13 sierpnia 2010

119.

Od czerwca idę na urlop...

W czerwcu jeszcze miałam sesję, więc odpadło.

W lipcu Wu., poszła na operację cycka, a później się zrastała, więc ktoś ją musiał zastępować.

W międzyczasie Bossica się wyurlopowała, a zostawić wszystko na głowie gwiazdy to lekkie firmowe samobójstwo (i chuj by mnie strzelił po powrocie, gdybym zobaczyła w jaki sposób ona mnie zastępowała, co przerobiłyśmy rok temu, a chęć mordu nie minęła mi do dziś...)

Teraz gwiazda idzie się byczyć, więc z racji zajobu urlopu nie dostaniemy w jednym czasie. Luz.

Od poniedziałku zaczyna się moje małe piekło związane z przedłużaniem polis ubezpieczeniowych (co równa się 1000 pytań ubezpieczyciela do mnie) i z recertyfikacją ISO (a tak jakby jestem przedstawicielem najwyższego kierownictwa), więc zapomnijmy o urlopie :)

Także w łaskawości Prezesostwa i Bossicy wyjechać to ja sobie mogę. Na weekend.

Chyba powinnam iść im oddać pokłon dziękczynny.

2 komentarze:

  1. widzę, że jesteś wyznawczynią idei jakoby urlop należało spędzać na plaży, nad jeziorem, albo - o zgrozo - na zagranicznej wycieczce
    ja osobiście kilkukrotnie pierwszy tydzień trzytygodniowego urlopu spędzałam w pracy. a co, to jest wolny kraj, i każdy może spędzać urlop gdzie chce.
    w tym roku zrobiłam tak z zaledwie jednym dniem i szef demonstrował swoje niezadowolenie, że mam tyle zaległego urlopu z zeszłego roku
    urlop w pracy ma tę zaletę, że można przyjść o 8, wyjść o 16 i nikt nie może nic zrobić :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spokojnie, moja droga, ja nawet na ten wypad weekendowy jadę z ludźmi z pracy także niedaleko mi do Ciebie :)
    Jak 2 lata temu złamałam nogę i leżałam 3 m-ce w domu to "chorowałam" pracując zdalnie, albo telefonicznie. Aczkolwiek przyznaję, że wyleczyłam się z pracy po 12 godzin dziennie (bo z pracy po 20 godzin dziennie wyleczył mnie sam mój własny osobisty organizm kiedy widowiskowo padł).

    OdpowiedzUsuń