17 grudnia 2010

137.

Firmowa wigilia...
Wszystko wskazuje na to, że mam romans z kolegą z pracy, bo wracamy razem do domu (jako, że mieszkamy koło siebie), bo mówi do mnie piękna (to z całą pewnością z przekąsem), bo nawet na wigilii koło mnie usiadł (bo tak go usadziła nasza ciężarna Małagorzata, a ciężarnym się nie odmawia w obawie przed pożarciem przez myszy;))
Ale zanim usiadł to nalał wszystkim wina, wszystkim oprócz mnie, na jego szczęście poprawił to faux pas ;> Aczkolwiek sytuacja właściwa - przy rozlewaniu wódki - on chodzi od każdego do każdego i nalewa wszystkim procentów do kieliszków, podchodząc do mnie stwierdza:
- ty już dziś więcej nie pijesz - I POSZEDŁ DALEJ! chamstwo w najczystszej postaci ;)

Ja przedwigilijnie zebrałam swoje jaja i postanowiłam poinformować towarzystwo, że jak na ateistkę przystało respektuję ich wigilie, aczkolwiek opłatkiem dzielić się nie zamierzam. Reakcja Preza
- to co? nie chce się pani ze mną całować ;)?
- panie prezesie, czy my do całowania potrzebujemy ten opłatek? przecież możemy się całować i bez niego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz