6 listopada 2009

57.

Z samego rana wyjeżdżamy na miasto z Gośką, mijamy właśnie przystanek na którym właśnie zatrzymuje się autobus. Coś jednak idzie nie tak, autobus nie hamuje, wjeżdża w ludzi, jedną z pań odrzuca na kilka metrów... Zatrzymujemy samochód i biegniemy do rannej starszej pani, ktoś już ją reanimuje, dzwonimy po karetkę. Za późno, pani ginie na miejscu.

Wracamy do firmy w absolutnej ciszy, ze łzami w oczach, szok. Prezes widzi w jakim jesteśmy stanie, opowiadamy mu co się stało na naszych oczach. On wstaje, idzie do barku i nalewa nam po kielichu.

Już cały dzień mamy taki milczący.

4 komentarze:

  1. W szoku jestem... Czytałem tego posta kilkanaście razy, nie mogę uwierzyć... Przypomina mi się moja 18-letnia przyjaciółka z liceum, tylko że Ona po tym jak ją potrącił samochód na pasach leżała jeszcze cztery dni w szpitalu zanim odeszła... Strasznie mi przykro z powodu tej Pani...

    OdpowiedzUsuń
  2. oj. :( to jest zawsze trudne do przełknięcia, kiedy się słyszy, czyta, co dopiero widzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. niemożliwe... to się nie dzieje tak o.
    a jednak dzieje się.
    nie rozumiem

    OdpowiedzUsuń