15 maja 2013

256.

Impreza się rozkręca...
Akt I
Sprawę załatwiamy w trybie pilnym, w związku z czym ubezpieczyciel informuje, że przysłał nam rzeczoznawcę o zbyt małych kompetencjach, więc będzie musiał przysłać nowego - co przeciąga nam cały proces, postanawiam więc, że pierdolić ubezpieczyciela sami se zapłacimy za rzeczoznawcę zaczynam go szukać na własną rękę (nota bene mam w polisie zapis, że to ubezpieczyciel płaci za swoje opierdalanie, bądź jak kto woli moje widzimisie).
W tak zwanym międzyczasie dostaję maila od ubezpieczyciela, w którym informuje mnie, że:
"Zostały zlecone dodatkowe oględziny, które zostaną wykonane przez firmę zewnętrzną, ze względu na rozmiar szkody, w ciągu kilku najbliższych dni. Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie określić ich terminu. Odpowiedzialność zostanie ustalona po zgromadzeniu kompletu dokumentów i przeanalizowaniu ich. Naprawy będzie można podjąć po zakończeniu oględzin. Wszelkie dodatkowe szkody spowodowane zdarzeniem losowym (deszcz) poprzez odstąpienie od naprawy/zabezpieczenia dachu pozostają na ryzyku U***A". No to pojechaliście moi drodzy, gdyż sami mi napisaliście, że zaliczki nie będzie, dachu mamy nie tykać, a jak coś więcej się spierdoli to będzie to na wasz koszt.
Akt II
Mailuje pan rzeczoznawca, którego szukam na własną rękę (nota bene najlepszy z najlepszych w szkodach o takim rozmiarze finansowym), wykręca mi się, ma dużo pracy, nie chce przeprowadzić oględzin i wydać ekspertyzy. Myślę sobie niemożliwe, że nie chce pieniążków, aż tak dobrze się firmom nie powodzi. Dzwonię i pytam o co kaman, bo w tę jego oficjalną wersję mailową nie wierzę, pan się wykręca, ale w końcu przyznaje że nasz ubezpieczyciel rozpisał przetarg na wyłonienie rzeczoznawcy, bo sam nie ma odpowiedniego człowieka z uwagi na rozmiar finansowy szkody - co należy przeczytać jako "blokuje nam działania na co najmniej kilka tygodni". Osiągam fazę wkurwa totalnego.
Akt III
Piszę do ubezpieczyciela maila w kontrze na jego ofertę pokrycia strat, które wynikną z ichniejszej opieszałości:
"W odpowiedzi na Państwa maila chciałabym zauważyć, iż Państwo nie uwzględniliście faktu, że w całym nadpalonym dachu znajduje się jedna niewielka dziura. Państwa pech polega na tym, że owa dziura jest tuż nad sercem obiektu, który wart jest 1.500.000 zł (słownie: PÓŁTORA MILIONA ZŁ). Cieszy mnie, że zdeklarowaliście się zapłacić za wszelkie szkody, które pojawią się w trakcie kiedy będziecie blokowali jakiekolwiek nasze działania, gdyż przeprowadzacie przetarg na kompetentnego rzeczoznawcę co jednak do mnie ze źródeł bardzo wiarygodnych dotarło. Tym samym szkoda z 500.000 zł zwiększy wam się do 2.000.000 zł, (SU wynosi ponad 12.000.000 zł więc bez problemu pokryje to wszelkie nasze roszczenia). Pragnę również nadmienić, że mam w polisie zapis o wypłaceniu odszkodowania w wartościach odtworzeniowych, a nie jak zazwyczaj się to zdarza w księgowych, więc amortyzacja nam nie straszna. Liczę, że uda nam się dojść do porozumienia w kwestii szybkości działań likwidacyjnych"
Akt IV
Wracam do domu, dzwoni do mnie nasza brokerka:
- dzwonił do mnie dyrektor U***A
- i co tam u niego? modli się o słońce pewnie :)
- cały zestresowany, mówił że sam monitoruje sprawę i jutro rano będzie się z nami kontaktował w sprawie rzeczoznawcy
- o to miło, jednak istnieje możliwość przyspieszenia sprawy
- czym ich pani nastraszyła?
- ja? niczym, sami sobie strzelili w stopę pierwszym mailem, a fakt że mamy dobrze skonstruowaną polisę, nie dam z siebie robić wała, jestem dosyć świadoma ubezpieczeniowo i potrafię czytać ze zrozumieniem wiele ułatwia

Najlepsze jest to, że szkoda nie wynika z naszej winy, a z winy wykonawcy obiektu. Oznacza to, że ja chcę odszkodowanie od naszego ubezpieczyciela, a jego zasranym obowiązkiem po ustaleniu oficjalnej przyczyny szkody jest scedowanie odpowiedzialności na ubezpieczyciela wykonawcy obiektu. Tłumacząc z ubezpieczeniowego na polski:
1) nasz ubezpieczyciel wypłaci nam pieniążki, po czym
2) pan rzeczoznawca, którego nie chcą powołać, ustali oficjalne winę wykonawcy obiektu, po czym
3) nasz ubezpieczyciel dostanie wypłacone nam pieniążki z powrotem od ubezpieczyciela wykonawcy obiektu
Co z całą pewnością będzie procesem długotrwałym, nerwowym, a przede wszystkim ustalanym procesowo, co jednak mam w dupie i nie rozumiem po co nasz ubezpieczyciel się tak wzbrania i robi nam pod górkę.

14 maja 2013

255.

Pastwiłam się dziś nad rzeczoznawcą ubezpieczeniowym.
Pan rzeczoznawca - chłystek lat po głosie z 25 - umówił się na oględziny naszej szkody. Szkodę zgłosiłam w trybie pilnym, wyceniłam na pół bańki, podałam swe dane i oczekiwałam kontaktu. Pan zadzwonił wieczorem do pracy (bo ja mieszkam w pracy...) i ustalił z portierką (portierką, kurwa!) oględziny na dziś między 7 a 8. No pal licho z kim - pomyślałam - grunt że ruszy dupę.
W okolicach 9 rano, kiedy to prezes wydzwaniał do mnie z częstotliwością co 20 minut z pytaniem dzie on kuźwa jest? delikatnie podniósł mi się poziom wkurwieliny, ale nie dajmy się ponieść emocjom. W czasie oczekiwania na pana chłystka zdążyłam odebrać kilkanaście telefonów od coraz bardziej poirytowanego prezesa i dosadnie wytłumaczyć likwidatorowi, w którym miejscu mam fakt, że nie ma kontaktu z własnym rzeczoznawcą. W końcu się odnalazł, przypomniał sobie moje dane i postanowił się tłumaczyć
- aaa witam pana, jedno szybkie pytanie: przyjęty pan był?
- yyyyyyyyyy
- no proste pytanie, był pan przyjęty?
- ale jaki to ma związek ze sprawą?
- próbuje ustalić czy jest pan w posiadaniu takiego czarodziejskiego urządzenia zwanego zegarkiem, zakładam, że nie skoro spóźnia się pan na pilne oględziny SZEŚĆ godzin i nawet nie dzwoni uprzedzić o tym fakcie - niewiele mnie tak wkurwia jak nieusprawiedliwione spóźnialstwo
Jak się okazało do tego, że pan:
- boi się wejść do większości pomieszczeń, gdyż nie raczył nawet przeczytać jaki obiekt będzie wyceniał
- okazało się, że ma kompetencje do wyceniania szkód do 200.000 zł, a powyżej to już niekoniecznie
to napisałam przemiłego maila do szefa szefów ubezpieczalni z zapytaniem czyście się ludzie z chujem na łby pozamieniali, skoro sądzicie że dam się spławić przeciąganiem wypłaty odszkodowania takimi numerami, do piątku macie czas na wpłatę bezspornej kwoty, a później będę was doić dalej i wydoję do ostatniej kropelki naszej sumy gwarancyjnej, która jest bardzo duża, bom jest dosyć kumata kiedy umowy zawieramy.

13 maja 2013

254.

Kilka dni temu jeżdżę, a mój telefon dzwoni jak pojebany. Zatrzymujemy się, zerkam na listę połączeń Vice, Prezes 6x, chłopacy, jedna z kierowniczek. Coś się kurwa stało. Ostatnio kiedy tak dzwonili jak opętani to zdemolowali nam cmentarz. Teraz zapalił nam się nasz najnowszy obiekt wart 8,5 mln.
Dzięka Bugu z winy wykonawcy.

Siedzimy rano z Prezesem w pracy, zaczyna śmierdzieć, rzygać się chce od tego smrodu, zaglądamy pod biurko, a tam zapalił mi się komp, ogień, dym i takie tam. Tak sam z siebie.

Tydzień bez pożaru, tygodniem straconym..?

2 maja 2013

253.

Ciężkie jest życie z ubezpieczycielem...
Uszkodziliśmy panu pomnik podczas wycinki drzew, zgłosiłam przyznając się do winy i prosząc o wypłatę odszkodowania, ubezpieczyciel przesyła pismo. Najdurniejszymi pytaniami dziś zostały:
1)  Czy dbanie o należyty stan drzewostanu znajdującego się na wskazanym cmentarzu należy do Państwa obowiązków?
Ano nie należy, można nie odpowiadać za należyty stan, a zajmować się wycinką. I w sumie ubezpieczyciela powinno to g. obchodzić.
2)  W jakim stanie fitosanitarnym w dniu zdarzenia znajdował się drzewostan we wskazanej lokalizacji?
Moje ulubione pytanie - no pewnie, kurwa, w złym skoro szło do wycinki, nikt nie płaci nam za hobbystyczne usuwanie zdrowych drzew.
3)  Czy Poszkodowany nie zalegał na dzień zdarzenia z opłatami za miejsce na cmentarzu?
Nie jesteśmy zarządcą cmentarza, nie mamy takich informacji, ba! nie mamy prawa mieć takich informacji. Zresztą to i tak nie ma związku ze sprawą, nawet jeśli zalega to ch. i wam i nam do tego.
 
Debilnie sformułowane 100 pytań do.