Poszłam z Bossicą na kompromis i ustaliłam, że jestem skłonna wziąć po pół dnia urlopu skoro jestem im tak niezbędnie do firmowego życia potrzebna - taka moja dobra wola. W podzięce od kogoś, kto się byczył bite dwa tygodnie typowo wypoczynkowo usłyszałam:
- wiesz co? mi się wydaje, że mogłaś spokojnie tę pracę napisać wcześniej. Dużo wcześniej.
Przysięgam, że jej szczęście, iż w czasie kiedy dzieliła się ze mną swoimi głębokimi przemyśleniami wisiałam na telefonie, bo zjebałabym ją od góry do dołu jak burą sukę. A tak doszłam do wniosku, że absolutnie nie zniżę się do jej poziomu i będę ponad to.
Tym hasłem Bossica załatwiła sobie mój kompletny tumiwisizm na sprawy firmowe, które mnie nie dotyczą - zero pomocy, zero zwalania na mnie jej obowiązków i odpowiedzialności za jej błędy i ZERO, kurwa, odbierania telefonu na urlopie i po godzinach pracy.
Rzekłam!
Ciekawy jestem ile wytrzymasz z tym "tumiwisizmem" ;)P
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc idzie mi zajebiście ;)
OdpowiedzUsuńZobaczymy ile wytrzymasz :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od grubej coty ;)P