukam klientce zmarłego 1.1.91 Jana Kowalskiego
- w tym terminie w ewidencji widnieje tylko Edmund Kowalski, może pomyliła pani imię?
- nie, wujek miał na imię Jan - no dobra, przewracam ewidencje na wszystkie strony, ni chu chu, dzwoni drugi raz do koleżanek i proszę żeby dopytały panią jak brzmi imię wujka
- no przecież mówiłam, że Wojciech - no, kurwa, dobra szukam Wojciecha, który cudownie w ciągu 5 minut zmienił imię z Jana, w dalszym ciągu nic, oprócz Edmunda zamieszkałego na Jaskółczej 1/2, dzwonię trzeci raz - a ten pani wujek Jan vel Wojciech to na jakiej ulicy mieszkał?
- na Jaskółczej 1 przez 2
- no to droga pani miał on na imię EDMUND...
- no przecież mówiłam

Podobna sytuacja tydzień temu, tym razem szukam Honoraty Kowalskiej
- w terminie który pani podała w księgach jest tylko Honorata Nowak, może się pani pomyliło?
- nie ciocia była Kowalska - szukam, imię rzadkie, więc jestem przekonana, że ta Nowakowa jest właśnie Kowalska, której szukam od 20 kurwa minut
- a ciocia na jakiej ulicy mieszkała? Jaskółczej 2/2?
- no tak
- no to ciocia była Nowak, a nie Kowalska
- no bo ona drugi raz za mąż wyszła, ale my jej męża nie uznaliśmy i dla nas została Kowalska

No przecież l o g i c z n e, prawda?

22 kwietnia 2013

251.

Tereska jak wiadomo zaniemogła co zaowocowało tygodniem chorobowego z którego właśnie powróciła. Opalona jak po tygodniu na działce... Po czym doszła do wniosku, że "jej się nie chce wpisywać zleceń, jak chcesz to sama wpisz". Zapewniam, że było to jej ostatnie przedłużenie umowy.

Rozgrywki personalne w firmie mają się bdb.
M. kilka lat pracowała w księgowości, gdzie wydawałoby się była kapitalnym pracownikiem, nota bene zaprzyjaźnionym z Vice. M. urodziła dziecko, wróciła do pracy i okazało się, że nagle jest do niczego. Macierzyństwo amputowało jej kompetencje, Vice wyraziła dezaprobatę i przeniosła ją do oddziału. W oddziale M. przepracowała rok, wydawałoby się że była kapitalnym pracownikiem. Teraz odbiera korespondencję i parzy kawę w sekretariacie...

Pracownicy (lat 50+) mi się przyszli wzajemnie na siebie poskarżyć
- panowie jak na moje, to przestańcie zachowywać się jak w przedszkolu, wyjdźcie za teren firmy i dajcie sobie po mordzie, rozwiążcie problem po męsku - pomogło, nie żalą się, bynajmniej na chwilę

18 kwietnia 2013

250.

Jam jest oaza spokoju. W czwartek wybieraliśmy nowy zarząd  kółka wzajemnej adoracji. W rozmowach kuluarowych przed wyraziłam stanowczy sprzeciw wobec wystawienia mojej kandydatury, bo zapierdalam i nie mam czasu na robienie czegoś, co nic nie wnosi. No więc jest owo zebranie i oczywiście postanawiają sprawdzić mą asertywność proponując mnie, ja bardzo dziękuję, postoję, spadać.
- ale dlaczegóż? - zapada cisza, 30 par oczu wlepia się we mnie
- poniewóż, już wcześniej tłumaczyłam
- ale my wszyscy tego tłumaczenia nie słyszeliśmy
- peszek, lecimy dalej, nie ma czasu na niepotrzebne dywagacje
Foch i obraza majestatu.

Z owego spotkania trzeba sporządzić protokół, uchwały i dać to do sądu. Mam zrobić to ja w ciągu 14 dni roboczych. Nastał 3 dzień i telefon od mojej eksBossicy
- musisz dać mi te papiery
- jak będę miała to dam
- nie, musisz dać mi je dzisiaj
- mission impossible, nie ma Tereni i muszę pracować za nas dwie, więc jakoby nie mam czasu, wyrobię się 8 dnia (zakładając że ta menda powróci), się nie pali
- to zostań po pracy i to zrób dziś, to chyba nie jest taki problem
- żeby była jasność, po pierwsze nie wychodzę z pracy jak wy o 15 tylko zazwyczaj zostaje po godzinach, po drugie jak będę miała czas to to zrobię, po trzecie to ja decyduję co i kiedy będę robiła w i po pracy
Jeb słuchawką. EksBossica zadzwoniła do mojej obecnej, której ładnie wytłumaczyłam, że EksB. to mnie może najwyżej pocałować w dupę i nie ona mi będzie ustalała agendę ;>

Przyjechał Perez
- chce mi pan coś powiedzieć o EksBossicy?
- ja tam się w wasze sprawy nie mieszam
- no i słusznie, co ona się tak czepia jak żyd gówna? mówię, że zrobię, to zrobię
- widocznie nie ma co robić
- no to niech zrobi te zaległe KSP za które ma niezgodność;>
Dochodzę do wniosku, że świadomość że nie może mi nic kazać, a ja mogę ją zlać jest dla niej porażająca i ciężko przywyknąć.

11 kwietnia 2013

249.

Rozmawiamy nt. nowego billboardu reklamującego krematorium
- to pani zrobi nowy projekt reklamy, teraz może jakiś bardziej żywy, może jakiś chwytliwy slogan: "przyjedź, przyjmiemy Cię ciepło" ;)
- to było niezłe, żółwik :D

25 marca 2013

248.

Powróciłam do pracy z nastawieniem "chillout" i naprawdę nic mnie nie wyprowadziło z równowagi. Program, który się posypał od poniedziałku kiedy to ZAWSZE mamy poweekendowy zajeb, ani latanie 500 razy na godzinę po schodach w tę i z powrotem, ani panika Tereni, której się nie wyświetla/nie działa/zniknęło, ani bezsensowne wizje Vice, które będzie odkręcać 2 miesiące. Ogólnie nie mój cyrk i nie moje małpy, więc po co ten stres :)
Azaliż Teresa potrafi wyprowadzić z równowagi świętego. Obsługuje klientów, pani wspomina, że ma cukrzyce, czuje że spadł jej cukier i robi jej się słabo, co moja mistrzyni empatii kwituje hasłem:
- za rogiem jest sklep, może pani sobie podskoczyć coś kupić
Na co ja idę do łapówkowej szafy wyciągam czekoladę i częstuję panią, a Teresie każę zrobić pani słodką kawę. Jestem szczytem zła, a na dojebkę im opowiedziałam że na urlopie miałam 24 stopnie, genialne żarcie i Szczęście moje zabrało mnie na moją ulubioną kawę, co one uważają za przejaw porządnego najebania, bo moja ulubiona sieć kawiarni jest w Sopocie, Poznaniu i Wawie, czyli minimum 200 km od miasta w którym mieszkamy.

8 marca 2013

247.

Jedziemy z mym Szczęściem (i Wkurwiaczem - w zależności od dnia cyklu;)) do italiańców. Jako, że jestem przewrażliwioną paranoiczką muszę się ubezpieczyć wyjazdowo, a żeby nie strzelić sobie (bardziej rodzinie) w stopę orientuje się w stawkach...
- pani A. ile kosztuje przewóz zwłok z Włoch do Polski? - widzę że zachodzi proces myślowy u kierowniczki, żyła wstępuje na czoło i jak na mnie nie huknie
- spierdalaj!
- no co, muszę wiedzieć, hipotetycznie tylko
- jesteś zdrowo pierdolnięta....

Omawiam z brokerem warunki
- rozumiem, że assistance zawiera ewentualny przewóz ciała?
- borze jesteś wypaczona przez tę pracę...

Być może. Kilka lat temu moja ciocia pojechała do Włoch i tam potrącił ją samochód. Kilka tygodni na intensywnej, kilka miesięcy na oddziale kiedy składali jej potrzaskaną miednicę i pionizowali spłacają do dziś, bo nie miała ubezpieczenia.

3 marca 2013

246.

Dzwoni do mnie firma odszkodowawcza (która zresztą za pomocą nazwy i znaków graficznych świetnie się podszywa pod jednostkę UE)
- 12 lutego wysłaliśmy do państwa pismo w sprawie szkody pana Nowaka i do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi
- zakładam, że źle państwo to pismo wysłaliście, bo ja o niczym nie wiem
- no wysłaliśmy na Wiślaną 20
- mhm a skąd państwo sobie taki adres wymyśliliście? Firma jest w całkiem innym miejscu...
Mniejsza z tym proszę żeby mi przesłała to pismo na maila, bynajmniej nie zginie ;)
Czytam i dowiaduje się, że pan się uszkodził "wychodząc z Wiślanej od strony Szubińskiej". No może nie jestem najlepsza z topografii miasta, ale Wiślana "A" jest oddalona od Szubińskiej "B" o ponad 10 km, więc nie wiem jak mam stwierdzić czy to nasza wina czy nie.
Rzetelność firmy odszkodowawczej +10...

28 lutego 2013

245.

Tydzień spokoju, naiwnie sądziłam, że końkurencji już przeszło jej wrodzone kurestwo.
Godzina 14.59, wpada zdyszany pracownik końkurencji
- musicie przychodzić tak późno?
- ale jeszcze nie ma 15 :)
No rzeczywiście, jest minuta przed. Och jaki jesteś zajebiście sprytny, franco! Spokojnie wszystko wypisuje i załatwiam i myślę jak mendzie jednej utrzeć nosa, żeby im się odechciało przyłazić tak późno.Okazja trafia się już 10 minut później :) Się końkurencji klaruje, że oni to by chcieli zmienić godzinę usługi
- no bardzo mi przykro, nic nie zmienimy, R. już nie ma, też pracuje tylko do 15
Nie moja wina ;)

20 lutego 2013

244.

Rano dzwoni Klient Nasz Pan zjebać nas za brak nekrologu w gazecie. Sprawdzam w wysłanych mailach - niet, w gazecie - niet, w zleceniach - niet, za to w fakturze owszem nekrolog stoi jak wół. Znaczy się to nie ja zjebałam, tylko moje dziewczęta. Oddzwaniam do KNP-a, a tknięta przeczuciem pytam czy KNP ten nekrolog podyktował
- no nie, tak tylko rozmawialiśmy, ale żadnego nekrologu nie ustaliłam
No to nic dziwnego, że się nie ukazał.

W trakcie tej akcji, gdy nie mam zbytnio czasu, dzwoni końkurencja, moja ulubiona zresztą
- nie wpisałaś nam w fakturze jednej pozycji - sprawdzam, fakt, nie wpisałam
- to trzeba poprawić
- no trzeba, ale o mój boże, ja nie wiem jak klient to przyjmie, czy będzie chciał dopłacić, to teraz jest taki problem, trzeba będzie zadzwonić do klienta (i w tym tonie mnożącym kolejne hipotetyczne problemy 2 minuty), a jak klient się nie zgodzi to będzie twój problem, a nie mój
- ok, ja mam zadzwonić do klienta, czy wy zadzwonicie?
- sama zadzwonię - jeb słuchawką

5 minut później, prezes oświadcza mi że dzwoniła do niego końkurencja
- powiedziała, że jest pani bezczelna, arogancka, zadufana w sobie, uważa ją pani za głupszą od siebie (no na to akurat nic nie poradzę ;)) i że koniecznie mam panią ukarać
- ta kobieta ma jednak najebane... - relacjonuje mu przebieg akcji
- serio tak mi powiedziała, no więc karzę panią, niech się pani czuje ukarana ;)

Tak na marginesie pracownicy końkurencji mówią, że klient miał tak czy siak policzone za to 600 zł, a kosztuje to w sumie 500 zł, rozliczać się mają w następnym tygodniu, więc nic się nie stało, ale zróbmy z igły widły i walczmy dla zasady.

Znając ograniczenie owej końkurencji spodziewam się zemsty. Zemsta nadciąga o 14.59 w postaci ich pracownika, który MUSI załatwić coś dziś i w chuju ma, że ja o 15 wychodzę, bo pani końkurencja mu kazała tak przyjść, to jest.
 
I niech mi ktoś powie, że nie powinnam jej uważać za głupią. Z faktami się nie polemizuje.

5 lutego 2013

243.

Mam do wklepania 2 i pół kartonu danych, acz nie mam czasu w pracy. Proszę od stycznia 2011 r. o zdalny dostęp do programu.
- vice powiedziała, że "nie bo nie" - informuje prezes - nie rozumiem jej
- ja tym bardziej, nie rozumiem czemu nie mogę dostać zdalnego dostępu, chce to zrobić za darmo w swoim wolnym czasie, ale skoro vice się upiera to mogę to zrobić po pracy, za kasę, godziny policzę co do minuty, nie widzę problemu
Byle dojebać. Serio.

1 lutego 2013

242.

Jeszcze tylko 39 lat i będę na emeryturze...

Chyba zapomniałam wspomnieć, iż w marcu mamy pierwszą rozprawę z panią, która chce od nas ponad 17.000 zł odszkodowania (pani chciała więcej, okazało się, że odbyła się zaoczna niejawna rozprawa i te 17 k to decyzja sądu). Azaliż argumentacja pani do mnie nie przemawia, dowody żadne, a roszczenia duże. No trudno będziemy się procesować i jestem przekonana, że wygramy.
Swoją drogą zajebiście w pl funkcjonują sądy, ktoś se coś powie, złoży pozew i firma dostaje wezwanie do zapłaty, bez przesłuchania, uczestniczenia w rozprawie, przedstawienia swojej wersji zdarzeń.

Dopiero co dostaliśmy wezwanie na proces a tu Perez kładzie mi na biurku list od mojej ulubionej firmy odszkodowawczej. Nasz były pracownik chce 25.000 zł. Facet, któremu kilka miesięcy temu wykonaliśmy usługę po kosztach z piórkiem w dupie dodam. I weź tu człowieku miej serce i patrzaj w serce...
Wersja pracownika wygląda tak: "pojechał sprzątać po wycince, spierdolił się z rampy (wysokość 1 m) z której brał narzędzia, rozwalił łeb i łokieć, w trakcie pracy wszystko, więc mu się należy".
Wersja pracowników, którzy z wtedy nim byli i których uświadomiłam, że ni chuja nie dam dziadowi 25 k i będziemy się procesować, wygląda tak: "pojechali sprzątać po wycince, na rampie, która tak czy siak szła do rozbiórki były metalowe płytki, które postanowili sobie wziąć i sprzedać (znaczy się było nie było okraść firmę), a że kradzież wygląda bardziej widowiskowo jak się na rampę wskakuje to wziął nie ucelował i się spierdolił, rozwalił łeb i łokieć, a jako że kradł i nie zachował przy tym zasad bhp to według mnie chuj mu się należy i kotwica w plecy, a nie 25 kafla". Pewnie będziemy się procesować, póki co odpisałam firmie odszkodowawczej, że wtedy byliśmy ubezpieczeni tu a tu i jak chcą to niech sobie sami zgłaszają szkodę, a mnie mogą pocałować w dupę. A potem ładnie ustami ubezpieczyciela jeszcze raz im napiszemy, żeby spierdalali, ewentualnie złożyli pozew.

Kolejnego dnia po armagedonach przyjeżdża Perez
- nasza końkurencja się chwaliła, że jutro będzie w gazecie
- niech będzie, nic nam do tego
- pani się nie martwi, istnieje duże prawdopodobieństwo że i my będziemy
- co się ZNOWU (kurwa) stało?
Nasz pracownik zapomniał, złożyć łychę od podnośnika i rozpierdolił trakcję tramwajową. Podobno naprawa trakcji i uruchomienie w tym czasie komunikacji zastępczej to 20.000 zł wzwyż. Oni chyba planują mnie zajebać dobrymi wiadomościami w tym roku. Pracownik jest święcie przekonany, że za paraliż całego miasta i wysoką fakturę jaką dostaniemy z zarządu jedyna kara jaka go spotkała to mandat na kilkaset złotych. Niestety tym razem kurwa im nie odpuszczę. Kodeksowo mamy prawo do ukarania pracownika do wysokości 3 jego miesięcznych pensji, ale w porównaniu z fakturą to kropla w morzu, poważnie rozważam pozwanie go. Bo bezmyślność i debilizm trzeba karać.