30 sierpnia 2009

31.

Ułamał nam się konar na cmentarzu, część spadła na pomniki, część jeszcze zwisała z drzewa, pojechałam obejrzeć tą tragedyję.

- dobra chłopaki nie jest źle, ale to co zwisa trzeba odciąć żeby nikomu na łeb nie spadło

- ale jak odetniemy to poleci na pomniki - zakomunikował mi Jacek

- chwila, jak ma lecieć to niech leci na ten - wskazałam najstarszy - da się zrobić?

- no ba, dla pani wszycho :)

I faktycznie konar spadł na ten pomnik, ale nic się nie stało. Załatwiliśmy jeszcze kilka spraw po drodze i wróciłam do firmy prosto na dywanik u Pereza... Jeden z naszych sezonowych pracowników się poskarżyl, że przyjechałam i kazałam zrzucić konar na pomnik, a Jacek to po prostu zrobił.

Wlazłam na konfrontację Pereza z Jackiem i sezonowym:

- słuchaj - powiedział Jacek sezonowemu - pani Korporacyjna w tych pomnikach siedzi kilka lat, zęby na nich już zjadła, a ty przyłazisz do nas na wakacje i zgrywasz cwaniaka?

- no ale tak nie można, że wy sobie świadomie coś uszkadzacie!

- nie zauważyłeś że konar i tak by poleciał?! Pani Korporacyjna po prostu wybrała najtańszy z pomników na który ma polecieć, żeby w razie czego nie płacić komuś 5 tysięcy odszkodowania a tysiąc baranie jeden, a teraz przeproś Panią Korporacyjną za to że nie zrozumiałeś jej intencji i Pana Prezesa że zawracasz mu głowę takimi pierdołami!

Szybki to był dywanik ;)

28 sierpnia 2009

30.

Nasza gwiazda wzięła 4 dni urlopu i pojechała na wesele. Kiedy wyjeżdżała była sfoszona na wszystkich, cały świat był zły, a my wszyscy do dupy. Po powrocie jest miła do zrzygania, acz jest to tak nieszczere, aż razi. Przylazła do nas na górę i posłodziła najpierw mi, a później vice. Kiedy powietrze zobiło się gęste od tego lukru ulotniła się do siebie na dół. Po chwili ze swojego gabinetu wychodzi vice, popatrzyłyśmy się na siebie i jednogłośnie orzekłyśmy:

- ktoś ją na tym urlopie musiał puknąć...!

- myślisz? nie ma szans, przecież ona jest tak irytująca, że kto by się odważył

- w takim razie ma w sobie kulki dopochwowe ;) przypatrz się tylko jak znowu przylezie czy kuper jej nie wibruje zastanawiająco ;)

- 'Magdaleno coś ci drga w pochwie' :D

- ciesz się że ona ci kawy nie robi ;) wiesz takie kulki to muszą zimne być, więc ogrzewałaby sobie w kawusi, a ty taką ciemną pijesz to nic byś nie zauważyła ;p

- no ja tu do mieszania łyżeczką, a tu nagle coś mi dzwoni na dnie filiżanki ;p boże, przestań!

- a wy z czego tak zacieszcie? - zapytał Perez widząc nas płaczące ze śmiechu

- eeee nic takiego

- wiem, wy złe kobiety jesteście i coś knujecie!

Owszem, zUUUe kobiety jesteśmy ;)

29.

 

Proszę państwa będę żyła, oto i on - Dżordż :) !

- jak przywlekłyście do pracy kota nic nie mówiłem, królika też jakoś przeżyłem, ale żółw to już chyba lekka przesada - zakomunikował Perez, lecz jego jęki nie zostały wysłuchane, bo tłum bab siedział dookoła stoło na którym popierdalał żółw i dopingował ten samotny wyścig, tudzież raczył Dżordża stwierdzeniami

- no dalej chlopie wpierdalaj to jabłko

- nie, nie, nie, nie będziesz mi tu srał na biureczko

- ej a to jest chłopczyk czy dziewczynka? weź sprawdź czy ma nabiał...

Dorosłe kobiety, tjaaa;)

27 sierpnia 2009

28.

Prez zachorował, ale oczywiście do pracy przylazł. Półżywy i usmarkany po kolana, ale przylazł rozsiewać zarazzzę. Próbowałyśmy z vice odesłać go na chorobowe, ale stanowczo odmówił

- jesteśmy na tydzień przed urlopem, jak pan nas zarazi to pana po prostu zabijemy! - lojalnie uprzedziłam żeby później nie było

Poniosło go gdzieś, już się łudziłyśmy że do doktora, jednak po kwadransie wrócił. Polazł do kuchni coś pokombinował i przyniósł nam po talerzyku. A na nim leżały dwa ząbki czosnku, gripex i rutinoscorbin

- i myślisz że tym odkupisz rozsiewanie zarazzy? - zapytała vice - dalej wynocha do doktora!

- ale ja się całkiem dobrze czuję, to tylko katar, dajcie mi żyć baby jedne...

- taaa tylko katar... w którym każde dmuchnięcie w chusteczkę okupione jest teatralnym wręcz charczeniem: 'o mój boże! o jezu!'

- oj a pani nie wie, że jak mężczyzna ma katar to jest równoznaczne z umieraniem ;)

I tak go ubiję jak mnie zarazi ;>

26 sierpnia 2009

27.

Moja Bosica matką-polką jest, trzy sztuki w wieku wczesnoszkolnym posiada. Dzieci jak to dzieci chciały mieć zwierza i kupiły patyczaka, aczkolwiek Bosica za owadami nie przepada i trzeba było jakiś substytut owego tałatajstwa dzieciom znaleźć. Naradziłyśmy się i wymóżdżyłam:

- proponuję żółwia, cichutki, nie uczula, nie trzeba się nim zbytnio zajmować (bynajmniej w porównaniu do napierdalającego w klatkę chomika czy innej świnki morskiej mniej absorbujący), mało je, mało sra, nie będzie problemu ze sprzątaniem, wyprowadzaniem itepe :)

Bosica się do pomysłu zapaliła (tym bardziej że uskuteczniła u siebie już wizję zapierdajających po całym domu patyczaków), poinformowała potomstwo no i decyzja zapadła. Następnego dnia dostałam opr, bo okazało się że żółwia w dzisiejszych czasach bez zezwolenia kupić nie można i w ogóle nigdzie gadów nie ma. Dzieciaki wyły, a ja chcąc nie chcąc żółwia z Bosicą szukałam. Znalazłyśmy na czarnym rynku, bez zezwolenia, najzwyklejszy ze zwykłych - 2 stówy (DWIEŚCIE POLSKICH KURWA ZŁOTYCH! a w zoologicznym jak się jakimś cudem trafi to kosztuje od 400 w górę!)

- no i teraz mi dzieci wyją, bo już się napaliły... nie powiem czyj to był pomysł i kto powinien w kosztach partycypować ;>

Mówcie mi gienialna, Bosica wraz z mężem są mi ogromnie wdzięczni ;)

22 sierpnia 2009

26.

Bosica półtora roku temu kazała naszej gwiazdeczce zrobić porządek w papierach. Gwiazda zebrać się nie mogła, gdyż trzeba było przeczytać odpowiednią ustawę i dokumenty wybrakować, a to jednak trochę pracy jest. Wiecie czytanie ze zrozumieniem i szczypta odpowiedzialności - jak dla gwiazdy dreszczyk. W końcu gwiazda poczuła, że jak się za to nie zabierze to firma ją pożegna i polazła wybrakować dokumenty.

- i co teraz ze mną będzie? - zapytała bosicy

- ale w jakim sensie?

- no robię to co mi kazałaś, kończę studia, więc :)?

- Magda medal ci damy za należyte wykonywanie obowiązków służbowych! - dowaliła jej Wu.

Gwiazda się wściekła, trzasnęła drzwiami i wyszła. Aczkolwiek po jakimś czasie temat wrócił:

- przypominam że kończę studia i należy mi się awans - zakomunikowała gwiazda bosicy, na co ta wyciągnęła moją teczkę osobową i rozłożyła przed gwiazdą moje dyplomy

- popatrz, korporacyjna ma skończone jedne studia, drugie studia, specjalistyczny, bardzo ciężki i potrzebny w naszej firmie kurs i jest w trakcie trzecich studiów. Jak sądzisz kto dostanie awans?

No i był foch, mamy z bosicą ciężko przerąbane:)

21 sierpnia 2009

25.

- a gdzie jeste perez? - zainteresowała się moja kierowniczka

- nie wiem, zabrał Alunie i gdzieś pojechali

- może obejrzeć ten teren pod przetarg?

- eeee nieee, miasto znowu nam się z czymś zesrało i do nich po coś pojechali

- ciekawe po co tym razem - zadumała się nasza bosica

- jak to po co? - wtrąciła Wu. - dupę miastu podetrzeć ;)

Umarłyśmy ze śmiechu po czym nasza bosica przemówiła:

- pomyśleć że zanim zaczęłaś u nas pracować Wu. była taką cichą, grzeczną i miłą dziewczyną, a teraz z niej diabeł wyłazi :)

- a tam wyłazi, póki co delikatnie wystawił same rogi, ale pracujemy nad resztą ;)

20 sierpnia 2009

24.

- słuchaj serduszko napisz Aluni oświadczenie, tylko jakoś ładnie to w słowa ubierz, że Alunia wykonała zieleń przy hotelu i to oddała, pani Kasia z hotelu ma sobie to zielsko podlewać

- ok, tylko wtedy to nie pójdzie na naszym firmowym

- no w sumie nie, bo to oni mają się tym zająć

- jaka szkoda, a ja chciałam pani Kasi z hotelu jakieś kwiatki na tym oświadczeniu narysować, żeby ładne było i kolorowe:)

- dziecko ta pani to głupia pipa jest, jak chcesz to chuja jej narysuj z ironicznym uśmiechem :)

- eeee smutnego chuja... jak taka głupia jest ;)

Uwielbiam panią Alę :)

19 sierpnia 2009

23.

Prez trzy razy mnie dziś pytał kiedy w końcu pójdę na urlop. Pół dnia zachodziłam w głowę o co chodzi, dlaczego mnie tak na ten urlop wywala i wtedy Perez gdzieś pojechał, a zadzwoniła Wu.:

- no no no gratuluję naszemu specjaliście od ISO :)

- ależ Wu. o so ci chozi? - zgłupiałam, bom studia z iso skończyła już jakiś czas temu, ale w firmie się tego nie tykam

- Perez kazał mi tak ustawić audit żebyś ty na nim była, więc prawdopodobnie dostaniesz iso :)

No cieszę się że mi coś o tym wspomniał, pewnie przypomni mu się na dzień przed przyjazdem auditora. Chociaż kiedyś mieliśmy rozmowę na ten temat

- a pani studia z iso skończyła prawda? to teraz może przejmie pani nasze iso co, hahaha?

- pewnie, przecież mówił pan że nie będzimy się znów certyfikować, hahaha

- nigdy nic nie wiadomo - zaśmiał się i poleciał

Opowiedziałam o tym Wu.

- wiesz myślałam że on żartuje

- no no ja też tak myślałam jak się podśmiewaliśmy z bhp, a tydzień później już robiłam za behapowca

17 sierpnia 2009

22.

- co ty robisz? - zainteresowała się Wu.

- rozbieram korektor na części pierwsze

- no widzę, ale po co?

- oj Wu. czy wszystko musi mieć jakieś głębsze wytłumaczenie:)?

- no raczej

- potrzebowałam pomiętolić sobie serpentynkę;)

- jaaaaa pierdolę, z kim ja muszę pracować:)?!

Ale że o co chodzi? Kreatywność przybiera różne formy, te kretyńskie czasami też ;p

12 sierpnia 2009

21.

Moja vice jedzie na urlop, ale ma problem

- słyszałaś o hotelach dla zwierząt? - zagaiła

- owszem

- zostawiłabyś tam swoją cotę?

- w życiu...

- kurwa, bo ja nie mam z kim zostawić mojej, mama po operacji, brat uczulony, koty nie zabierzemy ze sobą, bo źle znosi podróże, pierdolę chyba nigdzie nie pojadę :/

No i tak mi się uroiło, że skoro sama dysponuję cotą to może przygarnę na ten urlop i kotkę vice, pozostało mi o tym fakcie poinformować prywatną matkę...

- chyba cię pojebało - skwitowała krótko

W sumie ma jeszcze kilka dni, więc pewnie się oswoi z myślą, że będą nam się dwa coty przewalały przez dom, no nie?

10 sierpnia 2009

20.

Ze strony, z której się absolutnie nie spodziewałam,

w czasie którego absolutnie nie brałam pod uwagę

padła KONKRETNA PROPOZYCJA.

Bo nam się bardzo dobrze współpracuje, bo główny szef na północną Polskę (tu mi szczęka opadła - nie miałam pojęcia że to taka szycha!) widzi że mi ta część mojej pracy sprawia autentyczną frajdę, bo on wie że dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych i że umiem załatwić wszystko czego dopiero co się nauczyłam, bo sama bez większego problemu wdrożyłam się w zagadnienia nad którymi nowi pracują po kilka miesięcy.

On mi proponuje pracę u siebie, bierze mnie jak tylko się zdecyduję (jak JA się zdecyduję!)

Pracę, która serio sprawia mi frajdę, branżę w której chciałabym kiedyś tam pracować, z zarobkami cztery (!!!) razy większymi od obecnych.  Co prawda gratis dają pracę w dużym stresie i brak życia osobistego (co akurat już jakiś czas temu przerobiłam i nie jest mi obce)

Sama nie wiem, kasa fajna (fajna?! zajebista) ale i minusy tej pracy by się znalazły.

7 sierpnia 2009

19.

Vice od początku tygodnia lata jak dzikus, podśpiewuje, co chwilę coś odwala. Dziś nie było inaczej, w końcu nastąpiła samokrytyka:

- kuźwa ale mnie wali przy piątku :)

- przy piątku :)?

- no tak, a co dziś za dzień ;>?

- ciebie wali od tygodnia, a nie przy piątku ;)

Normalnie zakład pracy chronionej ;)

6 sierpnia 2009

18.

6,30 rano, spokój, cisza, pierwsza kawa i Gośka wpadająca z impetem do mojego biura:

- cześć, zbieraj się jedziemy na wycieczkę :)

To pojechałyśmy - wiewiórki ZNOWU naprawiać (zdjęcie światopoglądowe obok) Grzebiemy w gryzoniach, cerujemy im gacie, dosadzamy rośliny itp bajki (panowie drwią szczególnie podczas zszywania wiewiórowi gaci w kroku - nie mam pojęcia dlaczego ;>)

- Małgorzato odkąd u nas pracujesz znacząco zmienił mi się zakres obowiązków...

- nie musisz dziękować ;)

 

A potem wracamy do firmy, siedzimy, plotkujemy, wpada jedna z naszych koleżanek

- ej dziewczyny może byśmy nad wodę pojechały po pracy tak o DWUNASTEJ :)?

Świetny pomysł zważając na to że do 14,30 pracujemy ;)

3 sierpnia 2009

17.

Oni mnie kiedyś w tej firmie wykończą, ale po kolei...

Jakiś czas temu była burza i spaliło nam się trochę sprzętu komputerowego, Perezowi przypomniało się że kilka tygodni wcześniej z całkiem innego powodu spaliły się dwa kobylaste dyski, więc skoro i to i to spalone to podepnijmy to wszystko pod burzę i weźmy kasę od ubezpieczyciela. W papierach rzekomo się wszystko zgadza, gra muzyka, więc zgłosiłam szkodę.

Tak mnie tknęło dziś rano i pytam naszego elektryka jak wygląda nasza instalacja odgromowa - on będzie ją dopiero dziś zakładał. No to pięknie kuźwa, pięknie. Zadzwonił likwidator, że dziś wpadnie obejrzeć spalony sprzęt i ową instalację. Bajecznie, z instalacji jakoś się wyłgam, polazłam szukać uszkodzonego sprzętu. Ni widu, ni słychu, dzwonię do informatyka

- a po co ci ten sprzęt? - zapytał informatyk na 5 minut przed przyjściem likwidatora

- bo za chwilę będzie tu likwidator i chce to obejrzeć

- o kurwa!

- ty mi tu nie kurwuj chłopcze drogi tylko mów gdzie dupy umoczyliśmy?!

- yyyy, ale nie krzycz, ok?

- ...

- bo widzisz te dyski, to one się nie spaliły, tylko są stare i do wymiany, no i one są nadal w serwerze, dopiero muszę je wyjąć i spalić...

FUCK! Zabić to mało! Za jajca go powieszę!

 

Przyszedł likwidator, któremu w zasadzie nic nie mogę pokazać, bo informatyk dał dupy

- niestety nie mogę panu pokazać instalacji odgromowej, bo dziś jest poniedziałek, a wie pan jak wyglądają poniedziałki w zakładach pogrzebowych

- nie, nie wiem

- no duży ruch jest, jeszcze z weekendu i trochę nieprofesjonalnie byłoby skakać między ludźmi którym dopiero ktoś umarł... - głupio się tłumaczę

- ok, przejdźmy zatem do sprzętu

- wie pan co w zasadzie tu też będzie problem, bo nie mam fizycznie na miejscu dysków

- a gdzie są?

- nasz informatyk je wymontował i zapomniał zostawić w firmie, no i pojechały razem z nim na urlop, ale wrócą w przyszłym tygodniu, więc zapraszamy

Mówcie mi miszczu kretyńskiego tłumaczenia...