18 kwietnia 2013

250.

Jam jest oaza spokoju. W czwartek wybieraliśmy nowy zarząd  kółka wzajemnej adoracji. W rozmowach kuluarowych przed wyraziłam stanowczy sprzeciw wobec wystawienia mojej kandydatury, bo zapierdalam i nie mam czasu na robienie czegoś, co nic nie wnosi. No więc jest owo zebranie i oczywiście postanawiają sprawdzić mą asertywność proponując mnie, ja bardzo dziękuję, postoję, spadać.
- ale dlaczegóż? - zapada cisza, 30 par oczu wlepia się we mnie
- poniewóż, już wcześniej tłumaczyłam
- ale my wszyscy tego tłumaczenia nie słyszeliśmy
- peszek, lecimy dalej, nie ma czasu na niepotrzebne dywagacje
Foch i obraza majestatu.

Z owego spotkania trzeba sporządzić protokół, uchwały i dać to do sądu. Mam zrobić to ja w ciągu 14 dni roboczych. Nastał 3 dzień i telefon od mojej eksBossicy
- musisz dać mi te papiery
- jak będę miała to dam
- nie, musisz dać mi je dzisiaj
- mission impossible, nie ma Tereni i muszę pracować za nas dwie, więc jakoby nie mam czasu, wyrobię się 8 dnia (zakładając że ta menda powróci), się nie pali
- to zostań po pracy i to zrób dziś, to chyba nie jest taki problem
- żeby była jasność, po pierwsze nie wychodzę z pracy jak wy o 15 tylko zazwyczaj zostaje po godzinach, po drugie jak będę miała czas to to zrobię, po trzecie to ja decyduję co i kiedy będę robiła w i po pracy
Jeb słuchawką. EksBossica zadzwoniła do mojej obecnej, której ładnie wytłumaczyłam, że EksB. to mnie może najwyżej pocałować w dupę i nie ona mi będzie ustalała agendę ;>

Przyjechał Perez
- chce mi pan coś powiedzieć o EksBossicy?
- ja tam się w wasze sprawy nie mieszam
- no i słusznie, co ona się tak czepia jak żyd gówna? mówię, że zrobię, to zrobię
- widocznie nie ma co robić
- no to niech zrobi te zaległe KSP za które ma niezgodność;>
Dochodzę do wniosku, że świadomość że nie może mi nic kazać, a ja mogę ją zlać jest dla niej porażająca i ciężko przywyknąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz