30 września 2011

185.

Spóźnię się do pracy, więc zgodnie z obyczajem piszę smsa do Vice i Wu., aby poinformować je o tym fakcie. Do Bossicy nr telefonu nie mam, bo to informacja z gatunku tajne/poufne.
Spóźniam się całe 10 minut, Vice opowiada mi o poranku: Wu. dopiero po telefonie przyszła do góry i udała bardzo zdziwioną, że mnie nie ma, bo jej nie informowałam, bo czym waliła na mnie z dupy, bo tak się nie robi itepe.
- ależ wysłałam smsa zarówno do ciebie jak i do niej
- no ona twierdzi, że nic jej nie wysłałaś i była bardzo zła - no to wyjmuję telefon i pokazuje, sms do Wu. wysłany i odebrany o 6,46...
- a to pizda... - kwituje Vice
Moja Bossica łapie mnie na korytarzu i zabiera do kabineciku na rozmowę dyscyplinującą
- dlaczego MI nie powiedziałaś, że się spóźnisz?
- być może dlatego, że nie mam pani numeru telefonu? - Bossica zawsze przychodzi do pracy spóźniona, więc kontakt z nią z rana żaden - napisałam do Vice i do Wu. - która z Bossicą siedzi i chyba nie jest problemem przekazać informację, że dopuściłam się czynu karygodnego i się spóźniłam - a skoro już przy tym temacie jesteśmy to dlaczego Wu. powiedziała Vice, że nic nie wiedziała..? Tak się nie robi.
- nie wiem, pytaj Wu., a o telefon do mnie nigdy nie prosiłaś
- prosiłam, ale nie dostąpiłam zaszczytu - dzięki czemu pewną razą po całej nieprzespanej nocy, z 40 stopniową gorączką, rzygając dalej niż widząc musiałam poczekać na pojawienie się Bossicy w pracy i zameldowanie jej za pomocą stacjonarnego telefonu, że moje zwłoki chorują i się nie pojawią na włościach korpo...
- nie przypominam sobie takiej rozmowy
- ale ja sobie przypominam, zarówno ja jak i Wu. nie mamy do pani numeru
- nieprawda - na to wchodzi Wu., więc pytam ją czy ma ten numer, oczywiście nie ma - to nie jest informacja tajna, wam powinno zależeć żeby mieć mój numer, a nie prosiłyście
- dobrze, więc poproszę teraz - no co się będę z głupim kłócić, prosiłyśmy, zostałyśmy olane ciepłym moczem i tyle, widocznie nie padłyśmy odpowiednio do stóp
Finalnie numer dostałam. Bossica się gniewa, bo ją pominęłam w tłumaczeniu się całej firmie, że będę 10 minut później. Wu. udaje, że się nic nie stało i w sumie nawet nie wie, że wiem o jej kłamstwie i nieudanym podłożeniu mi kolejnej świni.
I tak z niczego w moim dziale robi się mega-kurwa-zajebisty-problem, który będzie mi wyrzygiwany do dnia zmiany pracy.

29 września 2011

184.

Praca mnie wkurwia.
Wkurwia mnie zarządzanie zasobami ludzkimi na tak niskim poziomie, że rzygać się chce na samą myśl, iż rządzi tobą taki baran, który jeśli o zzl chodzi w dupie był i gówno widział.
Serio, tracę szacunek do siebie samej, gdyż wciąż pracuję w miejscu gdzie potrafią głównie brać, a jak oczekujesz wyłącznie SZACUNKU (bo ta jałmużna przelewana mi co miesiąc na konto, która nieznacznie różni się od najniższej krajowej nie zasługuje na miano wypłaty adekwatnej do kompetencji i zakresu obowiązków) to jeszcze dostaniesz po łapach za to że w ogóle śmiałeś się odezwać.
Czuję, że nadszedł czas.

28 września 2011

183.

Enea to państwo w państwie - jak buka kocham. Przyłącze można odłączyć po zdjęciu licznika. Przyłącze jest nasze, a licznik pana kutasa, który za bardzo nie miał ochoty na odłączenie prądu, acz po wielu bojach se odłączył. Czekam aż szanowna Enea zadzwoni co by się z nami umówić na zdjęcie jebanego przyłącza, bo bez tego nie możemy zacząć rozbiórki. TRZECI TYDZIEŃ CZEKAM, bo z natury jestem cierpliwym, kurwa, człowiekiem. Dzwonię w końcu zapytać szanowne państwo kiedy ruszą dupy i odłączą. Odłączyć nie mogą, bo z centrali nie dostali JESZCZE pisma, że licznik jest zdjęty. O losie XXI wiek, a komunikują się chyba za pomocą gołębia, który do tego zboczył z trasy matka-centrala, a oddział-od zdejmowania. Jadę do centrali zjebać ich, że my czekamy, a oni se w chuja walą. Pan zdziwiony, wysyła przy mnie faks do oddziału z nakazem zdjęcia przyłącza. Kilka godzin później dzwoni jakiś łoś z oddziału, że pismo dostali (chwała-gołąb dotarł!!!), przyjadą odłączyć, ktoś z nas musi być żeby ich wpuścić i proponują jutro o 17
- niestety, pracujemy od 7-15 więc proszę żeby panowie się z nami spotkali w tych godzinach
- no to pojutrze o 17
- przepraszam, której części ze zdania że pracujemy od 7-15 pan nie zrozumiał?
- a jaki to problem podskoczyć o 17 na ten teren?
- zasadniczy? primo nie jest to w naszych godzinach pracy, secundo teren jest z lekka oddalony, więc tym bardziej nikt nie będzie chciał tłuc się po nocach w te i z powrotem
- no i?
- no i rozumiem, że płaci pan za nadgodziny :)
- niech będzie - jutro o 12, pasuje?
No i dogadać się w końcu można było.

27 września 2011

182.

Prez prosi mnie żebym w imieniu jego żony podpisała wraz z nim jakieś papiery
- pan chyba sobie żartuje, przecież to jest przestępstwo -zaczynam go jebać
- bo zapomniałem, teraz nie chce mi się wracać do domu, oj podpisze pani, żona wie, a tak po pracy bym pojechał do banku
Ja dalej jojczę, na co wchodzi Vice
- a co tu za awantura?
- zostałam panią Prezesową - ja się wkurwiam, on się chichra - się pan nie śmieje, tak bez pierścionka, siłą, to woła o pomstę do nieba ;)

22 września 2011

181.

Mój ulubiony najemca powrócił na łamy blogaska. Andrzejek, bo tak to męskie sucze się zowie, wisiał nam czynsz za 2 miechy i dziś wpłacił z adnotacją: "czynsz za 2 miesiące -faktura ZSC021". Letkom zdziczała, bo faktur takiej serii to my nie mamy, więc dzwonię do chuja zapytać o co kaman.
Nasza firma siostra kupiła od niego coś tam i mu nie zapłacili (bo on też im nigdy nie płacił w terminie, więc wzięli chujka na przeczekanie), więc on od naszego czynszu odliczył sobie ichniejszą fakturę.
- może mi pan wyjaśnić dlaczego pan sobie odliczył od czynszu fakturę firmy V?
- bo mi nie zapłacili za materiał
- ok, a co to ma wspólnego z nami?
- bo jesteście jedną firmą
- jesteśmy dwiema odrębnymi podmiotami ;>
- ale macie tego samego właściciela
- właścicieli mamy innych (właściciel kapitału jest ten sam a to spora różnica), więc proszę żeby pan uregulował należność względem nas
- ja sobie ustaliłem z księgowym firmy V., że tak to zrobię - tu 10 minut tłumaczenia, że to dwa różne podmioty i ogólnie mam w piździe jego widzimisie, umowę ma podpisaną z nami, nam zalega, więc ja mu liczę odsetki i serio skończy się w sądzie, bo ileż można
- panie Andrzeju mnie nie interesuje co pan sobie ustalił z panem Markiem, nie zamierzam z panem dyskutować, ma pan zapłacić i już, proste. Żegnam. - jeb telefonem

- o ależ tu ostro dzisiaj :D - jam wkurwiona, a Prezes sobie urządza ze mnie podśmiechujki
- nie śmiałabym się na pana miejscu, teraz będę jebać pana Marka - który to jest głównym księgowym samego właściciela kapitału, więc ewentualne zjebki za mój niewyparzony ryj dostanie Prezes :D
Dzwonię
- panie Marku może mi pan wytłumaczyć dlaczego za moimi plecami (do chuja jasnego!) ustala pan sobie ze swoim dłużnikiem jakieś rozliczenia z moją firmą?
- ja to ustaliłem tak: my mu nie zapłacimy, zamiast tego w jego imieniu zapłacimy wam
- świetna kompensata, a może mi pan powiedzieć jak księgowo zamierza pan to rozwiązać? bo jego faktura dla was jest na 8%, a nasza dla niego na 23% - zapanowała cisza - no to pan sobie przemyśli ewentualne problemy ZANIM cokolwiek pan zaproponuje i następnym razem proszę takie rzeczy ustalać ze mną PRZED faktem. Do widzenia.

Prezes wchodzi
- ależ pani jest dziś wkurwiona :D mam jeszcze kilku ludzi na ostrzał, nie chce pani podzwonić :D?

20 września 2011

180.

Narada w kabineciku Prezesa odnośnie naszej strategii marketingowej. Prezes jako przysłuchujący się ojciec tego burdelu, ja jako specjalista od marketingu i M.-prezes firmy siostry, którego na marginesie oboje z Prezesem mówiąc delikatnie nie trawimy.
M. podnieca się facebookiem i sugeruje, że koniecznie powinniśmy założyć sobie profil. Tzn. firma powinna, konkretnie nasza nowa inwestycja czyli krematorium.
- bo facebook to świetne narzędzie do kreowania wizerunku firmy - M. ma niemalże orgazm
- tak tylko my działamy w dosyć specyficznej branży, jakby nie patrzeć to w Polsce marketing funeralny jest raczej bardzo delikatny
- ale co też pani mówi, to da się zrobić, nawet przy krematorium, moglibyście wrzucać na stronkę wasze nowości
- no pewnie, już widzę oczyma wyobraźni jak miliony naszych fanów na wieść o nowej urnie GLORIA klikają "Lubię to!"...
- ale można wprowadzać też informacje techniczne o nowościach w usługach
- no pewnie, coś na kształt "mamy najnowocześniejszy młynek w Polsce, więc to co się nie skremuje bez trudu zostanie przemielone". Panie M. pan produkując materiał kwiatowy może sobie mieć profil na facebooku, ale my z całą pewnością takiego mieć nie będziemy. Koniec, kropka.
No, kurwa, umówmy się, są jakieś granice dobrego smaku, tak?

18 września 2011

179.

Narada w kabineciku Prezesa
- wymyśliłem sobie, że przeprowadzimy badania nt. z czym ludziom kojarzy się nazwa naszej firmy - rzekł pan i władca much i czeka aż złożę ofiarnie swą kandydaturę, ja milczę, on patrzy wyczekująco
- czy pan wie na ile osób powinna liczyć próba badawcza żeby wyniki były miarodajne?
- pani wie :)
- tak wiem i absolutnie nie zamierzam na to tracić czasu
- ale dlaczego :(?
- bo jest zimno i bo firma nie może beze mnie przeżyć pół dnia urlopu, a w tym wypadku musiałabym zniknąć na kilka dni, mogę najwyżej zakodować wyniki badać i zrobić raport, w żadnym wypadku nie zamierzam się bawić w przeprowadzanie badań

Bo w sumie z jakiej okazji? Płaci mi ktoś za to? Karolina mówi, że ona nie potrafiłaby tak pocisnąć ze swoim szefem, a z Prezesem to już w ogóle. Aczkolwiek mówiłam, że czasy dobrej cioci się skończyły.

13 września 2011

178.

Kilka dni temu...
Mówię Prezowi, że dzwoniła Gosia (jest po macierzyńskim na urlopie) powiedzieć, że przerywa urlop i ma chorobowe, a jak jej się skończy chorobowe to znów będzie na urlopie.
- pani mi powie prawdę - zaczyna wiedząc, że się z Gochą kumplujemy i wiem więcej niż ona oficjalnie mówi - ona już do pracy nie wróci nie?
- wróci
- pani mi kłamie, nie wróci - łazi i myśli - wiem! znowu jest w ciąży!
- nie jest
- ależ jest tylko nie chce mi pani powiedzieć!
- nie, nie jest i wróci do pracy
- nie wierzę pani ;> - i poszedł ze średnio umiarkowanym fochem

Chwilę później dzwoni Karolina, gadamy (a że biuro moje, Prezesa i Vice są obok siebie to wszyscy wszystko słyszą), ja pytam:
- no i kiedy jest ta rozmowa? mhm, a powiedz mi czy ja muszę napisać ten list, bo mi się szczerze mówiąc nie chce go pisać - kiedy skończyłam gadać on woła mnie do siebie
- pani usiądzie - oho zbiera nam się na szczere zwierzenia :) jak każe mi usiąść to ZAWSZE zadaje pytania za 100 punktów - pani mi powie prawdę
- ale o czym?
- Gosia jest w ciąży i nie wróci, a pani odchodzi, prawda?
- nie, nieprawda
- przecież widzę, że chce mi pani to powiedzieć, pani to z siebie wydusi :)
- pan sobie coś uroił, a ja nie mam zamiaru w tym brać udziału - wstałam i wychodzę
- pani nie jest ze mną szczera! pani mi nie chce powiedzieć prawdy! - drze się za mną
- taaa i tak się rodzi plotka, sobie pan wymyślił i teraz żyć mi nie daje!
Walnął focha i zamknął drzwi, a jak on zamyka drzwi to znaczy, że naprawdę ma focha :)

7 września 2011

177.

Postanowiłam się zsuczyć i ograniczyć kontakt z korpo do niezbędnego minimum. Gold we mnie nie wierzy, a ja daję radę :) Zdążyłam wczoraj wejść do domu, dzwoni komórka, omatkoicórko, z rozmachu bym odebrała, ale zapaliło mi się czerwone światełko i olałam temat na całej linii, czym pochwaliłam się Karo, która zgodnie ze mną stwierdziła, że czeka mnie jutro zjeb w pracy.
Nastało jutro, wpadłam do dziewcząt i czekam na atak
- dzwoniłam wczoraj do ciebie - zagaja Wu.
- wiem - nie komentuję
- ale nie odebrałaś - Bossica przygląda mi się badawczo
- wiem - dalej milczę, zero tłumaczenia
- ani nie oddzwoniłaś
- wiem - i tu tonem słodkiej kretynki szczebioczę - a coś się stało :)? - tu nastąpiło wyłuszczenie pierdoły pt. ona coś ode mnie chciała, ale nie znalazła, więc musiała napisać sama, dramat, tragedyja i rozpacz! - wiesz Wu., bo tak się składa, że wzięłam się za to, co spokojnie powinnam zrobić wcześniej, dużo wcześniej (mina Bossicy po zacytowaniu jej słów - bezcenna ;)), więc wyciszyłam telefon, żeby mi nikt nie zawracał dupy jakimiś pierdołami
Mam przejebane na całej linii i nie łudźmy się, że premia, czy inne bonusy będą w moim dziale sprawiedliwie rozdzielane. Niech się dziewczęta nachapią po same kokardy skoro tak ciężko jebią w tej firmie :) Zdecydowanie bardziej niż przejebane, mam na to już wyjebane :)

5 września 2011

176.

Poszłam z Bossicą na kompromis i ustaliłam, że jestem skłonna wziąć po pół dnia urlopu skoro jestem im tak niezbędnie do firmowego życia potrzebna - taka moja dobra wola. W podzięce od kogoś, kto się byczył bite dwa tygodnie typowo wypoczynkowo usłyszałam:
- wiesz co? mi się wydaje, że mogłaś spokojnie tę pracę napisać wcześniej. Dużo wcześniej.
Przysięgam, że jej szczęście, iż w czasie kiedy dzieliła się ze mną swoimi głębokimi przemyśleniami wisiałam na telefonie, bo zjebałabym ją od góry do dołu jak burą sukę. A tak doszłam do wniosku, że absolutnie nie zniżę się do jej poziomu i będę ponad to.
Tym hasłem Bossica załatwiła sobie mój kompletny tumiwisizm na sprawy firmowe, które mnie nie dotyczą - zero pomocy, zero zwalania na mnie jej obowiązków i odpowiedzialności za jej błędy i ZERO, kurwa, odbierania telefonu na urlopie i po godzinach pracy.
Rzekłam!

1 września 2011

175.

Pięć minut przed końcem pracy dzwoni Prez, że coś tam się zesrało, wyjebało, a potrzebne jest na wczoraj, oczywiście znajduje się u niego na laptopie w folderze ściśle tajne przez poufne, mam se przerzucić na dysk wewnętrzny i dokonać niemożliwego. Myślę sobie, no to kutas z wyjścia o czasie i działam. W międzyczasie okazuje się, że:
1) cza to poprawić, a to jest ściśle księgowe, a jak wiadomo księgowość bankowa to mój, kurwa, konik i pasja
2) jebane komórki sumujące są zablokowane hasłem, więc dzwonie do pani z banku, która po pół godziny odbiera i łaskawie ujawnia mi tajne hasło
3) ściśle tajnego przez poufne z dysku wewnętrznego nie można dołączyć do maila, bo "odmowa dostępu"
tu mnie oświeca, że może zamiast na dysk wewnętrzny zgram sobie to na pena (szukanie firmowego pena, bo swój został w domu, zajmuje mi przetrzepanie biurek trzech pracowników) i powtarzam wszystkie kroki jeszcze kurwa raz. Udaje się, wysyłam do Vice, która to dziś komentuje:
- wchodzę na skrzynkę i widzę, że wysłałaś mi maila dwie godziny po zakończeniu pracy, widzę że podczas mojej nieobecności nabraliście wigoru i idzie ku lepszemu skoro hobbystycznie spędzasz czas w pracy po pracy ;-)
- widzisz jakam dobra i co robię dla korpo? A ty mnie chciałaś zabić drzwiami! ;-)

174.

A dziś wezmę i umrę, bo nie mam siły i mam roztrzaskany łeb.
Mieliśmy na dziś zaplanowaną konferencję prasową w lokalu dla snobów ;) Razem z Prezem i Vice dotarliśmy na miejsce, wysiadamy. Auto Preza ma blokadę dla dzieci i tylne drzwi mogą być otworzone tylko z zewnątrz. No więc dojechaliśmy, Vice otworzyła mi drzwi, ja wysiadłam, ona się odwróciła, ja się schyliłam po materiały dla prasy, a Vice z rozmachem myśląc, że już odeszłam jebła drzwiami. Oberwałam kantem drzwi ostro w łeb :)
Czekamy na media, Prez lata jak kot z pęcherzem i czegoś ode mnie chce
- ja teraz nie mogę tego zrobić, bo mam wstrząśnienie mózgu ;)
- oj przepraszam cię jeszcze raz, myślałam, że już odeszłaś :(
- taaa teraz to przepraszasz, ty chciałaś mnie zabić ;p człowiek pół życia się poświęca dla korpo, a tu proszę zero wdzięczności wezmą i zabiją drzwiami ;)

Powróciliśmy do korpo, przypomniało mi się, że w zasadzie to potrzebuję jutro mieć wolne. Idę do Wu., ona oczywiście wkurwiona i osrana, "bo rano ma kontrolę i ona się nie rozdwoi, a jak mnie nie będzie to będzie musiała przyjść do zarządu i im pomagać". Straszne. Mówiąc oględnie mam to głęboko w dupie. Wu. idzie się pożalić do Vice na mnie, bom niedobra, zła i chce wolne
- Wu. są sprawy ważne i ważniejsze - tako rzecze Vice czym raduje Wu., bo ta myślała, że jej kontrola jest ważniejsza - więc chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jej studia są wyżej w hierarchii od twojej kontroli, jakoś sobie będziesz musiała poradzić. Nie umrzesz jak trochę popracujesz :)
Wu. nas zapewne nienawidzi, a jako że mamy teraz gorący okres w pracy i ode mnie WIECZNIE ktoś czegoś chce NA WCZORAJ to jutro znienawidzi mnie jeszcze bardziej ;)