5 lutego 2012

206.

Pojechałam do JM, siedzimy, pracujemy, w tak zwanym międzyczasie temat nam schodzi na nasz nowy cudowny program i pana R. (dodam, że pan R. jest dyrektorem firmy wdrażającej nam program)
- przyznaję bez bicia, miałam delikatnie starcie z panem R., on zdaje się był wtedy u was na szkoleniu - dziewczyny zaczynają się śmiać
- no był, tylko patrzyłyśmy jak próbuje ci coś powiedzieć, jak już bierze wdech, ale go nie dopuszczałaś do słowa, najpierw zrobił się czerwony, potem zbladł, przy końcu twojego monologu był już purpurowy, a para szła mu uszami :) jak mu w końcu rzuciłaś telefonem to nie mógł dojść do siebie i do końca dnia przeżywał, że pierwszy raz w życiu ktoś go tak dosadnie i bezpośrednio zjebał :)
- nie przesadzajmy, ja wiem, że są chwile kiedy jestem mega asertywna i jak kończy mi się cierpliwość potrafię krótko i w żołnierskich słowach określić co mi się nie podoba, aczkolwiek do zjebania go było mi jeszcze daleko...

Teraz tekstem na czasie jest: "Nie działa coś w programie? Zadzwoń do Korporacyjnej ona załatwi od ręki z panem R. żeby działało ;)".
Mam w dupie to czy jest on programistą, dyrektorem, czy samym bogiem wdrożyli to ma działać, a jak facet sobie słabo radzi z krytyką to może powinien zastanowić się nad zmianą pracy ;>

Tak na marginesie - czy powinno mnie martwić, w świetle ostatnich gróźb psychola, że dziś rano, W NIEDZIELĘ, ubezpieczyciel napisał mi smsa, że jeden z naszych pojazdów uległ zniszczeniu, w związku z czym wdrażają procedurę ubezpieczeniową? Jest to dla mnie trochę dziwne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz