27 marca 2012

213.

Przeboje z programem to codzienność naszego pracowniczego dnia. Mam wrażenie, że jesteśmy testerami jakiegoś niekompletnego beta-kurwa-produktu. Co chwilę coś się wysypuje, nie jest do nas dostosowane, nie działa. Osiągnęłam dziś apogeum wkurwa na co trafił Perez
- pan sobie usiądzie, porozmawiamy jak dorośli ludzie - zasiadł nie podejrzewając o co chodzi - program jest zainstalowany lokalnie i przez pulpit zdalny
- a nie o programie to nie ze mną, tylko z vice - poderwał się z miejsca
- pan SIADA nie skończyłam, wszystko panu wyjaśnię, bo vice niestety nie chce ze mną rozmawiać, tylko odsyła mnie do pana R., ale o tym za chwilę. No więc była wersja, że pracujemy zdalnie, a jak walnie się internet to lokalnie i wszystko co zostało wklepane lokalnie po przywróceniu połączenia zostaje zaimportowane do bazy zdalnej. Nie jest zaskoczeniem chyba, że nie jest to NADAL zrobione. Wszystko z wczoraj kiedy nie było netu miało być zaimportowane, a dziś rano moje dziewczyny nie mogły pracować, musiały stracić czas, a co za tym idzie klientów i pieniądze, bo musiały ręcznie wklepać faktury z wczoraj. Kolejna sprawa help desk - temat rzeka. Importowanie nie działa, więc dzwonię do vice, ona mnie spławia i każe dzwonić do pana R., ten oczywiście nie odbiera, dzwonię do A. (drugi i ostatni z help desku), ten mnie informuje, że jest chory i mam dzwonić do R. Delikatnie błędne koło. Help desk życzy sobie, żeby kontaktować się z nimi mailowo i ma w głębokiej piździe, że potrzebujemy ich natychmiast. Kolejna sprawa następny program, który mieli napisać - NADAL nie jest napisany, dane do wklepania zajmują obecnie 3 kartony, kiedy niby mam je wklepać skoro nie mam na czym? Czy pan nie uważa, że to delikatna paranoja?

Kurwica mnie już bierze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz