3 lutego 2010

73.


Zamarzyło mi się wyrwać na momencik zza biurka i ulepić malusiego bałwanka. Słońce świeci (chyba pierwszy raz tej zimy), ja lepię tego bałwana a tu nagle bach! Dostałam kulką w łeb, odwracam się i widzę jak mój przedemerytalny kolega ucieka schować się do hurtowni. Nabrałam tyle śniegu ile mi się w łapach pomieściło i dawaj za nim!

- panie K. albo pan wyjdzie i zakończymy sprawę honorowo, albo włażę do pana i będzie pan musiał sprzątać w hurtowni :)

- dziewczynko - K. się chichra - starszych ludzi się nie atakuje ;p

- kobiet też nie, całe plecy mam przez pana mokre!

- było nie wyłazić na dwór :D

Na nieszczęście pana K. ktoś go zawołał i wyleźć musiał. Kara została wykonana, łysinę oficjalnie natarto śniegiem :)

Pod koniec dnia Prez mnie wywabił na dwór,  przytrzymał, a K. nacierał mi paszczę śniegiem.

A ja chciałam w spokoju sobie bałwana ulepić :)

2 komentarze: