Ani razu w tym tygodniu nie wyszłam punktualnie z pracy. Ten tydzień wyglądał mniej więcej tak:
6,30 - zaczynamy
6,35 - jadę do poszkodowanego, robię wizję, spisuje zeznania, protokoły
8,55 - z wywieszonym jęzorem wracam do firmy
9 - zaczyna się jazda z iso, która trwa... trwa... i trwa
14,30 - teoretycznie kończę pracę, ALE auditorzy nadal nas maglują (w tak zwanym międzyczasie dzwoni poszkodowany żeby coś dosłać do ubezpieczyciela, wystawiam faktury, sygnalizuję i monitoruję zmiany w polisach x 2)
16 - wychodzę z pracy
17 - jestem padnięta w domu
17,30 - dzwoni mój broker i zaczynamy dopieszczać polisy, które jutro mają być przedstawione Najważniejszym w firmie
20,40 - nadal siedzimy w polisach
Zdecydowanie czekam na emeryturę! Najlepiej od poniedziałku.
przynajmniej cos sie dzieje i nei masz czasu powiedziec, ze zle wykorzystalas dzien
OdpowiedzUsuńja lubie jak sie cos dzieje - BARDZO
a teraz sie ciesze, ze duzo napisalas, bo mam co czytac , bo zakichana w lozku siedze:)
to o jest to o czym ty mozesz pomarzyc :)
Ja też lubię jak coś się dzieje, nuda jest najbardziej męcząca. Chociaż na takie chorobowe na tydzień bym sobie poszła ;)
OdpowiedzUsuń