18 stycznia 2012

201.

Już jestem w ogródku, już witam się z gąską, a tu k u t a s ...
Kończę w pracy jeden duży projekt za dużą kasę. Koordynuję to ja, bo mam "wyczucie i pojęcie o temacie projektu o wiele większe niż management, no i to ja poszukałam fachowca, który jest głównym wykonawcą, więc logiczne, że ja będę z nim rozmawiała o sprawach technicznych". Spoko, od ponad miesiąca wałkujemy temat, co wygląda tak:
- po pracy wracam do domu i odpalam lapsa,
- wprowadzam wszystkie niezbędne dane, rysuję mapki, projekty, szukam zdjęć, podobnych projektów, materiałów, umawiam się z dostawcami, analizuję, jebie tych co mieli coś dostarczyć, a mają opóźnienia, no bo każdy z nas ma jakieś terminy,
- wysyłam wytyczne do głównego wykonawcy,
- dzwonimy do siebie, spotykamy się i namiętnie przesiadujemy przed lapsami tłumacząc sobie wzajemnie co ja bym chciała, a co jest możliwe
Kiedy kończymy zazwyczaj jest środek nocy, bo główny wykonawca robi nam projekt nocami. Luz. Nikt mi za to nie płaci, ani za mój czas, ani za telefony, ani za zaangażowanie. Ma być zrobione. That's all.
Kończymy, jestem przeszczęśliwa, że w końcu przestanę chodzić do pracy półprzytomna, a tu nagle mail:
"Ja cię nie chce martwić, ale wczoraj nie znając hasła zalogowałem się przy 2 próbie do miejsca w którym mogłem poprzeglądać wszystkie dane..."
No i to by było tyle z mojej radości, bo to jest - zważając na specyfikę - mega kurwa problem. Tak, więc ogródek mi się nieco rozszerzył, gąska spierdoliła w sam róg i będziem się bawić ponownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz